czwartek, 27 listopada 2014

Lapida 52

Białowieża. Punkt 23 gasną wszystkie uliczne latarnie. Wieś pogrąża się w absolutnej ciemności i majestatycznej ciszy. Czapa nieba unosząca się nad nią usłana jest rozlewiskiem świecących punktów, których tak wyraźnych w mieście nie uraczysz. Na zewnątrz żywej duszy. Wiatr zawiewa z północy. Tylko czekać, aż lada moment zacznie prószyć śnieg przysłaniając iskające punkty gwiazd. Jednostajna melodia szumu drzew z dominującego tu zewsząd lasu, ulatuje statyczną nutą ponad uśpionymi dachami domostw. I tylko dym wykradający się zygzakiem z kominów, sygnalizuje o niewidzialnej aktywności człowieka na tym kresowym krańcu świata.  

wtorek, 25 listopada 2014

Jakoś tak nijak...

W naszą północno-wschodnią "Syberię" nastąpiło pierwsze uderzenie zimy. Mgliście senna atmosfera utrzymuje się całą dobę. Co jakiś czas dokonuje się we mnie przebudzenie, a to tylko za sprawą płatów śniegu z impetem zsuwających się z dachu domu na glebę podwórza. Jest ich coraz mniej więc mój letarg zapewne przybierze na sile. Chyba, że znów nadejdą opady białego puchu. Nie przepadam za zimą. Nuży mnie ten okres i pogrąża w jakiejś niesprecyzowanej nijakości. Wszystko robię w zwolnionym tempie. W wolnych chwilach sunę nogami przez biało błotniste pola w towarzystwie psa. Oddycham powietrzem przesiąkniętym zapachem palonego drzewa, węgla, koksu i wszystkim tym, co jeszcze pochłoną piece otaczających mnie domów i gospodarstw. Kiedy trzeba pójść do pracy - idę. Kiedy trzeba z niej wrócić - wracam. Jednym słowem zataczam kręgi codzienności wpisane w pory roku i zawarte w miesiącach kalendarza.

I jeszcze On. Ocalony z rowu melioracyjnego i wyrwany z psiego pyska. Niczego nieświadomy dachowiec, który gdyby nie zew szczęścia z wolna ulegałby już rozkładowi.


wtorek, 18 listopada 2014

Bardziej Jaskrawa Śmierć - uderza ponownie

Roger Karmanik uderza ponownie po ponad trzech latach ciszy, zastoju i rozwiązaniu własnej wytwórni płytowej Cold Meat Industry. Jego powrót jest iście diabelsko miażdżący. Po takich płytach jak Necrose Evangelicum oraz Innerwar - najnowsze przedsięwzięcie jakim jest With Promises Of Death gwarantuje poetyckie zmielenie komórek mózgowych na symboliczną kupę popiołu z jakiej wyrośliśmy w przekonania o naszej złudnej doskonałości.


niedziela, 16 listopada 2014

Droga

Droga wojewódzka numer 689. 49 kilometrów wylanego asfaltu ciągnącego się z Bielska Podlaskiego przez Hajnówkę, aż do Białowieży. Właściwie istotny jest tylko jej fragment łączący Hajnówkę z Białowieżą. Kręty, kosmaty, wąski na tyle, iż bez zaliczenia pobocza niemożliwością jest gładkie wyminięcie się pojazdów. Ukryty pod płaszczem szarego nieba. Otoczony z dwóch stron gęstą potęgą niewzruszonego lasu, wydaje się nie mieć końca. Właściwie to faktycznie nie posiada końca. Doprowadzając nas do celu ulega rozmazaniu, rozmyciu, rozproszeniu. Chowa się za plecami opuszczonych chałup, agroturystycznych przystani. Niknie w cieniu hotelowych gmachów i kilku wyświechtanych sklepów. Podchwytliwie zatacza okręg wokół pieszo-rowerowego przejścia granicznego. W swojej naturalnej agonii ulega rozpadowi na mrowie ścieżek, dróżek, żwirówek, leśnych trybów niknących w zamglonych horyzontach białoruskiej części puszczy.

czwartek, 6 listopada 2014

***

jak opadły liść
na drodze przy polach
okrytych snem z szarej mgły
otwieram powieki oczu kosmosu
pustym echem przemierzających
ciche stąpanie kroków po ziemi
będącej kolebką tej rozrastającej się
nieskończoności naszych dążeń i marzeń

mojej żonie

poniedziałek, 3 listopada 2014

A niech to piorun trzaśnie !!!


Właściwie to trzasnął. I co całkiem niedawno. Świadczy o tym zapach świeżego jak i opalonego płomieniem drzewa w miejscu roztrzaskanym uderzeniem. Olbrzymi świerk znajdujący się na terenie Rezerwatu Przyrody Lipiny przechylił się wprost w ramiona znajdujących się w jego pobliżu braci. Wraz z upływem czasu i postępującym obumieraniem, wyślizgnie się z ich objęć i runie całkowicie w leśną ściółkę. Tu jego pochówkiem zajmie się mech i próchnica.

sobota, 1 listopada 2014

Wszystkich świętych z drugiej ręki

Okres poprzedzający dzień zmarłych i zaduszki jak i same te dni zwłaszcza w okolicach cmentarzy przypominają miejsca nielegalnych osiedli oraz dzikich ogrodów botanicznych. Olbrzymie namioty gęsto rozstawiane jeden przy drugim po brzegi wypełnione są zasobami kwiatów, zniczy i najrozmaitszego fajansu mającego ukoić naszą tęsknotę po najbliższych. Tłumy ludzi od samego rana przechadzają się między donicami, wazonami, wstęgami, najrozmaitszych wielkości lampionami dążąc do wyboru tego najwłaściwszego produktu. Produktu, który tak naprawdę nie różni się absolutnie niczym od setek pozostałych. Zmierzwione twarze straganiarzy a zarazem strażników tych kolorowych dóbr, bez ustanku przekładają, dokładają, pielęgnują z namaszczeniem cały asortyment pokrywający chodniki i najbliższe metry zziębniętych porannym przymrozkiem trawników. I tak przez cały dzień handel balansuje miedzy mniejszym lub większym zyskiem. Odpocznieniem dla koczujących wydaje się być osłona nocy pod której płaszczem konsumują "rozgrzewacze", zalegające następnie za namiotami w postaci 200 ml butelek równie kolorowych i różnorodnych jak to, co tak usilnie starają się sprzedać, by ukoić naszą pamięć po tych co już nie ujrzą światła dnia.