wtorek, 28 czerwca 2011
Lapida 40
Historycznie rzecz ujmując, popełniamy przez cały czas te same błędy. Z tą tylko różnicą, że udoskonalamy je o rozwój technologiczny. Od oszczepu po wiązkę lasera. I co gorsza, na nasze barbarzyństwo zawsze próbujemy uzyskać słuszne usprawiedliwienie.
niedziela, 26 czerwca 2011
środa, 22 czerwca 2011
Pokuta
w chwilach zwątpienia
ściągam buty
i z nogami wyciągniętymi
ku niebu
szukam zrozumienia
w prześwitach
dziesięciu palców
ściągam buty
i z nogami wyciągniętymi
ku niebu
szukam zrozumienia
w prześwitach
dziesięciu palców
niedziela, 19 czerwca 2011
sobota, 18 czerwca 2011
Johnny i Świerszcze
Johnny
Drzwi się otwierają
Johnny się śmieje
Widok sponad
Wystawia swą głowę
Z okna i osusza oczy
Pamiętam zimę sprzed jakiegoś czasu,
Kanciaste kształty zrobione głęboko w ziemi
Gdzie ktoś kiedyś stał
Czarno na białym
Biało na białym
Echo głosów odbija się między budynkami
Rampa do drzew i drzewa wkoło
Pamiętam łzę, zamarzniętą biało na białym,
Niczego nie pamiętam.
Szary salon,
Johnny wzdycha
Otwiera okno i gapi się na drogę.
Niektóre rzeczy nie mają sensu,
Strach przed wyjściem,
Karaluchy trzęsą się w koncie
Koc otacza twoje ramiona,
Gorąco, potem zimno, zimno, potem ciepło
Puls gna, wolno gna - stanął.
Pamiętam noce spędzone na słuchaniu do świtu
Niczego nie pamiętam
Drzwi wolno się otwierają,
Johnny siada na łóżku
Kładzie się i umiera.
_____***_____
Dwa utwory z nieznanych mi przyczyn bardzo ważne dla mojej wewnętrznej konstrukcji emocjonalnej.
Dwa utwory o zupełnie innej tematyce, jednakże dla mnie zawsze chodzące w parze.
Dwa utwory, dwa przeciwległe sobie światy mające swój kulminacyjny moment w mojej abstrakcyjnej wyobraźni.
Drzwi się otwierają
Johnny się śmieje
Widok sponad
Wystawia swą głowę
Z okna i osusza oczy
Pamiętam zimę sprzed jakiegoś czasu,
Kanciaste kształty zrobione głęboko w ziemi
Gdzie ktoś kiedyś stał
Czarno na białym
Biało na białym
Echo głosów odbija się między budynkami
Rampa do drzew i drzewa wkoło
Pamiętam łzę, zamarzniętą biało na białym,
Niczego nie pamiętam.
Szary salon,
Johnny wzdycha
Otwiera okno i gapi się na drogę.
Niektóre rzeczy nie mają sensu,
Strach przed wyjściem,
Karaluchy trzęsą się w koncie
Koc otacza twoje ramiona,
Gorąco, potem zimno, zimno, potem ciepło
Puls gna, wolno gna - stanął.
Pamiętam noce spędzone na słuchaniu do świtu
Niczego nie pamiętam
Drzwi wolno się otwierają,
Johnny siada na łóżku
Kładzie się i umiera.
Ian Curtis (1979)
_____ ***_____
Świetliki - Świerszcze
_____***_____
Dwa utwory z nieznanych mi przyczyn bardzo ważne dla mojej wewnętrznej konstrukcji emocjonalnej.
Dwa utwory o zupełnie innej tematyce, jednakże dla mnie zawsze chodzące w parze.
Dwa utwory, dwa przeciwległe sobie światy mające swój kulminacyjny moment w mojej abstrakcyjnej wyobraźni.
sobota, 11 czerwca 2011
W ten czas
dzisiaj
nie było słów
usta
przebił ból igły
z nitką nasączoną milczeniem
na spranych dżinsach
rzuconych niedbale na krzesło
ślady wczorajszej ulewy
zmieszane z błotem
szkice na płótnie
przeszłych zdarzeń
bród pod paznokciami
wymięte łóżko
popielniczka
z porzuconym przeznaczeniem
i ten pusty plecak wciśnięty
w zagrzybiały róg pokoju
symbol niezdecydowania
jutro...
jutro będzie inaczej
na nowo zabrzmią słowa
i miasto wyda swoje echo
wczesnym świtem
nie było słów
usta
przebił ból igły
z nitką nasączoną milczeniem
na spranych dżinsach
rzuconych niedbale na krzesło
ślady wczorajszej ulewy
zmieszane z błotem
szkice na płótnie
przeszłych zdarzeń
bród pod paznokciami
wymięte łóżko
popielniczka
z porzuconym przeznaczeniem
i ten pusty plecak wciśnięty
w zagrzybiały róg pokoju
symbol niezdecydowania
jutro...
jutro będzie inaczej
na nowo zabrzmią słowa
i miasto wyda swoje echo
wczesnym świtem
środa, 8 czerwca 2011
Odblask
I znowu Ja
I łóżko
I firana
I okno
I ten komizm sytuacyjny,
bijący nieprzerwanie zza szyby.
Będący wyrazem podziwu dla zmian
widzianych przez człowieka
z perspektywy pozycji siedzącej.
I łóżko
I firana
I okno
I ten komizm sytuacyjny,
bijący nieprzerwanie zza szyby.
Będący wyrazem podziwu dla zmian
widzianych przez człowieka
z perspektywy pozycji siedzącej.
wtorek, 7 czerwca 2011
poniedziałek, 6 czerwca 2011
Szarym świtem
W pochmurnym nastroju
niebo zaczęło płakać wczoraj.
Do dzisiaj rana nie znalazł się nikt,
kto by pocieszył i przetarł ten grad
deszczowych łez.
W tym zgorzkniałym pejzażu
zamglonym, zmęczonym trwaniem,
Przemierzałem swój utarty szlak
depcząc po opadłych owocach
dzikiej czereśni.
niebo zaczęło płakać wczoraj.
Do dzisiaj rana nie znalazł się nikt,
kto by pocieszył i przetarł ten grad
deszczowych łez.
W tym zgorzkniałym pejzażu
zamglonym, zmęczonym trwaniem,
Przemierzałem swój utarty szlak
depcząc po opadłych owocach
dzikiej czereśni.
środa, 1 czerwca 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)