niedziela, 30 grudnia 2012

***

koniec rozdziału
nowa wizja przyszłości
na kolejny rok

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Powiedz mi....

Powiedz mi
jaka różnica
przejrzeć "trzeźwo na oczy"
z okien hotelu:
Warszawy
Los Angeles
Bratysławy
Pragi
Moskwy
Kuwejtu
Londynu...

wtorek, 18 grudnia 2012

"Byłem sam ze sobą. I chociaż wyglądałem ohydnie, wolałem być ze sobą niż z kimś innym, z kimkolwiek innym; wolałem żeby cała ludzkość stawała na głowie i odstawiała inne żałosne numery jak najdalej ode mnie"                                                                                             
Ch. Bukowski "Szmira"


Fragment, który podczas czytania lektury został mi wyrwany wręcz z majaczących pod nosem ust. Ot cała filozofia, skupiająca w sobie całe moje bycie sobą... .

środa, 12 grudnia 2012

U-s-e-n-sownienie

Nadchodzi świt. Oczy w bezsenności wpatrują się w powolną śmierć nocy. Za oknem uliczne latarnie gasną rzędami jak niedopałki papierosów pod butem. Z wolna podnosi się do życia chaos dnia, którego za kilka chwil stanę się nieodłączną częścią.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Banał grudnia - roku 2012


"Atak na samą istotę polskości"?

Próba znieważenia świętego wizerunku poruszyła wiernych. Paulini i biskupi częstochowscy zaraz po zajściu zgromadzili się na modlitwie, odprawiono nabożeństwo ekspiacyjne, czyli przebłagalne. Modlitwy ekspiacyjne, czyli wynagradzające za znieważenie jasnogórskiego obrazu, trwały na Jasnej Górze przez cały dzień. Charakter ekspiacyjny miał też wieczorny Apel Jasnogórski w Kaplicy Matki Bożej.

- Wiadomość ta nas zmroziła, wydała się wręcz nieprawdopodobną, wstrzymaliśmy oddech, zatrzymały się nasze serca, jednak dzięki Bogu obraz ocalał - powiedział przeor Jasnej Góry o. Roman Majewski w rozmowie telefonicznej dla Radia Jasna Góra. Przeor dodał, że atak na obraz wielu odczytuje jako "atak na samą istotę polskości, na sam główny nerw naszej wrażliwości narodowej i religijnej".





PS: Ja rozumiem wiara, bogobojność ale to, to już ekstremum. Modlitwy przebłagalne, wynagradzające???
Brakowało jeszcze biczowania się na kolanach, rwania szat i ofiar z serc wyrwanych tym, którzy owego głównego nerwu wrażliwości nie posiadają. XXI wiek... Boże coś Polskę w średniowieczu zatrzymał. Po prostu zgroza. 

niedziela, 9 grudnia 2012

Ręce

ręce
gdyby nie one
jak zaspokoić głód
pustych kieszeni
jak dobyć skrawka ołówka
by wiersz na kartce papieru stworzyć
jak ogień wskrzesić z zapałki
by papierosa przypalić
a drew do pieca dorzucić
żeby chłód nie wdarł się w ciało
i jak miłość ogarnąć
nie będąc w stanie przytulić
wódki móc się napić
okazać bilet w podróży
otrzeć czoło z potu
po dniu ciężkiej pracy
i jak dosięgnąć nieba
by wyrwać z czeluści piekieł
nogi na amen utkwione

Szamancikowi

środa, 28 listopada 2012

Lapida 47

Środa. Godzina 24.45. Nocny kurs autobusu linii N155 Aldwych - Morden. W odróżnieniu od innych dni tygodnia w środku panuje senność i półmrok. W rzędach pustych siedzeń, gdzieniegdzie zalegają pojedyncze twarze. Dominuje stagnacja i oszczędność słów. Każdy w skupieniu oczekuje swojego przystanku. Ci co zrezygnowali, lekko pochrapują z głową pochyloną do przodu. Wszystkich nas łączy jeden cel: Dotarcie do punktu w którym zmuszeni będziemy bez wyjątku opuścić wyludnioną przestrzeń pojazdu, by udać się dalej pieszo do miejsc naszych przeznaczeń.

niedziela, 25 listopada 2012

piątek, 23 listopada 2012

Łowca

noc jak smoły czerń
za płotem kocie oczy
wpatrzone w mysz

wtorek, 20 listopada 2012

Improwizacja mnie właściwa


W domu taki spokój
a na zewnątrz liście szaleją.
Wiatr jak zesłany demon
przez zagniewanego Boga,
sieje pogrom otwartym przestrzeniom...

... a ja nic.


