piątek, 30 maja 2008

(Do pełni szczęścia brakuje jeszcze drogi zasłanej pożółkłymi liśćmi w środku złotej jesieni, najlepiej gdzieś w okolicach Kazimierza Dolnego)

wtorek, 27 maja 2008

czwartek, 22 maja 2008

Takie tam przemyślenia

Z obolałymi rękoma w kieszeniach dziurawych, mijam tajemnicze zgromadzenie wielbicieli tanich win spod znaku młodego intelektualisty pokolenia dziewięćdziesiąt. Nie za bardzo rozumiem wywodów dzisiejszych młodych gniewnych. Podobno Playstation 3 jest lepsze od X-BOXa. Problematyka dzisiejszej technologii nieco mnie przerasta.
Starając się nie wzbudzać zbędnych podejrzeń, skręcam pewnym krokiem w prawo. Nie trwa to jednak zbyt długo, gdyż z obawy wetknięcia swej niczego nieświadomej stopy w gówno NOPu odbijam czym prędzej w lewo. Inaczej musiałbym już podskakiwać do końca życia, a z reguły szybko ulegam przemęczeniu. Chwilowe wytchnienie, zupełnie jak za dawnych czasów, choć ideały powoli wygasają. Pozostaje natomiast mrowie pustych słów i stek jałowych obietnic.
W alei absurdu spod znaku 'rżnięcia głupa', również nic się nie zmieniło. Nawet przybyło trochę wyrafinowanych 'zamydlaczy' oczu:
To nie była jego wina, po prostu dał się ponieść kolegom z podwórka bez "własnej" wiedzy, by wpisali go w poczet redakcyjny chodnikowego pisemka o tematyce nacjonalistyczno - rasistowskiej z dużą dawką nazizmu. Żydom wprawdzie praw nie odebrał, gdyż zapewne w życiu żadnego na żywca nie widział, ale za to udało mu się wyślinić niezłą posadkę w telewizji publicznej i nawet włożył trochę serca w środowisko. Próbował zamydlać oczy swoją nieskazitelną przeszłością. Niezbyt mu to jednak wyszło jak orzekł sąd. Gówniarz jeden.
Kolejny pan w przypływie zachwytu spowodowanego sukcesem swojej drużyny piłkarskiej, której zresztą był członkiem pomylił koszulki reprezentacyjne i śmiało paradował po całym boisku z koszulką o numerze "śmierci żydzewskiej kurwie". Naprawdę fenomenalny numer, zazwyczaj mamy od 0 do 9. Później pozostają już nieskończone kombinacje na podstawie tych cyfr. A tu proszę, zupełnie nowy wymiar piłkarskiej cyfrologii. Ów bohater strzelił sobie samobója w chwili, gdy na łamach prasy próbował zamydlać oczy usprawiedliwiając się wymówką, iż nie spostrzegł jakiego rodzaju dar został mu podarowany przez jednego z kibiców. Gówniarz jeden.
Kwiat polskiej inteligencji emigracyjnej pragnie intelektualnego cofnięcia. Tak przynajmniej wywnioskowałem z rozmów jakie miałem okazję przeprowadzić z wieloma młodymi ludźmi przebywającymi obecnie na Wyspach. Żałują, że zamiast jakiegoś czysto praktycznego kursu zawodowego typu spawacz czy glazurnik, wybrali koncepcję Adasia Miałczyńskiego z "Dnia Świra". Czyli próby schwytania Boga za nogi i uwolnienia swego potencjału ścisło-intelektualnego na różnego rodzaju polskich uczelniach. Któż mógł przypuszczać, że widmo nowego systemu jakim jest nasza wspaniała "demokracja" zaserwuje nam taką życiową sieczkę. W końcu aby przenieść przedmiot X z punkty A do docelowego punktu B nie trzeba posiadać stopnia magistra lub doktora. Gdybym to wiedział wcześniej ...



Lapida 12

Dzisiaj w pracy miałem pożegnalny serwis jednego z moich kolegów kucharzy Josha z Australii. I wiecie co spostrzegłem, że po raz pierwszy jestem naprawdę zazdrosny. Nie o pieniądze czy pozycję społeczną ale ogólnie o całokształt. Patrząc na te roześmiane gęby znajomych mojego kolegi Josha rodem z Australii i Nowej Zelandii, wywnioskowałem nie tylko z obserwacji ale z ogólnych rozmów z tymi ludźmi, że większość z nich traktuje pracę oraz pobyt tu w Londynie jako rodzaj tymczasowej rozrywki oraz przygody. Przyjechać, popracować, poznać nowych ciekawych ludzi, odłożyć póki jest okazja trochę zarobionych pieniędzy i bezstresowo wrócić sobie z powrotem do bezstresowego kraju, gdzie słońca i morza nie ma końca. Ja natomiast byłem, jestem i zostanę już tylko małym polaczkiem z klasy średniej, rodem ze średniego narodowo wciąż zakompleksionego państewka o nadmiernie wypaczonej mentalności jakim jest Polska, gdzie większość społeczeństwa nadal jest przesiąknięta piętnem socjalistycznego okresu. Długo czasu jeszcze minie, zanim ujrzymy szczerze roześmiane gęby bezstresowych młodych ludzi (dla których kupno gównianego mieszkania do którego mają święte prawo, graniczy teraz z cudem) oraz rzesze zadowolonych ze swojego życia emerytów i rencistów (którzy na dziś dzień lepiej by wyszli finansowo, jakby od małego regularnie wpłacali składki na książeczkę PKO) . Zanim to jednak nastąpi, mnie zapewne już dawno nie będzie wśród grona tych roześmianych i niczym nieobciążonych gęb.

wtorek, 20 maja 2008

Lapida 11

Z powrotami nigdy nic nie wiadomo. Jeżeli już owy nastąpi (co jest praktycznie pewne, ale zajmie to jeszcze trochę czasu) i przyjdzie mi po raz kolejny zmienić miejsce mojego przeznaczenia (żywię nadzieję , że już na dobre), tym razem na Londyn -> Polska, to z całego tego szalonego zgiełku będzie mi brakować tylko dwóch rzeczy : koncertów i whiskey.

niedziela, 18 maja 2008

***

wybiła północ
ręce lekko drżą jeszcze
pod wpływem minionego dnia
sen skleja powieki bezlitośnie
dając znak, że nadeszła pora
by przeciąć linię aktywności życia
snem co ukoi zmęczenie moje

sobota, 3 maja 2008

Trochę otuchy

Nic tak nie poprawia samopoczucia jak luźne spotkanie się z kilkoma znajomymi w piątkowy wieczór w przytulnie miłym pubie, gdzie między szaleńczymi kolejkami złocistej tequili, można podzielić się swoimi doświadczeniami i przeżyciami z minionego tygodnia w atmosferze całkowitego relaksu i zapomnienia. Tak by po zakończonym spotkaniu odprowadzając się nawzajem lekko chwiejnym krokiem, omawiać namiastki planów ponownego spotkania się.