sobota, 20 grudnia 2014

W kolejce ...


Lublin. Mała piekarnia "Halina" ulokowana pomiędzy obskurnym dworcem PKS, a równie obskurnym bazarem. Teren bez wątpienia szemrany jednakże posiadający swój egzotyczny urok i klimat. Pulsujące kłębowisko tupotu setek nóg, krzyków, rozmów, przepychanek i bijatyk. Zwięzła panorama tego fragmentu miasta.
Zanim kupisz tu dobre pieczywo a wybór jest naprawdę fantastyczny i niezbyt drogi, musisz wpierw wystać swoje. To znaczy zająć miejsce w kolejce nieraz bez licha dalekiej od drzwi wejściowych. Proces planowanego zakupu przypomina obraz prześlizgiwanie się węża z jednej dziury do drugiej. Z racji małego pomieszczenia wchodzisz jednymi drzwiami a wychodzisz drugimi znajdującymi się zaledwie półtora metra od pierwszych. Wszystko gęsiego. Twoje cierpliwe wyczekiwanie w każdej chwili może zostać zakłócone przez natrętną i upierdliwą cygankę pragnącą z całych sił przepowiedzieć ci twoją świetlaną przyszłość. Moment osiągnięcia celu, czyli chwila w której z radością dzierżysz w dłoni lub reklamówce obfitą bułę ze szpinakiem, kapustą, soczewicą lub mega pizzą-cebularzem zmienia postać rzeczy. Teraz nic tylko ruszyć z buta przed siebie i dać się pochłonąć urokom miasta. Dobrze jest mieć w takim momencie butelkę taniego wina w plecaku, gdyż podróż staje się wtedy bardziej płynna i zmniejsza się ryzyko zadławienia;)

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Matecznik

Mam takie przeczucie, że muszę chwilowo się gdzieś ukryć. Po prostu schować się pod zmarzniętą skorupę błotnistej gleby. Wmazać się w szary pejzaż nagich drzew, obumarłych łąk, zziębniętych pól. Zniknąć do odwołania w zwykłej codzienności z kilkoma rzeczami podtrzymującymi przy życiu moje funkcje wyobrażeniowo-myślowe. Nie wiem kiedy wrócę...

poniedziałek, 1 grudnia 2014

I co z tego...

Jeszcze raz wpatruję się w to wszystko. Analizuję wnikliwie rzekome morale, społeczne zobowiązania, osobiste dywagacje. Myślami przepompowuję krew w swoich żyłach. Tak wiem, mrowie niedoskonałości, niedociągnięć, mrocznych zakamarków. Powinności każdego dnia spełniam sumiennie. Czasem z lekkim ociąganiem. Jestem. I w związku z tym nie widzę w tym wszystkim jakiegoś usensownionego znaczenia, przy pomocy którego potrafiłbym rozwiać tę filozoficzno-teologiczno-egzystencjalną farsę jaką jest życie.

czwartek, 27 listopada 2014

Lapida 52

Białowieża. Punkt 23 gasną wszystkie uliczne latarnie. Wieś pogrąża się w absolutnej ciemności i majestatycznej ciszy. Czapa nieba unosząca się nad nią usłana jest rozlewiskiem świecących punktów, których tak wyraźnych w mieście nie uraczysz. Na zewnątrz żywej duszy. Wiatr zawiewa z północy. Tylko czekać, aż lada moment zacznie prószyć śnieg przysłaniając iskające punkty gwiazd. Jednostajna melodia szumu drzew z dominującego tu zewsząd lasu, ulatuje statyczną nutą ponad uśpionymi dachami domostw. I tylko dym wykradający się zygzakiem z kominów, sygnalizuje o niewidzialnej aktywności człowieka na tym kresowym krańcu świata.  

wtorek, 25 listopada 2014

Jakoś tak nijak...

W naszą północno-wschodnią "Syberię" nastąpiło pierwsze uderzenie zimy. Mgliście senna atmosfera utrzymuje się całą dobę. Co jakiś czas dokonuje się we mnie przebudzenie, a to tylko za sprawą płatów śniegu z impetem zsuwających się z dachu domu na glebę podwórza. Jest ich coraz mniej więc mój letarg zapewne przybierze na sile. Chyba, że znów nadejdą opady białego puchu. Nie przepadam za zimą. Nuży mnie ten okres i pogrąża w jakiejś niesprecyzowanej nijakości. Wszystko robię w zwolnionym tempie. W wolnych chwilach sunę nogami przez biało błotniste pola w towarzystwie psa. Oddycham powietrzem przesiąkniętym zapachem palonego drzewa, węgla, koksu i wszystkim tym, co jeszcze pochłoną piece otaczających mnie domów i gospodarstw. Kiedy trzeba pójść do pracy - idę. Kiedy trzeba z niej wrócić - wracam. Jednym słowem zataczam kręgi codzienności wpisane w pory roku i zawarte w miesiącach kalendarza.