Nie czuję już tej twórczej weny. Tego inspiracyjnego kopniaka w dupę, który pozwalał mi wyciągać wnikliwe wnioski z otaczającej mnie rzeczywistości. Teraz jakby nieco ospały przemierzam utarte szlaki z głową spuszczoną do dołu. Szurając nogami, krok po kroku krzątam się śnięty jesienną aurą bez jakiejkolwiek dozy uśmiechu, refleksji, inicjacji. Jest mi cholernie mgliście. Czekam przebudzenia. Jeżeli w przyszłości łaskawie raczy mnie nawiedzić, chętnie skorzystam w nadziei odzyskania dawnej kondycji ducha poezji i wrażliwości.

wtorek, 13 listopada 2012

Cap of tea... Her Majesty ???

Jutro mam widzenie z Królową, po raz drugi w odstępie pięciu lat. Na tę okazję mam stawić się  w nieskazitelnie wyprasowanej koszuli, na błysk byczych jajec - wypolerowanych butach, pięknie ogolony, uczesany, w " !@#$%^&*" zagiętych spodniach, przypudrowanych wągrach i pryszczach na pysku. Na rozkaz gotowy całym sobą do serwisu, otherwise disciplinary action. Powierzchownie zatwierdzam powierzone mi przykazania. Wewnątrz siebie.... ooo jaaa.... pełny zwis niczym bezdomny krawat zalegający na jednym z wielu wieszaków w Oxfam shop. Cel jest jeden - odbębnić dniówkę. Nie wiem jednak, czy kiedykolwiek znajdę już okazję by odpokutować moje zawodowe skundlenie się...





 PS: Swoją drogą jestem ciekawy, co pomyślała sobie Elżbieta słuchając marcowego poranka 1977 roku prafrazy hymnu w wykonaniu jeszcze nieskomercjalizowanej grupy Sex Pistols. Niestety jutro nie będę w stanie zapytać się o to. Zbyt małym jest by zabrać głos.... ;)

piątek, 9 listopada 2012

***

szary brzask nieba
na jego uśpionym tle
ptak mruży oczy

poniedziałek, 29 października 2012

Statyczny obraz ruchu

Za oknem nic nowego. Ten sam utarty pejzaż przyprawiający mnie o mdłości. Niezachwianie toczy swoją różnobarwną kolorystykę dyktowaną czterema porami roku i sporadycznymi żywiołami wedle kaprysów natury. Dodając do tego niemal całodobowy ruch organiczno-mechaniczny, wyłania się zza okna rutynowy obraz codzienności jakimi karmią się moje oczy od przeszło trzech i pół lat.

piątek, 26 października 2012

Spacer wewnątrz siebie

Jestem jak
pożółkły liść opadły z drzewa
bez tchnienia życia
leżący na ziemi
Jestem jak
wyschnięte miejsce po kałuży
niegdyś bogato
zraszane deszczem
Jak pusta rama po obrazie
tętniącym wyrazistością kolorów
w swoich dniach 
Jak dziurawa kieszeń spodni
gubiąca po drodze
drobiazgi będące częścią całości
Jestem jak
dogasający knot świecy
na mapie świata
przysłoniętego mgłą

sobota, 20 października 2012

Z pożółkłej karty X

Kubek

Na półce z nowymi naczyniami
stał z boku stary kubek obdrapany.
Pamiętam. Bo był tam na pewno między nami
- w zadumie oblegającymi kuchenny stół.
Towarzyszył swoją cichą obecnością,
choć wyglądał na doszczętnie zrujnowany.

On widział o wiele więcej niż my.
Niejedno przeszedł w podróży swej.
A teraz stoi samotny wśród nas
- w zadumie oblegającymi kuchenny stół.
Obnażając swoje ucho pęknięte,
wyszczerbioną namiastkę uśmiechu
w głębi łkającego o litość.

Jego czas dobiegał końca.
I on dobrze o tym wiedział,
że zostanie wyrzucony.
Rozbity i przez śmiecie splugawiony...
                                    
                         - A przecież tyle widział.


                                                                                                                     Lublin 1998

czwartek, 18 października 2012

Palce

zdzieram paznokcie wodząc palcami o mur
szukam wnęki, szczeliny, pęknięcia, otworu
dających możliwość lepszego spojrzenia na świat

zamiast tego widzę tylko startą, twardą skórę
i brud wrzynający się w linie papilarne
niegdyś miękkie, delikatne końcówki opuszków
dzisiaj jak kikuty na modłę złamanych drzew

po omacku, oślizgłe od potu, wyszukują dna...

sobota, 13 października 2012

Haiku pijackie


ostatnie piwo
zachwiany taniec kroków
mnogość dróg i drzwi

środa, 10 października 2012

Tak na marginesie... (nieco społecznym)

Muzycznie o powrotach, miłości braterskiej, patriotyzmie, również tym lokalnym, państwie opiekuńczym, społeczeństwie obywatelskim, wzajemnym zrozumieniu i mnóstwie innych zabiegów w rzeczywistości przybierających formę groteski i czczych pierdół ...

