środa, 28 stycznia 2009

Zawieszenie teraźniejszości bycia

Siedząc sobie dzisiaj samotnie, podczas przerwy w moim stałym wykonywaniu tych samych czynności (tragiczny policzek dla człowieczeństwa) zwanych pracą, w strugach deszczu, w moim ulubionym ambientowym parku, zawiesiłem transfer myśli na czas określony. Poczułem się wyjątkowo wyalienowany. Doznałem uczucia jakbym znajdował się poza dobrem i złem. Całkowita pustka i spokój nicości wypełnił mój umysł. Chwytając okazję, pławiłem się w tym irracjonalnym złudzeniu mocno i intensywnie, tak długo jak tylko mogłem utrzymać ten chwilowy stan całkowitej nicości w mojej wyzwolonej od wszelkiego ciężaru "teraźniejszości jaźni". Raz tylko przerwę w tym niemym trwaniu zrobiłem, by palcem ręki uczynić ledwie widoczne zadrapanie na linii, gdzie czasoprzestrzeń załamuje się w punkcie zmierzającym do samorealizacji. O godzinie 11.30 wszystko wróciło do normy. Na powrót stałem się człowiekiem, wykonującym puste czynności w celu zapewnienia sobie lepszego jutra.

poniedziałek, 26 stycznia 2009

***

przebłysk słońca
krople rosy
niczym pot
na czole zmarszczonym
ludzki zgiełk
a w nim moje kroki
godzin odliczanie
na koniec
próba powrotu
ze spokojem
do ciszy

trudno uwierzyć,
że to dzieje się
naprawdę

czwartek, 22 stycznia 2009

Bliźni

znikąd Ja
znikąd Ty
zaciśnięte dłonie
zęby niczym
zapora dla języka
nienawiść w oczach
mgła bezsilności
przeraża
na śmierć

czwartek, 15 stycznia 2009

Męstwo Bycia*

najpierw skradli mi sen
później pozostawili na jawie
niczym wartownika strzegącego
własnego sumienia
zdzierając ze mnie skórę
pytali o wrażliwość postrzegania
zjawisk i zmian zachodzących
pod zamkniętymi na nieświadomość
oczami
nie mogąc doczekać się rezultatów
owego złudnego doświadczenia
skłamali
wystawiając moje ciało pod publikę
jako symbol ludzkiego upokorzenia

*Tytuł wiersza zaczerpnąłem z książki Paula Tillicha - "Męstwo Bycia"

poniedziałek, 12 stycznia 2009

Taki tam Aforyzm

Zanieczyszczenie umysłu jest tym większe im większa jest ilość bzdur wchłaniana przezeń na wskutek ciągłego obcowania z cywilizacją.

czwartek, 8 stycznia 2009

"Kupa" z myśli

Złapałem się ostatnio na czymś, co w pewnej mierze zakłóciło a wręcz zdruzgotało moją wewnętrzno-subiektywną relację z samym sobą. Chodzi mianowicie o "myśl". Otóż jedną z moich słabości jest to, że lubię (czasem to naprawdę może pogrążyć, przyprawiając o lekkiego doła) rozmyślać w najróżniejszych tego słowa aspektach. Kłaść na warsztat myślowy wszelkie otaczające mnie zjawiska i udręczając swój umysł, dokonywać ich głębokiej i wnikliwej penetracji. Rozkładając zawartość na najdrobniejsze detale. Przenikać myślą na wskroś uzyskane w związku z tym elementy, cząstki, drobiny, skrawki itp.
Istota tragizmu jaka wypływa z uprawiania owej "intelektualnej masturbacji" przejawia się w tym, że uświadomiłem sobie, iż od kilku lat stoję myślowo w miejscu. Moja zdolność myślenia została zakotwiczona w martwym punkcie. Na mieliźnie oklepanych na wylot już teorii, koncepcji, interpretacji, założeń, analiz. Błądzę jak ślepiec nie wysnuwając żadnych nowych wniosków, spostrzeżeń, odkryć. Rozdrapuję zaropiałe strupy niegdyś zdobytej wiedzy, czyniąc ranę nigdy nie gojącą się. Właściwie nieświadomie stałem się ofiarą własnego umysłu, który bezczelnie zamienił to, co było kiedyś godne uwagi i dyskusji na płaszczyźnie filozoficznej, w nic nie znaczący chaotyczny mętlik myślowy, oparty na doktrynie "powtarzania się". Skłócony ze wszystkim co potrzebuje zaczerpnąć odrobinę świeżości i postawienia kolejnego kroku w przód.

poniedziałek, 5 stycznia 2009

Lapida 19

Czy dążyć do czegoś, znaczy od razu tego chcieć? Czy też jest to po prostu kolejny złudny miraż, będący efektem "ubocznym" setek lat aktywności umysłowej człowieka. Który w miarę dojrzewania i ogólnej ogłady, przyobleczony zostaje w podstępną i zdradliwą magię pojęcia "kultura", "cywilizacja", "tradycja" oraz płynące z tych pojęć "określone wzorce zachowań"?
Ogólnie ujmując, cała ta popieprzona i skomplikowana obyczajowość w obliczu której słowo "nie chcę" znaczy tyle co "no dodrze" - bo inaczej nie wypada.
Thomas Hobbes zapewne określiłby zaistniały stan rzeczy - wewnętrznym lękiem obustronnym.

Kilka błachostek na dobry początek

  • Jestem nagi w obliczu wiedzy, której siły i potęgi nie będę w stanie pojąć (nie chodzi tu o głupotę lecz o lenistwo w wyciągnięciu ręki nieco wyżej, poza zaistniały już stan rzeczy).
  • Jestem rozdwojony (czasem myślę, że wręcz rozczłonkowany) między absurdem a racjonalnością i zachowaniem trzeźwości postrzegania, tego z czym przyjdzie mi się zmierzyć.
  • Jestem wypluty z wszelkich pomysłów jak być jednostką nie rzucającą się w ogóle w oczy tym którym w oczy się rzucam.
Mam złowrogie przeświadczenie, że nadchodzi czas kartezjańskiej wrażliwości, która wbrew mojej (nie)woli na stałe pragnie się ulokować w niezrozumiałych i niedostępnych dla mnie samego głębinach mojego umysłu. A zacząć wojnę z sobą samym brzmi z goła groteskową paranoją.