I jeszcze On. Ocalony z rowu melioracyjnego i wyrwany z psiego pyska. Niczego nieświadomy dachowiec, który gdyby nie zew szczęścia z wolna ulegałby już rozkładowi.


wtorek, 18 listopada 2014

Bardziej Jaskrawa Śmierć - uderza ponownie

Roger Karmanik uderza ponownie po ponad trzech latach ciszy, zastoju i rozwiązaniu własnej wytwórni płytowej Cold Meat Industry. Jego powrót jest iście diabelsko miażdżący. Po takich płytach jak Necrose Evangelicum oraz Innerwar - najnowsze przedsięwzięcie jakim jest With Promises Of Death gwarantuje poetyckie zmielenie komórek mózgowych na symboliczną kupę popiołu z jakiej wyrośliśmy w przekonania o naszej złudnej doskonałości.


niedziela, 16 listopada 2014

Droga

Droga wojewódzka numer 689. 49 kilometrów wylanego asfaltu ciągnącego się z Bielska Podlaskiego przez Hajnówkę, aż do Białowieży. Właściwie istotny jest tylko jej fragment łączący Hajnówkę z Białowieżą. Kręty, kosmaty, wąski na tyle, iż bez zaliczenia pobocza niemożliwością jest gładkie wyminięcie się pojazdów. Ukryty pod płaszczem szarego nieba. Otoczony z dwóch stron gęstą potęgą niewzruszonego lasu, wydaje się nie mieć końca. Właściwie to faktycznie nie posiada końca. Doprowadzając nas do celu ulega rozmazaniu, rozmyciu, rozproszeniu. Chowa się za plecami opuszczonych chałup, agroturystycznych przystani. Niknie w cieniu hotelowych gmachów i kilku wyświechtanych sklepów. Podchwytliwie zatacza okręg wokół pieszo-rowerowego przejścia granicznego. W swojej naturalnej agonii ulega rozpadowi na mrowie ścieżek, dróżek, żwirówek, leśnych trybów niknących w zamglonych horyzontach białoruskiej części puszczy.

czwartek, 6 listopada 2014

***

jak opadły liść
na drodze przy polach
okrytych snem z szarej mgły
otwieram powieki oczu kosmosu
pustym echem przemierzających
ciche stąpanie kroków po ziemi
będącej kolebką tej rozrastającej się
nieskończoności naszych dążeń i marzeń

mojej żonie

poniedziałek, 3 listopada 2014

A niech to piorun trzaśnie !!!


Właściwie to trzasnął. I co całkiem niedawno. Świadczy o tym zapach świeżego jak i opalonego płomieniem drzewa w miejscu roztrzaskanym uderzeniem. Olbrzymi świerk znajdujący się na terenie Rezerwatu Przyrody Lipiny przechylił się wprost w ramiona znajdujących się w jego pobliżu braci. Wraz z upływem czasu i postępującym obumieraniem, wyślizgnie się z ich objęć i runie całkowicie w leśną ściółkę. Tu jego pochówkiem zajmie się mech i próchnica.

sobota, 1 listopada 2014

Wszystkich świętych z drugiej ręki

Okres poprzedzający dzień zmarłych i zaduszki jak i same te dni zwłaszcza w okolicach cmentarzy przypominają miejsca nielegalnych osiedli oraz dzikich ogrodów botanicznych. Olbrzymie namioty gęsto rozstawiane jeden przy drugim po brzegi wypełnione są zasobami kwiatów, zniczy i najrozmaitszego fajansu mającego ukoić naszą tęsknotę po najbliższych. Tłumy ludzi od samego rana przechadzają się między donicami, wazonami, wstęgami, najrozmaitszych wielkości lampionami dążąc do wyboru tego najwłaściwszego produktu. Produktu, który tak naprawdę nie różni się absolutnie niczym od setek pozostałych. Zmierzwione twarze straganiarzy a zarazem strażników tych kolorowych dóbr, bez ustanku przekładają, dokładają, pielęgnują z namaszczeniem cały asortyment pokrywający chodniki i najbliższe metry zziębniętych porannym przymrozkiem trawników. I tak przez cały dzień handel balansuje miedzy mniejszym lub większym zyskiem. Odpocznieniem dla koczujących wydaje się być osłona nocy pod której płaszczem konsumują "rozgrzewacze", zalegające następnie za namiotami w postaci 200 ml butelek równie kolorowych i różnorodnych jak to, co tak usilnie starają się sprzedać, by ukoić naszą pamięć po tych co już nie ujrzą światła dnia.

piątek, 31 października 2014

czwartek, 30 października 2014

Podczas jednego z ostatnich wywiadów przeprowadzonych z panią Julią Hartwig, bardzo spodobało mi się w jaki sposób pisarka określiła pojęcie "bycia poetą":

"Poeta to człowiek, który z natury pisze dla samego siebie, jednocześnie żywiąc w sercu nadzieję, że pewnego dnia ktoś to przeczyta i spodoba mu się to."