Cela Nr.3 - Dom

sobota, 6 października 2012

Pakt

metafizyczny lęk
przyodziany w schodzony
jesienny płaszcz
skrzętnie chowa się
za gabarytami mijanych drzew
nie odstępując mnie
nawet na kroku połowę
świstem wiatru i szelestem liści
szepce mi do ucha
bym zamienił go
z własnym cieniem

wtorek, 2 października 2012

Zastygła twarz próbuje odnaleźć się w mrowiu fragmentów pękniętego lustra. Żadnej składni, żadnej harmonii. Nic co mogło by nadać jej jednolity pierwotny kształt. Tak, można śmiało stwierdzić, iż stopień rosnącej mizantropi i nihilizmu osiąga moment kulminacyjny. Ze skroni zamiast potu, krople krwi niczym drobinki unicestwiającego się DNA zataczają swój ostatni taniec.

Deformation by Staruha Mha on Grooveshark

poniedziałek, 1 października 2012

W drodze znikąd donikąd, przystanąłem na chwil parę pod drzewem. W absolutnym skupieniu wsłuchiwałem się w krople deszczu spadające z przemokniętych gałęzi i umęczonych wygasłym latem liści. Uświadomienie sobie faktu, że moje życie pozbawione jest jakiejkolwiek wyraźnej wizji przyszłości, przy tej pogodzie napełniło moje wnętrze względnym spokojem. Poczułem się jak jedna z wielu kałuż zalegających na chodnikach, ulicach oraz wydeptanych drogach na zielonych połaciach parków i skwerów. Ot, rodzi się w przypadkowym miejscu, by następnie z wolna wyschnąć i pojawić się w następnym.

środa, 26 września 2012

Wilgoć

Miasto w strugach deszczu
jak brudna woda
spływająca do rynsztoka
szarą breją wypełnia
suche ubytki
ulic
skwerów
parków
placów

Za zamokniętych okien
autobusów
taksówek
tramwajów

Parą od wewnątrz pokrytych szyb
sklepów
kiosków
marketów
galerii
barów

Widać jeden wielki chuj

piątek, 14 września 2012

Jak na wyciągnięcie ręki

Ten pejzaż. Jakże mocno utwierdzony w mojej pamięci. Przy zamkniętych oczach widzę realność zjawisk, kształt chmur na niebie, wąwozy pełne zieleni lub zasypane stosami pożółkłych ze względu na porę roku liśćmi. Słyszę taniec drzew, szum wiatru. Czuję rytm rozkołysanego ciała na wytartym siedzeniu starego, wyludnionego pekaesu. Jednocześnie wczuwam się całym sobą w wysiłek jaki musi włożyć umęczony silnik pojazdu, by pokonać te wszystkie wzniesienia, pagórki, serpentyny. Naznaczone magicznym urokiem natury zakręty. Sen jak na wyciągnięcie ręki. Jak namacalne dotknięcie przeżywanego momentu. W uszach cichnące echo dogasającego Frou-Frou Foxes In Midsummer Fires - Cocteau Twins. Za ostatnim zakrętem mijam Bochotnicę. Potem już umieram dla wszystkich. Nie mogąc umrzeć tylko dla samego siebie, zanurzam się na kilka godzin w sobie właściwe i zrozumiałe piękno. Chwytam chwilę, w której zapominam, że realnie istnieję...

Frou-Frou Foxes in Midsummer Fires by Cocteau Twins on Grooveshark

czwartek, 6 września 2012

Lapida 46

Choć igrzyska paraolimpijskie nie mają takiego wzięcia medialnego i rozgłosu jak tzw: "normalna olimpiada", to robią na mnie kolosalne wrażenie. Z niedowierzaniem oglądam jak w najróżniejszych dyscyplinach sportowych zawodnicy pozbawieni rąk, nóg, wzroku, poruszający się na wózkach lub z pomocą przewodnika realizują swoje pasje, życiowe namiętności. Z zacięciem na twarzy przez którą przebija się błysk szczęścia podejmują walkę z samym sobą - dokonując niemożliwego. To się nazywa zwycięstwo w pełnym tego słowa znaczeniu.

