poniedziałek, 30 stycznia 2012

Z pożółkłej karty IX

Na przekór

Lubię słuchać śpiewu ptaków o północy,
przyglądać się drzewom zielonym w zimie.
W głębokim śnie udać się do pracy
stojąc, wędrować po niewidzialnej krainie.

Lubię jeść kolację przy blasku poranka,
ignorując cykanie zepsutego zegarka.
Kładąc się do łóżka we wtorkowe południe
mruczę sobie pod nosem:
- żyć na przekór jest tak cudnie!

Lublin 1996

niedziela, 29 stycznia 2012

***

uśmierciwszy sen
wołam do nocy
światłem gwiazd
sycę oczy
i wsłuchuję się
w zastygłą
harmonię ciszy

piątek, 27 stycznia 2012

Wstawka mówiona

Z racji na wiek i szybkość mojego komputera poddaję się absolutnie i dosadnie w profesji buszowania po blogosferze.
Zdaję sobie sprawę z szybkości technologii i rozwoju wizualnego dostępnych stron internetowych.
W związku z tym, nie dziwię się również wielu blogowiczom, iż chwytając okazję próbują wcielić w życie zasadę tzw: "Odpicuj swego bloga".
Jednakże w tych okolicznościach, nawet jeżeli usilnie pragnę dostać się do treści i blogów mnie interesujących; zanim te wszystkie koła zębate, style, tapety, dodatki, gadżety, fantastyczne w swoich hop-siup szablony zostaną w pełni odczytane i przetrawione przez mój XX-sto wieczny procesor, mnie zmaga sen i bierze cholera. Nic pozostaje mi więc nic innego jak spasować. Na razie nie stać mnie na super szybką maszynę. A nawet jeżeli pewnego dnia przyjdzie mi przytulić nowy sprzęt, to i tak będę zwolennikiem stawiania na treść nie na wygląd. To tak na marginesie i bez obrazy.

wtorek, 24 stycznia 2012

Są, istnieją ...

Są pewne rzeczy, istnieją pewne momenty, chwile, które w swojej istocie są absolutnie bezcenne, lecz z drugiej strony warte są góry złota. Dla mnie jednym z takich momentów jest wsłuchiwanie się w świst wiatru lub zapach palonego ogniska. Poranna mgła nad polami nieopodal lasu lub różnorodna kolorystyka nieba nade mną. Przeczytany wiersz, książka, twarz ukochanej osoby, poranna kawa przy kuchennym stole z matką podczas urlopu ...
Są pewne rzeczy, istnieją pewne momenty, które znajdują się jeszcze ponad tym materialnym obłędem, w którym przyszło nam się taplać jak bezmyślne muchy w gównie.

sobota, 21 stycznia 2012

Podróż ciekawa, choć trochę napięta...

Szare chmury nad moją głową, które z czasem przybrały odcień brudnej bieli. Świszczy chłodny wiatr, siąpi złośliwie deszcz. A ja czuję się jakbym podróżował na koniec świata, wlokąc się autobusami między tak wąskimi uliczkami, że nie wiadomo kto komu powinien ustąpić pierwszeństwa. Wszystko dlatego że, ubzdurałem sobie zobaczyć ruiny opactwa Lesnes Abbey leżące na przedmieściach południowo-wschodniego Londynu, którego w 1178 roku założycielem i fundatorem był Richard de Luci - szeryf hrabstwa County of Essex. Wedle pogłosek miał to być pokutny dar za udział w zabójstwie Tomasza Becketa - arcybiskupa oraz kanclerza Anglii. Sunę więc po nieznanych mi obrzeżach Londynu umilając sobie podróż kawałkiem swojskiej kiełbasy, bułką i konserwowym ogórkiem.
Po pięciu godzinach błądzenia, tracąc z wolna cierpliwość, ku chwale zachmurzonych niebios dotarłem do celu. Pomijając same ruiny, poczułem się po części jak w domu, a ściślej ujmując jak w wąwozach Kazimierza Dolnego.

W celu zminimalizowania moich tików nerwowych nie chcę wspominać już o drodze powrotnej do domu. Całe szczęście, że wycieczka opatrzona była dobrym i skocznym zapleczem muzycznym. Inaczej trafiłby mnie chyba szlag. Nie wiem co mnie skusiło na ten wypad, ale trzeba przeboleć jeżeli olało się luksusy komunikacyjne jakim jest szybki pociąg, a postawiło na własne nogi i autobusy posuwające się z prędkością żółwia.


Dropkick Murphys - Memorial Day

czwartek, 12 stycznia 2012

***

Znowu słyszę ten cichy krzyk
jak zdławiony szept na dnie serca.
Na który wyczulone są
tylko drzewa z liści ograbione,
szron i szara połać nieba.
Gdzie pójść,
w którą stronę głowę skierować.
Gdy wokół tylko gołoledź
i zastygła twarz
po drugiej stronie okna.

piątek, 6 stycznia 2012

Jest taki czas...

Mam dzisiaj ochotę na odrobinę prawdziwego smutku. Ale nie smutku negatywnego, depresyjnego, niszczącego wewnętrzny spokój, lecz smutku zmieszanego z pięknem wspomnień, pięknem kreowanych wizji i zamierzeń. Z pragnieniem zatrzymania czasu na wybranych fragmentach życia, tylko po to by móc przeżyć je jeszcze raz. Smutku zmieszanego z mocą wyobraźni nieograniczonej, potężnej w tworzeniu obrazów i doznawania inspiracji. Smutku wyciskającego pod wpływem refleksji łzę szczęścia i uśmiech sponad szklących się oczu. Smutku uwikłanego w cichość, błogość i zadumę. Smutku, którego nie jest w stanie odebrać żadna rozpacz ani zły los.

środa, 4 stycznia 2012

Prawie jak pocztówka z Lublina...


Historia jednej fotografii tak żywa, tak realna. Patrząc na nią mam wrażenie jakby została zrobiona dosłownie wczoraj. Czuję zapach"Wzgórza czwartkowego". Chłód jesiennego wiatru owijającego się wokół uszu. Smak wódki w ustach. Potrafię odtworzyć w myślach sposób i kierunek przemieszczania się chmur na niebie. Chaos myśli krzątający się w głowie. Cichą refleksję osaczoną zewsząd smutkiem powrotu. I to pozbawione echa, poetyckie łkanie do nieokreślonego...

poniedziałek, 2 stycznia 2012

***

głowa w chmurach -
dziurawa droga
nie robi wrażenia

niedziela, 1 stycznia 2012

Kolejny rok...



bez postanowień
bez przyrzeczeń
bez obietnic
bez opieprzania się
bez nie umartwiania się
bez nie frustracji
bez nie łez
bez nie uśmiechu
bez nie goryczy
bez nie kaca
itd...

Po prostu... kolejny rok.

Aż mi się marzy, by Uroboros namiętnie pożerający swój ogon w końcu zadławił się i wyrzygał cały ten banał historycznej powtarzalności.