wtorek, 28 października 2014

poniedziałek, 27 października 2014

233 km nostalgii

Lubię te podróże autobusem między Podlasiem a Lubelszczyzną. Pochłaniać czar krajobrazów roztaczających się między dwoma szybami pekaesu na krajowej 19-stce. Piękno tajemniczej aury tych widoków najbardziej dotyka mnie jesienią. Ich wyrazistość przybiera wtedy barwę zanikających kolorów, z których każdy z osobna wydaje się walczyć by jak najdłużej zachować żywotność, zanim zostanie pochłonięty przez zimową senność błotnisto-białego płaszcza.

piątek, 17 października 2014

Jakaś taka jesienna beztroska

Dobrze jest siedzieć w domu i wpatrywać się zza okna w taniec opadających liści z drzew. Wdzierać się w jesienną szarość wchłaniającą w siebie okoliczne łąki i pola. Czuć w dłoniach ciepło kubka wypełnionego naparem mocnej herbaty. Czytać książki do późnych godzin nocnych. Napić się wódki i przy akompaniamencie świstu wiatru dobiegającego z komina położyć się spać pod pierzynę.

Lubię ten stan, gdzie pośpiech jest mi pojęciem zupełnie nieznanym. Wstaję wtedy z łóżka bez potrzeby posiadania budzika. Czasu mam tyle, żeby w sam raz wszystko powoli ogarnąć. Przemywam twarz zimną wodą, myję zęby, odbębniam rytuał kibelka, ubieram się. Zaparzam sobie dobrą fusiastą kawę, doczytuję niedoczytane i wolnym krokiem ruszam sobie w kierunku przystanku PKS, by następnie przedrzeć się autobusem przez kolejne 17 kilometrów gęstym lasem do celu - znaczy się pracy.

W tej czynności wykonywanej wręcz machinalnie każdego dnia tkwi jakiś wewnętrzny urok i komfort myśli. Poczucie obowiązku zmieszane razem z pięknem i dzikością otaczających mnie krajobrazów sprawia swoim czarem, iż zapominam o reszcie świata.
Zresztą o jakiej tu reszcie świata mówić, gdy mieszka się na jego samym krańcu... .

czwartek, 9 października 2014

Jest takie miejsce...

"Dom jest jedyną oazą wolności. Co tam, jest jedyną oazą anarchii! To jedyne miejsce na ziemi, gdzie człowiek może nagle wszystko zmienić, eksperymentować albo spełniać swoje zachcianki..."

Tom Hodgkinson "Jak być leniwym", s. 152

poniedziałek, 6 października 2014

***

w jesiennej mgle
i szorstkiej poświacie
oszronionych traw
tli się moja dusza
co z rany ciętej serca
wczesnym świtem
do lasu ulatuje

sobota, 4 października 2014

***

niewolnicy doczesności
kurczowo trzymają się
sklepowych półek
od rana
aż po późny zmierzch
przebierają towar
na targach próżności
by pod osłoną nocy
w blasku telewizora
rzucając majaki
w pustce czterech ścian
oczu zmęczonych
zaplanować listę
kolejnych dni życia

piątek, 3 października 2014

Kazimierz Dln.



Miasteczko do którego powracam regularnie praktycznie od 1989 roku. Mimo natłoku turystów co niewątpliwie zakłóca jego urokliwą ciszę, wciąż istnieje mnóstwo ustronnych miejsc w których można się zaszyć, by następnie oddać swój umysł w szpony zapomnienia i twórczego rozmyślania. Popijając tanie wino wchłaniać w siebie czar malowniczych pejzaży, którym nadejście jesieni dodaje jeszcze większej kolorystyki i poetyckiego mistycyzmu.

środa, 1 października 2014

***

chwila zadumy
myśl jak pożółkły liść
spadający z drzewa

czwartek, 25 września 2014

Dzik-usy

Pod osłoną nocy całymi stadami ryją gdzie się tylko da. Pozostawiając po sobie spustoszenie przeoranych miejsc, tuż przed wschodem słońca nikną w gęstych głębinach lasu.




Miejscowi powiadają, że to znak iż zima tego roku będzie sroga i nieustępliwa. Inni zaś nie zważając na przesądy i przepowiednie przeklinają siebie w duchu za brak płotu na podwórzu.

środa, 24 września 2014

Banał września - roku 2014

"Matki odwiedzające zoo na poznańskich Jeżycach są oburzone osłami kopulującymi na wybiegu. - Dzieci to oglądają, przecież tak nie może być - relacjonuje w rozmowie z portalem epoznan.pl Lidia Dudziak, miejska radna z PiS."