niedziela, 2 września 2012

***

Na Trafalgar Square nie znajdziesz
leżących beztrosko kasztanów
w zamian za to
z plastikowych kubków po kawie
możesz sklecić ludka
Ze słomki trójząb Posejdona do ręki
przytwierdzić
i postawić obok siebie
jako straż przyboczną
strzegącą Cię na lądzie od gołębi
podczas jedzenia chleba Twojego
powszedniego

piątek, 31 sierpnia 2012

Banał sierpnia - roku 2012

"Zarząd Pałacu Kultury popełnia przestępstwo, propagując komunizm - zawiadomił prokuraturę warszawski radny PiS. Chodzi mu o posąg mężczyzny, który trzyma księgę z nazwiskiem m.in. Lenina. Zawiadomienie zbiegło się z pogłoską, że pałac może stać się siedzibą Instytutu Pamięci Narodowej.

Posąg młodego mężczyzny w robociarskim stroju, w rozpiętej pod szyją koszuli spogląda na przechodniów z niszy na zewnętrznej elewacji Sali Kongresowej. Robotnik niczym tarczę trzyma na sercu olbrzymią księgę z nazwiskami klasyków na okładce: "Marx, Engels, Lenin". Pod Leninem jest sporo wolnego miejsca - wytężywszy wzrok, można dostrzec cień startego po 1956 r. czwartego nazwiska - Stalin.

- Są to twórcy teoretycznych podstaw oraz ludobójczy zbrodniarz ideologii komunistycznej. Nie ulega wątpliwości, że fakt prezentowania i udostępniania na widoku publicznym wyżej opisanej rzeźby przez Zarząd Pałacu Kultury i Nauki wyczerpuje znamiona opisanego czynu zabronionego w Kodeksie karnym - dowodzi warszawski radny PiS Maciej Maciejowski w doniesieniu złożonym w Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Śródmieście Północ."



Ps: Taaa. Jeszcze bardziej wytężywszy wzrok i najlepiej oskarżmy od razu całą Heglowską lewicę !!!

wtorek, 28 sierpnia 2012

"Przywiędłe wargi w skupieniu szeptały słowa modlitwy. Od czasu do czasu pełne łez oczy wznosiły się w górę i napotykały wzrok Tego, który wziął na siebie cierpienia ludzi, aby odkupić ich winy. Przez otwarte drzwi kaplicy widać było drzemiące w przedwieczornej ciszy Bieszczady: na zachodzie grzbiety Otrytu i Toustej, na wschodzie Ostrego."

Jan Gerhard "Łuny w Bieszczadach", s.344


Nie wnikam w historyczne zawiłości przedstawione w tej książce, bo wiem, że jak trudny do zmiany jest charakter człowieka, tak i obrane stanowisko wobec tego co było, zakorzenione głęboko w ludzkiej psychice również zmianie nie ulegnie. Zawsze była i będzie strona prawa i strona lewa.
Abstrahując jednak od tego oraz tragicznej tematyki lektury, przywołuję ów fragment, bo jak nic urzekł mnie on swoim majestatem obojętności wobec paradoksu ludzkich przekonań wolnościowo - politycznych...

niedziela, 26 sierpnia 2012

Tam, gdzie nie sięga mój cień...

Nie Brooklynski most

Rozdzierający jak tygrysa pazur

Antylopy plecy jest smutek człowieczy
Nie brooklynski most
Ale przemienić w jasny nowy dzień
Najsmutniejszą noc
To jest dopiero coś

Przerażający jak ozdoba świata

Co w malignie bredzi jest obłęd człowieczy
Nie brooklynski most
Lecz na druga stronę głową przebić się
Przez obłędu los
To jest dopiero coś

Będziemy smucić się starannie

Będziemy szaleć nienagannie
Będziemy naprzód niesłychanie
Ku polanie

Edward Stachura


Żadne listy, rozmowy telefoniczne, komunikatory cyfrowe, komputery, fale radiowe nie są w stanie zastąpić mi żywej rozmowy z ojcem, namacalnego dotyku dłoni matki. Podmienić atmosfery emocjonalnego kontaktu z najbliższymi.
Siedzę uschnięty na łóżku wpatrując się martwo w okno, wchłaniając do znudzenia znany mi pejzaż. Leżę martwo pod ławką w parku wyłuskując wzrokiem jakże odległe mi niebo. Grzebię się żywcem pod torami kolejki wąskotorowej przecinającej Białowieskie lasy. Wiję się jak wąż oplatając Trzy kazimierskie krzyże. Upadam nieprzytomnie pod dzwonnicą na Czwartkowym wzgórzu. Wszystko jest pozbawione treści, rozmyte w łkaniu do niezdefiniowanego. Pozostaje tylko przeszłość jako żywy obraz mojej zanikającej z wolna tam obecności oraz przyszłość jako odległa mordęga, nieposiadająca żadnego konkretnego kształtu i treści. Teraźniejszość ze swoim balastem nie znaczy nic. Jest tylko znikającym momentem drażniącym serce, rozsadzającym umysł, rodzącym niepokój i tęsknotę. Analiza liczby 431 rozłożona na dni, tygodnie, miesiące, ponad rok, godziny, minuty, sekundy, setne sekundy, setne setnych sekund wydaje się być nieskończona. Wydaje się być jak mroczna wieczność wciskająca mnie dobrowolnie w ramy dokonywanych wyborów, podejmowanych decyzji, absurdalnej zabawy w życie.
Chcę do domu ...

