piątek, 29 listopada 2013

Leśny Ambient

Są chwile w których myśli drzemiące w nas przybierają formy obrazów bardziej treściwych niż to, co chcielibyśmy opisać za pomocą słów.

środa, 27 listopada 2013

***

to jest tylko chwila
siedzę tu i teraz
wykonując pewne gesty
drapiąc się w głowę
zachodzę myślami
po horyzont
aż do wyciśnięcia łez
w oddali
dochodzi końca pieśń
niewzruszonego lasu
na nutę
-  wszystko mija
i niknę jak jesienna breja
majacząca coś do
melioracyjnego rowu
ot cała filozofia
pulsujących tkanek
w oparach rozumu

czwartek, 14 listopada 2013

Rowerem przez Trakt Hajnowski do wsi Budy

Dzisiaj zrobiłem sobie krótki wypad rowerem po obrzeżach Puszczy. Jako leśny laik nie chciałem się zapuszczać od razu w głębokie rejony. Na to zapewne przyjdzie jeszcze właściwa pora. I to nie w obawie o żubry, lecz o moją ukochaną i jej obawy odnośnie mojej orientacji w terenie. Wybrałem więc (pozostając szczerym, żona zrobiła to za mnie) Tryb Hajnowski, stanowiący dość ciekawy w swojej topografii około 10 kilometrowy odcinek Hajnówka - Budy.
Trasa dosyć łatwa, więc moje lęki co do zgubienia drogi były nikłe, co nie przeszkodziło mi jednak tak na wszelki wypadek zaopatrzyć się w kompas i mapę;) Z atrakcji, oprócz nieopisanego w swoich dzikich walorach piękna samego lasu, można było wyróżnić Krynoczkę. Miejsce kultu, którego motorem napędowym jest płynące tu święte źródełko, posiadające wedle wierzeń prawosławnych moce uzdrawiające. Zapewne na cześć owego źródła w 1848 roku została zbudowana tu drewniana cerkiew p.w. ś.ś Braci Machabeuszów.
Niestety do uzdrowieńczych wód dostęp nie jest taki łatwy. Moją osobę od doświadczenia dobrych mocy odgradzało dosyć masywne ogrodzenie, co nie sprawiło mi jednak problemu wcisnąć obiektyw aparatu między otwory drucianej siatki w celu zrobienia zdjęcia. Jeżeli naprawdę chciałbym zobaczyć to cudotwórcze miejsce z nieco bliższej perspektywy, muszę udać się tu w niedzielę. W ten bowiem dzień odprawiane są tu nabożeństwa, co niewątpliwie staje się również dobrą okazją zwiedzić obiekt od wewnątrz.

Kolejnym dość specyficznym okazem stanowiącym jednocześnie Pomnik Przyrody był przemasywny głaz usytuowany samotnie na szczycie małej rozpadliny pamiętającej zapewne czasy prehistoryczne.
Przemierzając dalej rowerem tą przerastającą mnie w swojej potędze leśną głuszę, wjechałem na teren zwany "Dębowy Grąd", wchodzący w obszar rezerwatu przyrody Naturalnych Lasów Puszczy Białowieskiej.
Absolutna dzicz, okrywająca swoją tajemną poświatą piękno prawie nienaruszonej ludzką ręką natury. Niewątpliwie w tym magicznym miejscu mój zachwyt wzbudziła specyficzna cisza, będąca nierozerwalnym elementem jakże potężnego życia setek drzew stanowiących wielosetletni w swoim wieku las.
Po jakimś czasie hulaszczego pedałowania przez otaczające mnie zewsząd piękno dotarłem do rozwidlenia dróg. I to było jeszcze wspanialsze doświadczenie, jakże dalekie od miejskich skrzyżowań pełnych ludzi, pojazdów, gównianych billboardów i mnóstwa innego konsumpcyjnego stolca. Ja tymczasem miałem dwa wybory: 
Pojechać w prawo... 


lub


pojechać w lewo...  ;)

Całe szczęście pamiętałem o wytycznych mojej małżonki, więc skorzystałem ze zbawiennego w swoich skutkach na moją orientację w terenie - drogowskazu. 
Obierając kierunek Budy, zarzuciłem śmiało kierownicą w prawo i pognałem przed siebie po spękanym asfalcie pamiętającym zapewne jeszcze czasy pierestrojki.

Sama wieś Budy jest raczej trudna do opisania, gdyż po prostu nie ma tu niczego co można opisać tak, by utrwaliło się to w naszej pamięci. Ot kawałek asfaltówki zwanej "główną", przeciętą z obydwu stron domostwami, gdzie o godzinie 15.20 nie widać tu i nie słychać żywej duszy. No może z wyjątkiem ujadania psów. 
Uroczy pejzaż przy wjeździe do wsi Budy 

Po dosłownie kilku minutach byłem ponownie w punkcie wyjścia. Nie ma się co dziwić, w końcu kilka metrów zagęszczenia ludzkiego można objechać z prędkością światła. Po krótkim namyśle postanowiłem na przekór znakowi informacyjnemu udać w drogę powrotną tym samym szlakiem, co przywiódł mnie aż tutaj. Znaczy się przez las :)
I prawdę mówiąc ten krótki, choć prawie dwugodzinny zryw przygody miał w sobie coś mistycznego. Coś co napełniło mnie od nowa pozytywną energią uświadamiając sobie jednocześnie, że życie to nie tylko zabieganie o ulotne dobra doczesne. To coś więcej. To czerpanie życiowej energii i natchnienia z otaczającej nas przyrody, którą nie za bardzo mamy czas dostrzec w naszym codziennym egzystencjalnym chaosie.  