PS: Nie pozostaje więc nic innego jak powołać różańcowe komitety padające wczesnym rankiem na kolana przed głównymi wejściami do wszelkich dostępnych zoo i pod osłoną biało-czerwonych sztandarów, wznosić modły do królowej polski, aby postawiła krzyżyk na wszelkich zwierzęcych narządach szkodliwych dla oczu.

poniedziałek, 22 września 2014

La Dolce Vita

nic mi się nie chce
przeżuwam od niechcenia
powietrze w płuca wdychane
drogi człowieczeństwa
gówno warte
jak pies po oddaniu moczu
instynktownie kurzem
spod buta maskuję
otępiałych twarzy gwar
zalegających na półkach
marketu Życie
unikam z opuszczonym wzrokiem
w pustce myśli projektuję przestrzeń
kolejnych dni
choć nawet i ta architektura
rutyną obojętności jest kreślona

czwartek, 18 września 2014

Żegnam to Miasto... (Oda do Lublina)

żegnam to Miasto
pustą butelką w parku
żegnam to Miasto
zadeptanym kiepem
żegnam to Miasto
narodzin udręką
żegnam to Miasto
nie machając ręką
żegnam to Miasto
w cichości myśli słowa
żegnam to Miasto
nie łudząc się od nowa
żegnam to Miasto
zza szyby autobusu
żegnam to Miasto
wolny od przymusu
żegnam to Miasto
jak Amen w modlitwie
żegnam to Miasto
w rozdartej malignie

Lublin 18.IX.2014


wtorek, 16 września 2014

Z oddali dochodzi do uszu zamazany zgiełk miasta, a ja ponownie kołyszę się wśród ciszy i opadających gałązek liści akacjowca.

czwartek, 11 września 2014

W drodze

podróż przed siebie
nieważny rozkład jazdy
byle do przodu

czwartek, 4 września 2014

"Natura ludzka ma to do siebie, że człowiek nigdy do końca nie wie, czego naprawdę chce i dlatego popada w skrajności"

Romuald Koperski "Pojedynek z Syberią" s.218.

wtorek, 2 września 2014

Wrzesień

Dobrze, że już nastał wrzesień. Sierpień nużył mnie niemiłosiernie. Teraz z coraz krótszym dniem i chłodnymi porankami regeneruję siły na stopniowe wtapianie się w zmieniający swoje barwy krajobraz. Wpatrzony w dal, w majestat szarego nieba, co jakiś czas zatapiam swoje spojrzenie na dzikiej jabłoni, która mimowolnie stała się następczynią krzewu dzikiej róży widzianej z okna pokoju na 157 Dorset Road.


wtorek, 26 sierpnia 2014

W pogoni za szumem wiatru...

Odczułem dzisiaj nieposkromioną ochotę na szum solidnego powiewu wiatru. A, że nie ma lepszego miejsca na tego rodzaju melodię jak las, wpakowałem w plecak na szybkiego kilka kanapek, wodę, piwo i ruszyłem w drogę. Idąc wzdłuż wąskotorówki dostałem się do rezerwatu Lipiny.













Tam, podążając chwilowo czerwonym szlakiem po kilkuset metrach odbiłem w prawo i zaszyłem się w absolutnie fantastyczną głuszę. I to było to. Po raz kolejny zaznałem niezdefiniowanego.

Po drodze spotkałem kilka ciekawych leśnych osobliwości. Moja ciekawość względem ich spotykała się z wyrazami uznania, co owocowało pozwoleniem na zrobienie zdjęcia. Wszakże Szycha Lasu trochę grymasił, ale kiedy spostrzegł jak się przed nim naginam i czołgam, również zmiękł.


Dużo ciekawiej medytowało mi się na miękkiej ściółce tuż przed powaloną Gwiazdą Lasu.
Nie było żadnych problemów z uzyskaniem zgody na fotografię, a i spędzony przy niej czas przyobleczony został aurą tajemniczości.



Od niej też dowiedziałem się, że nieopodal znajduje się zastygły już od wielu, wielu lat jej bliski towarzysz, którego potomkowie przedstawieni byli w jednej z części "Władcy Pierścieni".
Nie miałem zbyt dużych problemów z dotarciem na miejsce, gdyż ów towarzysz padł w bardzo charakterystycznej pozie i z łatwością dawał się odróżnić na tle otaczających go braci.


Resztę czasu spędziłem na plecach powalonego dębu. Cisza i charakterystyczny szum wiatru sprawił, że błogo odpłynąłem w zaświaty własnych rozmyślań i wędrówek po krainach przeszłości. I tylko naglący czas wyrwał mnie z tego pięknego stanu w jakim znajdował się mój umysł.



I tu zaczęły się schody, które bardzo szybko sprowadziły moją "marzycielskość" na ziemię. Otóż tradycyjnie mój zmysł orientacji i rozeznania w terenie przeszedł moje oczekiwania i zaprowadził mnie zamiast w przysłowiowe pole - na mrowie ścieżek, dróg, dróżek, szyn, szlaków ... i goń nieboskłon. Na domiar złego pomyślałem o wszystkim tylko nie o włożeniu do plecaka mapy. I tak oto zacząłem swój prawie trzy godzinny maraton w poszukiwaniu drogi do domu. Wybawieniem okazał się nie tyle telefon komórkowy, co moja żona, która po drugiej stronie słuchawki z mapą w ręku kierowała mnie na podstawie moich wytycznych na właściwy kierunek. W pośpiechu nie miałem czasu, a być może i ochoty na oddanie pokłonu z jakim kłaniały mi się z uznaniem dla mojego szybkiego marszu otaczające mnie drzewa. 