czwartek, 23 sierpnia 2012

Ukołysanie


Czasami wystarczy godzina, jeden spacer, nieplanowana wycieczka donikąd, by odzyskać wewnętrzną równowagę. Doznać ukojenia własnych myśli. Przywołać na nowo utraconą dniem codziennym witalność. Po prostu oddać się pod władanie absolutnego zapomnienia. To jest dopiero coś...

Ps: Odnoszę podświadome wrażenie, że zaczynam już powoli przywoływać jesień.

środa, 22 sierpnia 2012

Widok

ten fragment nieba
widoczny przez okno
mojego pokoju
należy do mnie
i moich demonów
nie ten wieczysty
zewnętrzny
opatrzony aurą
doniosłości
sfastrygowany
z każdej strony
puklerzem chmur puszystych
lecz ten wewnętrzny
określony geometrią
starych framug
uwieczniony matrycą
zakurzonej szyby
będącej drzwiami do świata
po przebudzeniu

Londyn 20.08.2012

wtorek, 21 sierpnia 2012

***

nie ma Cię trzeci dzień
a ja już do ciszy wołam
w pustej przestrzeni pokoju
uciskającego skronie
uliczna latarnia łagodnie
rzuca strumień światła
na idealnie zasłane łóżko
które ogarniam wzrokiem
z dystansu jednego metra
co jakiś czas wdziera się
do wewnątrz głuszy
delikatny okruch życia
w postaci wiatru
trącającego zasłony okien
odchodząc pozostawia mnie
samego wpatrzonego
w idealnie zaścielone łóżko

Unkerich by Bohren & der Club of Gore on Grooveshark

niedziela, 19 sierpnia 2012

Jakże daleko od tego, co rzecz ujmując winno być oczywiste

Ryszard Kapuściński w jednym ze swoich lapidariów wyznał: "Moim lasem są ludzie".
Możliwość usłyszenia ludzkiej mowy, splendor zatłoczonych kawiarni, jednym słowem tłum. To było dla niego źródłem inspiracji. Możliwością uaktywnienia jego twórczych instynktów. Porównując jego punkt widzenia do siebie (choć nie dorastam mu do pięt w jego twórczej finezji), rodzi się we mnie refleksja: Jakże różne są horyzonty postrzegania świata, czasoprzestrzeni. Czerpania, tego co w danej chwili jest najlepszym spełnieniem własnego ego.
Moim lasem są puste przestrzenie, wyludnione miejsca, kompletna stagnacja. Spokój i cisza, zakłócana jedynie odgłosami natury. W tej atmosferze dalekiej od zorganizowanego galimatiasu odnajduję siebie i bieg własnych myśli, które w napływie błogiego spokoju, mogę uporządkować chronologicznie w rytm własnego bicia serca.

sobota, 18 sierpnia 2012

Irlandzki czar tańca

Dla mnie to po prostu Czad przez duże "Cz". Kunszt i profesjonalizm najwyższego lotu. Cieszy oko dogłębnie, iż nawet jestem w stanie przymrużyć je na fakt udziału grupy w konkursie Euro-Dupo-Wizji bodajże w 1994 r. Poza tym od zawsze lubiłem irlandzkie klimaty.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Choć stopień obrzydzenia i znużenia własną osobą sięgnął zenitu, wciąż czuję niedosyt...

wtorek, 14 sierpnia 2012

Stół

Brakujące ogniwo -
słowo na wzór ciała
usytuowane obok
butelki z winem
Potrzeba tylko stołu
z mocno przytwierdzonymi nogami
jak kompas wskazujący
cztery strony świata
By w dogodny sposób
wyłożyć niczym karty
skrzętnie skrywaną
kość niezgody

sobota, 11 sierpnia 2012

Lapida 45

Szał i zachwyt tysięcy przybyłych turystów. Miliony uniesionych w spazmie dopingu gardeł i powolnie następująca cisza. Czas olimpijskich igrzysk wygasa jak ognisko znienacka zalane strumieniem wody. Ci co zdobyli złoto w chwale i uznaniu opuszczają podest sportowych zmagań. Ci ze srebrem i brązem kalkulują balans strat i zysków na przyszłość. Straganowi kupcy sumują dochody. Wielkie korporacje i sponsorzy szacują zyski, mniej straty. Uliczni sprzątacze wymiatają z chodników resztki okrzyków zachwytu z setek gardeł. Z wolna zapanowuje swojski chaos i miejski tłok. Gorączka autobusów, taksówek i metra ulega unormowaniu. Londyn ponownie powraca do rytualnej codzienności.

