poniedziałek, 29 czerwca 2009
Lepkość
Duszno. Przedzieram się przez zastygniętą atmosferę miasta. W godzinach szczytu, gdzie wiatr jak na złość schował swoją dmącą moc, zostawiając tysiące twarzy na pastwę niewzruszonego na swój gorąc słońca. Z każdą minutą, lepkość ciała przybiera na sile. Suchość w ustach powoduje nieprzyjemne wrażenie przeżuwanego piasku. Miejska dżungla zaczyna topić się w strugach potu. Cień odmawia ratunku. Pozostaje jedynie zmięta gazeta w ręku, służąca jako chwilowy wachlarz. Ponad trzydziestostopniowy skwar odbiera jakąkolwiek chęć do działania, próby zrobienia czegokolwiek. Atmosferyczny nihilizm. Napuchnięte ciało zaczyna wydalać coraz większą ilość skraplającej się soli. Wtopiony w rozgrzany fotel środka komunikacji miejskiej, zastygam w bezruchu dając się całkowicie pojmać bezdusznej lepkości. Razem z niezliczoną ilością pasażerów, przy zamkniętych oczach, wyczekujemy chwili oddania swoich umęczonych i spoconych ciał pod władanie zimnych strumieni wody z domowej fontanny.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dziś i u mnie ta fontanna była błogosławieństwem...
OdpowiedzUsuńfontanna bywa zbawienna
OdpowiedzUsuńPrawdę pisząc, trzy godzinny po napisaniu tego posta (jeszcze w podróżnym notatniku), spadło niezłe dziesięciominutowe gradobicie.
OdpowiedzUsuń...i ja wczoraj się rozpłynęłam w słoną kałużę.....
OdpowiedzUsuńale po każdej burzy jest słońce! u mnie dziś 26 stopni, dlatego czmycham w cień. hmm ten komentarz u mnie oznacza, że się podoba? :)
OdpowiedzUsuńA ja tam lubię ciepełko, prócz dodatkowych oddechów obcych ludzi w komunikacji miejskiej. Kto wie co mają na... sumieniu :)
OdpowiedzUsuńPani Anju: A podoba, podoba się :)
OdpowiedzUsuń