Jednakże w poczuciu "płytkiego" strachu przycupnąłem na chwilę przed napotkanym pomnikiem braterskiego sojuszu ku chwale wyzwoleńczych walk o dobro przyszłości z rąk niemieckiego najeźdźcy. Szybkie zdjęcie i dalej w galop przed nadejściem zmierzchu...


W końcu udało mi się (za stu procentową pomocą żony) znaleźć się w prawidłowym punkcie skrzyżowania 272, skąd udając się w prawo dotarłem po jakim czasie do wsi Postołowo. Udało się!
Kiedy w domu z ciekawości sprawdziłem na mapie w jak banalny sposób zgubiłem drogę, to aż głupio zrobiło mi się na myśl jak blisko punktu wyjścia przyszło mi się krzątać przeszło trzy godziny:)

czwartek, 21 sierpnia 2014

Z kąta w kąt

W końcu nastała szarość, chłód i leniwy deszcz sączący się z nieba od niechcenia. Nastąpiła kulminacja tego, co naprawdę lubię w pogodzie.
I wszystko byłoby dobrze, gdybym nie zgubił gdzieś własnego rytmu z jakim przemierzam kolejne dni mojej egzystencji.
Znudzony, wolny od pracy na dobę, wgnieciony pomiędzy testy na prawo jazdy a książki o dalekiej Syberii, miotam swoim dupskiem we wszystkie możliwe kąty domu szukając chuj wie czego.
W tej całej miazdze mojego dzisiejszego krzątania się, sporadycznie rzucam przez okna spojrzenia w kierunku północy, do której nie wiedzieć czemu ostatnio często mnie ciągnie...

Rome - The Fever Tree

niedziela, 17 sierpnia 2014

Rytuał Lasu

te słowa pisane nocą
są ku chwale powalonych drzew
i zapachowi ich kory gnijącej
a także pieśnią z wiatru utkaną
co szumem konarów jeszcze żywych
pieczę nad leżącymi braćmi sprawują

piątek, 15 sierpnia 2014

... i końca jej czerni nie chcę zaznać.

Praktycznie przez ostatnie dni mogę nazwać się "Dzieckiem Nocy". Jest mi w tym stanie nad wyraz błogo. Dzień witam z niechęcią. Uczestniczę w nim sennie. Rutynowo wykonuję przydzielone mi polecenia. W międzyczasie wyczekuję zmierzchu, by móc ponownie zatopić się w mroku własnego jestestwa...

piątek, 8 sierpnia 2014

Siedzę i patrzę w noc ...

wtorek, 5 sierpnia 2014

Lato

Jebany ukrop sączący się jak lawa z nieba. Odbiera dążenie do jakiegokolwiek działania. Wyjaławia trzeźwość i chęć myślenia. Sprawia, że jedzenie nie klei się w ustach, alkohol nie przechodzi przez gardło, a wypita woda wydalana jest natychmiastowo w hektolitrach cuchnącego potu. Nie przepadam za latem. Nie jestem jego wielbicielem. Porę tą odbieram jako monotonną, nudną, pozbawioną tchnienia inspiracji. Z utęsknieniem i jak pies z wywieszonym jęzorem oczekuję nadejścia jesieni... Mojej ulubionej...

czwartek, 31 lipca 2014

Wspomnienie "Ambient"

















Jedno z moich najostrzejszych wspomnień utrwalonych za pomocą "migawki chwili". Dokładnie 12.11.2008 o godzinie 12.29 w Embankment Park. Moment dekadenckiego rozprężenia przed popołudniową zmianą w pracy. Lekka mżawka, rozmazana pogoda. Jakieś niezdefiniowane natężenie wrażeń z zakresu tego, co mój umysł uwielbiał.
Teraz tylko mały ochłap przeszłości, będący cieniem minionego. Wyrwany siłą z odmętów zapamiętanych fragmentów życia, warty ponownego zaznania światła teraźniejszości...

poniedziałek, 28 lipca 2014

Do

ten wiersz pisany
na chusteczce do nosa
jest moim cichym wołaniem
do Jesieni
błagalną modlitwą
do pożółkłych liści
i skrytym łkaniem
do białej mgły o świcie
zapisem wspomnień
ukrytym pod zieloną
warstwą sędziwego mchu

Białowieża 28.VII.2014

środa, 23 lipca 2014

Zanikające przestrzenie

Lgnę w noc. Owinięty jej kocem medytuję przy dźwiękach muzyki drone, każdą z jaśniejących na niebie gwiazd. Czuję jak ogarniająca mnie cisza wpływa do moich żył usypiając niepotrzebne resztki minionego dnia. W głowie szamoczą się fragmenty przeczytanych książek, wersety zapamiętanych wierszy, sekundy minionych wspomnień. Usta wypełnia rześki smak piwa, a w nozdrzach tli się woń palonego kadzidła. Z dźwięku na dźwięk, wchłaniany coraz bardziej przez stworzoną atmosferę zawieszam obowiązek "sensu" szybując ponad czasem i przestrzenią w rozrastającą się nicość...


niedziela, 20 lipca 2014

***

Jest dobrze. W błogości upływającego czasu dryfuję na rozpiętości dnia i nocy. Otoczony zielonym płaszczem lasu, bez pośpiechu kreuję swoją przeszłość. 

piątek, 18 lipca 2014

Jakieś bliżej niesprecyzowane do końca okruchy, stanowiące powolny początek mojego kresu...