I nawet ja, jako tłuszczem obrośnięta jednostka, miałem swój ułamkowy udział w tej, jakże odległej o starożytnych sportowych zmagań masowej imprezie.

środa, 8 sierpnia 2012

____ ...

"Tyle spokoju i ciszy
niezmąconej ciągiem chaosu,
co snu siłą wyrwanego
z ramion bezgwiezdnej nocy"


Porażone światłem dnia oczy pulsują konwulsyjnie. Nagły atak tików nerwowych wykrzywia przebudzającą się twarz drganiami w prawą stronę. Siadam na łóżku. Martwo wpatrzony w szarą powłokę ściany, zaczynam się dławić perspektywą nadchodzących godzin.

Odnoszę wrażenie, iż ponownie staję się ofiarą powtarzalności zdarzeń i myśli. Z tą jednakże różnicą, że kolejność następujących po sobie nieudogodnień jest przypadkowa...

sobota, 28 lipca 2012

Poranny industrial i miejskie fatamorgany

Poranny brzask. Znad martwo sterczących żurawi słońce leniwie pnie się do góry. W powietrzu można wyczuć unoszący się posmak kurzu i odnieść wrażenie ogólnej szarości. Jeszcze pozorna cisza, zanim ludzie jak glisty po deszczu zaczną wychodzić wszelkimi dostępnymi otworami miasta. A kolejne kilkanaście tysięcy nowo przybyłych zaleje i tak już wystarczająco zatłoczone ulice metropolii. W głowie zaczyna szumieć kołowrót. I ta realna już wizja tych jebanych igrzysk. Cały ten chaos, pseudo-sportowa komercja. Nieposkromiona chcica i szał wypchania kieszeni pieniędzmi turystów. Tłok, korki, ukrop, smród oddechów jak przepełniony kosz na śmieci, zaczyna wylewać się ze mnie w postaci kropel potu na skroniach. I nagle idąc przez Waterloo Bridge tą wczesną porą, czując się chwilowym zwycięzcą przed nadejściem tłumu, przez zaszklone wyobcowaniem oczy widzę las. Najprawdziwszy las ogarnięty nieposkromioną ciszą. Po chwili zostawiam plecak na środku chodnika i powoli zaczynam biec w jego kierunku. Mimowolnie nabieram tępa, przeskakuje przez balustradę mostu. Kontynuuję bieg dławiąc się wodą z Tamizy, która zamiast pochłonąć mnie do swojego brudnego wnętrza, wypluwa na powierzchnię jak gorzką wydzielinę, niepożądany element. Przedzieram się jak dotknięty napadem szału do przodu. Charcząc, wyciągam przed siebie ręce z jedną tylko myślą. Aby móc dotknąć, chwycić. Zerwać choćby jedną gałąź, jeden liść. Im bliżej jestem celu, tym odleglejszy wydaje mi się być ten cichy zielony raj...

Zza zaszklonych wyobcowaniem oczu widzę las. Najprawdziwszy las wyłaniający się znad horyzontu tej miejskiej dżungli. Porzucam plecak i zaczynam biec w jego kierunku. Jednak po kilku metrach, tuż przed balustradą zatrzymuję się uświadamiając sobie jednocześnie, że jestem jak Wasyl, jeden z bohaterów książki Stasiuka. I tak jak On, nie chcę popełnić samobójstwa. Tak jak On, chcę po prostu umrzeć. A to jest różnica...

Klle - Lament

piątek, 27 lipca 2012

"Patrząc w oczy Napoleona książę Andrzej myślał o nicości potęgi, nicości życia, którego znaczenia nikt nie może zrozumieć, i o jeszcze większej nicości śmierci, której sensu pojąć ani wyjaśnić nie może nikt z żyjących."

Lew Tołstoj
"Wojna i pokój", t. I. str.429.



Przez większość czasu czuję się taki maleńki wobec własnej niemocy, wobec otaczającego mnie absurdu, nadmiaru pytań bez odpowiedzi. Pustki codziennie wypełnianej relatywną przyziemnością zadań i obowiązków...

czwartek, 26 lipca 2012

Jakże słodka statyczność...