Powolny zmierzch zapadający nad Hajnówką



Post dedykuję Szamancikowi

poniedziałek, 11 listopada 2013

Jest jak jest

Tak, jest to miejsce nad wyraz dziwne dla mnie jako złaknionego samotni mieszczucha, taplającego się przez ostatnich naście lat w blaskach wielkich metropolii. Tutaj natomiast wszystko ulega odwróceniu o pełne 180 stopni. Z moim niepraktycznym minimalizmem oraz zawodowymi umiejętnościami zawierającymi się w określeniu: pracownik fizyczny A-B-S-O-L-U-T-N-I-E niewykwalifikowany, nie posiadający w kryteriach polskich realiów nawet prawa do zasiłku, czuję się jak przysłowiowa igła w stogu siana. Jeszcze nie tracę nadziei. Staram się nie stracić z oczu biegu dobrych wiatrów. Posiadając pewien bagaż doświadczeń z zakresu poszukiwania pracy za granicą zaraz po świeżym dołączeniu naszego umęczonego historią  kraju w unijne szeregi, tułam się na wzór londyński od supermarketów przez fabryki, zakłady produkcyjne do sklepów z RTV AGD. Od barów z kebabami do iluś tam gwiazdkowych restauracji, hoteli i pensjonatów. I żaden tu wstyd czy hańba. Wszakże praca sama nie przyjdzie a dla chcącego nic trudnego. Chęci są i to całkiem spore. Gorzej z horyzontalnym widokiem na pozytywność myślenia drugiej strony medalu: Tak damy panu szansę. Proszę odwiedzić nas a uczynimy z pana z pełnym zrozumieniem i cierpliwością zawodowego profesjonalistę. He, he...
______ * ______


  Koniec cywilizacji - ostatnie przejście i dalej tylko spokój, cisza i szum lasu. 


czwartek, 7 listopada 2013

Kilka minut po szóstej

Nie przypuszczałem, że siedzenie przy własnym stole, we własnym salonie, na własnym krześle w całkowicie własnym domu kilka minut po szóstej rano z kubkiem mocnej sypanej kawy i kawałkiem napoleonki, będzie sprawiało mi aż taką rozkosz. I ta otaczająca mnie zewsząd cisza, wplątana w stukot zegara zwisającego nad kominkiem. Nawet sobie nie jestem w stanie przypomnieć, kiedy ostatni raz mogłem się w nią zanurzyć. Głęboka jak najciemniejsza noc, przy której niewypowiedziane myśli i słowa stają się słyszalne, wypełniając przestrzeń jak echo dzwonu z pobliskiej klasztornej dzwonnicy. Błogość i jeszcze raz błogość. Leniwie i całkowicie bez pośpiechu rozglądam się dookoła na cztery strony świata, w którym na nowo odszukuję realności własnego Ja. Po lewej widzę z wolna tracące swoje złote szpilki modrzewie, które próbują dumnie zachować resztki godności wobec swoich gołych już zupełnie przyjaciół zahipnotyzowanych jesienną aurą. Tuż za nimi, kilka chałup i długie kilometry lasu ciągnące się aż do Białowieży a potem hen w głąb nieprzewidywalnej Białorusi. Wszystko to obleczone pierwszym błyskiem wschodzącego słońca, barwiącego szarość jesiennego nieba mnogością kolorów. Za moimi plecami rozpościera się północ naznaczona pustkowiem i zamglonymi polami. Potem Dubiny i po prostej Białystok, pełen miejskiego gwaru i chaosu do których nie mam najmniejszej ochoty wracać. Od frontu, czyli tuż za oknami naszej uroczej kuchni przez południowo-zachodnią stronę zatacza swój łuk Hajnówka, zwana również Bramą do Puszczy. Traf sprawił, że dosłownie rąbkiem swojej powierzchni zahacza o nasze domostwo, włączając je jednocześnie w swoje spokojne progi. Błogość i jeszcze raz błogość. Kończę kawę i z zadowoleniem myślę jak tegoroczna jesień rozpieszczała nas swoimi pogodnymi darami. Wiem także, że niedługo przyjdzie mi również przywitać pierwszą po tylu latach prawdziwą, puszystą zimę. Zwłaszcza w tych stronach. Dobrze, że posiadam ciepłą kurtkę i dobre buty. Wstaję z krzesła, zmywam kubek po kawie, wchłaniam ostatnie okruchy ciastka i oddaję się pod władanie losu.

sobota, 2 listopada 2013