Coraz częściej odnoszę druzgoczące wrażenie, że należę do przeszłości. Stanowię wypełnienie, tego co bezpowrotnie minęło. Przemierzam myślą jej szlaki. Skrupulatnie pielęgnuję subiektywny mistycyzm w niej zawarty. Samotnie wypłakuję w nią bezznaczeniowe łzy. Do teraźniejszości zaglądam rzadko, niechętnie, wręcz od niechcenia. Szybko się w niej męczę. Jeżeli już usilnie muszę w niej tkwić, zaznaczam to jedynie cieniem mojej obecności. Co do przyszłości... Traktuję ją jakby wcale nie istniała. Ot, abstrakcyjny odprysk myślowy nieposiadający głębszego znaczenia.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Fragment myśli, który z czasem również całkowicie zaniknie i ulegnie zapomnieniu...

Pamiętam, że siedząc w fotelu twarzą na wschód, tuż za plecami po mojej prawej stronie stało pianino. Podczas wigilijnych spotkań babcia zwykła grywać na nim melodie tradycyjnych kolęd. Zza okna przebijające światło słońca nadawało przezroczystości drobinom unoszącego się nad stołem kurzu, a za otwartymi drzwiami balkonu słychać było gołębi gruchot. Chwile te miały w sobie ukojenie. Przybierały inny wymiar ciszy, w której dało się wyczuć upływ czasu odmierzanego przez stary zegar stojący na górnej półce regału. Nie wiem co skłoniło mnie do tej refleksji z okresu, który już całkowicie minął, rozpłynął się nieodwracalnie w odmętach niebytu. Być może był to trywialny smak domowej roboty ciasteczek mojej małżonki, który przypomniał mi to charakterystyczne pudełko wypełnione ciasteczkami o niemal identycznym smaku. Zwykle stało ono na stole otoczone przezroczystymi drobinami unoszącego się nad nim kurzu. Babcia lubiła mnie nimi częstować...

środa, 9 lipca 2014

Rozlewisko

nie wiem co czuje moja pustka
gdy każdego dnia o zachodzie słońca
przychodzi jej umierać
nad rozlewiskiem wspomnień

nie wiem co czuje każdy dzień
gdy rodząc się w mojej pustce
o świcie przychodzi mu utonąć
w rozlewisku wspomnień

poniedziałek, 7 lipca 2014

Chłopiec który umarł Jest tutaj Znów pyta mnie szeptem
Czy we wczorajszej gazecie czytałem jego wiersze
I czy mi się podobały Cały stężał w prośbę
Tak Mówię Czytałem Wiersze umarłych zawsze wydają się dobre

Roman Śliwonik "Tylko Wzruszenie" Z cyklu: Chłopcy

piątek, 4 lipca 2014

***

o zmierzchu wygasam razem
z resztką dnia
przyobleczony poświatą
dogasającego horyzontu
niknę stopniowo obracając się
w sen
jeszcze oczami
które już zamknięte na światło
widzę ocean
a w nim lampy zgasłe
i wszystko to czego za dnia
już tlącego się
jak dogorywająca świeca
zobaczyć nie mogłem
niesiony na jego wodnistym karku
odpływam

środa, 2 lipca 2014

W dzisiejszej poezji wkurwia mnie to, że nie można swobodnie napić się alkoholu w plenerze...

wtorek, 1 lipca 2014

sobota, 28 czerwca 2014

***

 (ulotności chwil)


jeszcze byłeś tu chwilę temu
gwar rozmów rozbrzmiewał
ponad dzwonnicy sklepieniem

teraz znowu cisza zapadła
odgłosy padającego deszczu
daremnie próbują przywrócić ich echo

06.14

piątek, 27 czerwca 2014

***

Gołębie na placu Kochanowskiego
jakże czują się oszukane
gdy z ławki zamiast okruchów chleba
dym z papierosa i popiół opadły
na płytę chodnika traktują za pokarm
A Ty nie będąc gołębiem
siedząc na ławce wyczekujesz
manny z Nieba
wiedząc że zjadasz łapczywie swój
Krzyż powszedni
gromadzisz siły na kolejny dzień życia

środa, 25 czerwca 2014

Tylko chwila

tylko chwila
w blask słońca wpisana
uwieczniona w kałuży
wczorajszego deszczu
błądzi myślą w pejzażu
podmuchem wiatru smagana
na przełaj biegnie
między rozstępami linii życia
lgnie do dnia do nocy
zagubiona w rutynie
początku i końca
u kresu swoich sił
bezwładnie zanika
jak wypalana trawa
czerwoną poświatą
ziemię z niebem łącząc
Umiera

wtorek, 24 czerwca 2014

Miejsce

Coś jest w Tym miejscu tajemniczego
w kształcie chmur nad Nim
powiewie wiatru i melodii liści
Tu pamięć przywodzi martwe obrazy
rozdziały przeszłości naznaczone łzą tęsknoty
I bicie serca wydaje się zwalniać
ton myśli bieg zdarzeń początek i koniec
znajdują Tu ciszę w wpisaną w bieg czasu
Coś jest w tym miejscu nieopisanego
zarys życia i śmierci
wyrwany z kart teraźniejszości