"Jest to stan nie do zniesienia.
Przychodzę do domu po 11 godzinach pracy
i po 10 minutach zaczynam siermiężnie się nudzić."


Te słowa wypowiedziane przez moją żonę kilka dni przed naszą 10 rocznicą, spowodowały potrojenie fascynacji jej osobą. Biorąc pod uwagę mój charakter i sposób odczuwania świata, byłem wręcz wniebowzięty tym krótkim stwierdzeniem. I nie to, że jestem rutynowym nudziarzem, na dodatek z próżnią w kroczu...

Ach, gdyby tylko Cioran mógł usłyszeć ten lament.

środa, 25 lipca 2012

Mankamenty wtórne

W przypływie wolnej woli
ludzie rozpierzchli się
jak spłoszone mrówki
na wszystkie krańce ziemi.

Tratując się nawzajem
kreują nowe trendy.

Z głębi umysłów
wydobywają na światło dzienne
nowe szczepy - izmów.

Ilością ofiar
odmierzają skuteczność sądów.

Własnym wytworom
z oddaniem chylą głowy.

Śliniąc się zachłannie
w majakach jęczą
- Więcej!

Dynamika błędnego koła
zatacza coraz szersze kręgi.

A Bóg pieszczotliwie
kołysząc świat
na swoich dłoniach -
nie pozwala mu zasnąć.

sobota, 21 lipca 2012

Zdarzyło mi się...

KSU - Wino za karę

...nie raz. I zapewne zdarzy się jeszcze, choć nie z tak beztroską intensywnością jak przedtem ;)

czwartek, 19 lipca 2012

Jak to jest Tomasz, że przedzieram się teraz do domu przez ten pierdolony Londyn, gdzie stopień ludzkiego zatłoczenia sięga zenitu a czas gdyśmy leniwie popijali orzechówkę z reklamówki na pamiętnym skwerze nieopodal Zamku lubelskiego, prowadząc istotne dla nas dysputy, jawi mi się tak wyraźnie jakby dosłownie zdarzył się kilka chwil temu?

Ach ta cholerna trzeźwość wspomnień...

poniedziałek, 16 lipca 2012

Przemakalność



szary płaszcz nieba
na twarzy krople deszczu
suchej nitki brak

czwartek, 12 lipca 2012

Farsa Dance

Syn
Włodzimierza i Izabeli
wydalony
w konspiracyjnym zamyśle
z matczynego łona
(nie z własnej woli)
jakiś czas temu
Jestem
Wykonuję czynności
dane gatunkowi
do którego
(nie z własnej woli)
należę
I tak jak on
bez względu na miejsce
w hierarchii społecznej
(nie z własnej woli)
podlegam powolnemu
procesowi rozkładu
Użyźniając pulsujące
serce wszelkiego robactwa
chylę czoła ziemi

wtorek, 10 lipca 2012

Bez pretensji

matko ziemio
nieraz gwałtem zaorana
jak wyschnięta rzeka
kończę swój rozdział

spójrz na żyłę otwartą
krew jak namiastka
malinowego soku
z domowej piwnicy
zatacza swój taniec
wzdłuż spoconej dłoni

w zawrocie głowy
majaczących spazmach
spadając na pole
kwitnących mleczy
czerwieni ich mleko

lecz nie z twojej piersi
kusicielko teraźniejszości
- Szmato owinięta moim
zakrwawionym bandażem
2012

sobota, 7 lipca 2012

Prawie jak pocztówka z Lublina II...

"Lubię upijać się w samotności i przypominać sobie minione zdarzenia, ludzi i krajobrazy."

Andrzej Stasiuk "Fado"

To już końcówka. Dopalający się ostatek. Ogarek anty-literackiej weny. Musiałem wyrzucić go z siebie dla świętego spokoju. Teraz, kiedy zawładnęła mną obojętność nie będę płakał, gdy po drugiej stronie za kilka miesięcy zaczną spadać zmęczone czasem pożółkłe liście. Obejdę się również bez jesiennego wiatru okrywającego moją twarz, w sposób w jaki lubię najbardziej. Po prostu zaszyję się w sobie, odległy od niezdefiniowanego o setki mil i przeczekam...

czwartek, 5 lipca 2012

Czcza wola

ty co wyrywasz ze mnie
drzazgi istnienia
przewodniczko, kurwo
tej ziemi nieczystej
w dniu mojego odpocznienia
nie moczem lecz deszczem
zroś obnażone truchło
co wplecione w twoje ramiona
jak dziewczęcy warkocz
odcięty od głowy
samotnie gnije
na środku drogi