Wzgórze Czwartek 23.06.2014

czwartek, 12 czerwca 2014

"Milcząco wpatrywali się w czerwone światła wozu, który mknął przed nimi. Minęli uśpiony Bielsk Podlaski. Wozy podskakiwały po wyboistej szosie. Powoli z mroku wyłoniła się Hajnówka, a potem wchłonęła ich puszcza."

Aleksander Omiljanowicz "Duch Białowieży"  s.99


Chociaż książka jest o stricte wojennej tematyce, a i sam autor był postacią "ustrojowo" kontrowersyjną to fragment z niej przytoczony w moim odbiorze ma charakter uniwersalny. Chodzi o jego czar, który jest mi bliski jako świeżemu mieszkańcowi tych terenów.

piątek, 6 czerwca 2014

3.45 am

Piękno budzącego się do życia dnia widać przede wszystkim w jego mistyczno-mglistym otwieraniu się sennych powiek. Z daleka od hałasu i sztucznych świateł miasta. Gdzieś na skraju mrocznego jeszcze lasu tkwiącego pod przykryciem dogasających z wolna gwiazd przyroda sprawia, iż mimowolnie doświadczasz Absolutu.

sobota, 31 maja 2014

Jestem zmęczony

Po ostatnich wydarzeniach jakie przetoczyły się przez nasz piękny kraj w mojej głowie nastąpiła kumulacja zmęczenia. Przerabialiśmy szopkę podawania nogi zamiast ręki, slalom krzyży oświęcimskich, krzyżowy atak na pałac prezydencki, populizm, lewice, prawice, centrum.
Odnosiłem wtedy wrażenie, że jestem tylko chwilowym widzem na arenie absurdalnego snu. Zmanipulowanym trybikiem wielkiego kabaretowego scenariusza. Jednak myliłem się. Nie wiem gdzie żyję, w którym wieku i na jakiej planecie. Czytając redaktorskie wypociny mrowia gazet na temat jakiś kurwa kosmicznych deklaracji wiary, akcji machania różańcami niczym lassem na pogrzebie pana Jaruzelskiego, spekulacjach na temat fałszowania wyborów do PE, bagatelizowania kwestii odradzania się zmutowanych form nacjonalistyczno - faszystowskich w których stadionowy i nie tylko kwiat polskiej inteligencji hajluje w geście oddania czci żołnierzom wyklętym - dochodzę do aktu rezygnacji z życia publicznego. Cały ten zmasowany burdel, naszpikowany do przesady ideologią polityczno-kościelną, niemającą notabene związku nawet w jednym procencie z pierwotnym biblijnym chrześcijaństwem, chamstwie, nienawiści, nieumiejętności współpracy między buforami zasiadającymi w rządowych ławach itp, itd - sprawił, iż zaprzestałem czytać jakąkolwiek prasę, telewizora nie mam, więc słuchając radio co godzina wyłączam odbiornik na czas skrótu wiadomości, okroiłem internet z zakładek i wtopiłem się w ciszę. Indyferentyzm ukoił moją nerwicę, zredukował tiki nerwowe. Poza lasem, muzyką i książkami nie potrzebuję żadnej dodatkowej formy adrenaliny. Nie jest to jakiś manifest lub pseudo młodzieńczy bunt - jest to po prostu mój wybór jako jednostki nie będącej niczyją własnością.

PS: Dla podobnie zmęczonych polecam książkę Mariusza Szczygła "Zrób sobie raj". Rysuje ona w naszych głowach szkic między samokrytyczną, humorystyczną mentalnością Czechów a naszym krwawiącym do bólu dupy historycznym mesjanizmem.

wtorek, 27 maja 2014

Zapiski z wędrówki przed siebie...

Wyprawę rozpocząłem wczesnym niedzielnym rankiem. Załadowałem na plecy swój pełen kanapek i tanich win plecak. Następnie nie tracąc czasu ruszyłem z buta przed siebie. Czyli w stronę wylotówki z Hajnówki na Białowieżę.

 
Większość trasy stanowi rezerwat krajobrazowy Władysława Szafera "Martwe Drewno" w którym wedle podań "Kornik Drukarz nie jest szkodnikiem świerka tylko jednym z nielicznych elementów ekosystemu." Okoliczni mieszkańcy nie są zbyt przychylni Drukarzowi, gdyż jego głód pozbawia ich materiału w postaci leżących drzew. 

 
Na początku założyłem sobie dotrzeć do dwóch punktów z kategorii "Miejsca Straceń" a następnie uderzyć w wąwóz kolejki wąskotorowej prowadzącej znikąd donikąd.

Dotarcie do pierwszego z nich poprzedzone było mistycznym wręcz zdumieniem piękna natury nie tak dalece odbiegającego od starożytnego pojęcia zdziwienia filozoficznego w którym człowiek wykracza poza byt naturalny i daje się ponieść fali niewyjaśnionych zjawisk, których w żaden sposób nie jest w stanie rozgryźć w racjonalny sposób. Tak było przez pewien moment ze mną otoczonego zewsząd nieogarniętą potęgą.

Wręcz jak żona Lota zamieniona w słup soli zastygłem na dobre pół godziny, hipnotycznie wsłuchując się w wewnętrzną moc i magię puszczy. 

W drugim miejscu oddałem się refleksji nad znikomą naturą ludzką odnośnie przeszłych doświadczeń w obrębie własnego gatunku. Przyszło mi na myśl motto Zofii Nałkowskiej rozpoczynających jej cykl opowiadań Medaliony, iż to "Ludzie ludziom zgotowali ten los”. I mimo wszelkich okrucieństw jakimi siebie obdarowujemy od niepamiętnych czasów nic z tej lekcji historii nie wyciągamy. 



Kierunek - Kolejka wąskotorowa. 

Dotarłszy do głównego celu wędrówki rozpoczynającej podróż przed siebie, przysiadłem pod wiaduktem, zjadłem kanapkę, zagryzłem pomidorem i po otwarciu kolejnego wina ruszyłem torami w nieokreśloną dal na południe. 

Droga wydawała się nie mieć końca. Poczułem chwilę zwątpienia spotęgowaną narastającym zmęczeniem i upałem podgrzewającym zdradliwie alkohol znajdujący się w moim krwiobiegu. Postanowiłem odbić z wąskotorówki i wskoczyć na normalną kolej żywiąc nadzieję, że złapię pociąg do miasta.

Mijały kolejne kwadranse a tu nic. Pociągu nie słychać, nie widać, nie czuć. Za to ukrop bijący z nieba coraz bardziej staje się odczuwalny. Znużony tym bezcelowym oczekiwanie postanowiłem troszkę podejść wmawiając sobie pociesznie "a nuż dojrzę go nadciągającego powoli w kierunku peronu".

Jakże wielkie było moje rozczarowanie. Poczucie rozpaczy spotęgowało się we mnie do tego stopnia, iż postanowiłem legnąć jak nie żywy wprost na tory. Raz kozie śmierć pomyślałem i w złości oraz strachu zagryzłem zęby i przymknąłem oczy. 

Jednak tak leżąc sobie wyciągnięty na rozgrzanych szynach, wyczekując rychłej śmierci poczułem ponownie przypływ energii i chęci do dalszego wędrowania. Nie będę się zadręczał z racji braku rozkładu jazdy od dawien dawna niekursujących tu pociągów. Pociągnąłem dobry łyk wina i postanowiłem wrócić na wąskotorówkę. 

Odnośnie dalszego przebiegu mojej wyprawy mogę śmiało powiedzieć, że doznałem pełnego spełnienia jakie na swojej drodze doświadczył Janek Pradera. 

On miał jednak to szczęście, że za jego czasów kolejka wąskotorowa jeszcze funkcjonowała. 

                                                                                                                                            
_____ * _____


tu szyszki leżące na drodze
były moim przewodnikiem
a śpiew leśnych ptaków
wskazywał mi drogę którą mam iść
i zapomniana kolej 
biegnąca donikąd
jak stary szlak
wyznaczała mój bieg życia
i ja bezradnie poległy
poddany pod władanie losu chwili



Szamancikowi

czwartek, 22 maja 2014

Błogi odpoczynek...?

A kiedy już nadejdzie ten upragniony dzień wolny, nawet nie zdążysz sobie uświadomić potęgi zmęczenia odbierającej Ci chęć działania przed kolejnym dniem pracującym...

Ps: Tak na marginesie kumulacji domowych obowiązków na wieść o wolnym, podczas wykonywania zawodowego maratonu w pracy. 
 

wtorek, 13 maja 2014

Puszczański Smok

Natknąłem się na niego przy wyjeździe z puszczy podążając w kierunku wsi Świnoroje. Wyłonił się z drzewa znienacka i od razu buchnął w moją stronę falą ognia. Ledwo uszedłem z życiem. Jednak podczas uniku, zanim gorący podmuch pozbawił mnie czapki i części włosów z głowy, zebrałem w sobie na tyle odwagi, by móc zdążyć pstryknąć bestii dwa niżej przedstawione zdjęcia:)



niedziela, 11 maja 2014

Fragment z podróży donikąd


Każda wyprawa w las, rowerem lub z buta posiada jedną mistyczną cechę. Mianowicie, kiedy już znajdziesz się w jego władaniu tracisz poczucie początku i końca. Natomiast pojęcie czasu przybiera rozmytą wizję abstrakcji, której odnosisz wrażenie w ogóle nie potrzebujesz. Wszystko co cię otacza, to tylko niewzruszona na twój maleńki byt forma życia, w której drzemie niepojęta potęga i nieopisane piękno.