środa, 4 lipca 2012

Dziki plac

Teren między aleją Bieruta, ulicą Koryznowej i Unicką miał dla nas jako dzieciaków magiczną moc. Zieleń, dziko rosnące drzewa, gdzieniegdzie w większym skupisku tworzące miniaturowy lasek. Tam, w środku tej dziczy między walającymi się zepsutymi telewizorami, pralkami, radioodbiornikami i zwałami śmieci z pobliskich domów, wdrążaliśmy w życie nasz sen o indiańskich wojownikach. Byliśmy jak rozjuszone stado małp, skaczących po drzewach, wspinających się po gałęziach oraz spadających z nich z impetem na ziemię. Nikt zbytnio nie interesował się wtedy rozrzuconymi po całym obszarze popękanymi macewami, wystającymi z ziemi kikutami nagrobków i pojedynczymi elementami historii, która już nigdy nie będzie miała swojej bogatej kontynuacji. Przynajmniej na tym skrawku ziemi.
Czas płynął do przodu. Z biegiem lat to tryskające gęstą zielenią miejsce przestało mieć dla nas znaczenie na rzecz gry w kapsle lub noża. Koniec tego rozległego placu zabaw nastąpił niespodziewanie pod koniec lat osiemdziesiątych. Armia buldożerów wysłana z ramienia Zakładu gospodarki komunalnej i czynów społecznych w Lublinie w ciągu zaledwie kilku dni, zrównała z ziemią całą tę dziecięcą planetę. Grupy ludzi pod nadzorem speców od zagospodarowywania przestrzeni i miejscowych administratorów, metr po metrze przeszukiwała rozkopaną powierzchnię, wydobywając z niej resztki ludzkich kości. Wtedy też po raz pierwszy widziałem czaszkę. Narodziła się również refleksja dorastającego chłopaka nad miejscem niegdyś szalonych zabaw.
Pozostałości po tych, którzy tu spoczywali, jeżeli się nie mylę, zostały umieszczone w Izbie Pamięci oraz w pierwszej czynnej części cmentarza. Teren pokryto trawą oraz ogrodzono płytami na wzór macew, oddzielonych co kilka metrów olbrzymimi menorami. Latem, w skwarze słońca miejscowi pijaczkowie kucając w cieniu ich szerokich ramion raczą się tanim winem lub kilkoma butelkami piwa. Właściciele psów leniwie stawiają kroki na przecinających cmentarz wzdłuż i wszerz drogach. Na betonowym zadaszeniu pomnika wzniesionego przez Fundację Sara i Manfred Bass-Frenkel, flirtują zakochani wyczekując wieczoru. Wyglądając przez okno z mieszkania w którym spędziłem większość mojego życia, w mojej głowie tli się myśl: O czym wtedy myślą ci wszyscy ludzie, mając historię tego miejsca pod własnymi nogami...?

(Teren cmentarza jest poprzecinany ścieżkami zrobionymi z płyt. Każda kończy się lub zaczyna półokrągłym betonowym wejściem, których jest pięć.)

(Pod Menorą można spotkać pojedyncze lub grupowe elementy spożywające)

(Część ogrodzenia obejmującego teren cmentarza)


(Przed każdym z wejść widnieje krótka informacja z rysem historycznym miejsca)

(W tle po prawej widoczne wzniesienie, będące pomnikiem upamiętniającym tę część cmentarza. Natomiast, chen za drzewem po prostej miejsce nieistniejącego już samozwańczo-egzotycznego placu do zabaw.)

(Tablica informacyjna fundatora pomnika umiejscowiona przy wejściu do tzw. mauzoleum)


(Wejście)

(Rzut na to co znajduje się za bramką)


(Widok z okna mojego mieszkania na dawną centralę, za którą znajduje się druga część cmentarza, której poświęciłem ten wpis)

===========

poniedziałek, 2 lipca 2012

Podaj mi swoją dłoń...






...czyli kolejny artystyczny happening na The Hayward Gallery przy Southbank Centre London.

niedziela, 1 lipca 2012

Końcowy ochłap

Najgorsza w tym wszystkim jest pamięć. To, że każdego pieprzonego rana kontynuujesz klepanie minut. Jak respirator podtrzymujesz ciągłość zdarzeń w jakie zostałeś wciągnięty w dniu narodzin. Zawsze można przerwać tę trywialną podróż, ale nie w tym rzecz. Przynajmniej teraz. Więc karmisz się tym posiłkiem jakim jest twój bieg życia. Bezustannie. Do końca. Do kresu sił i wytrzymałości wykuwasz we wszystkim w czym masz udział - swój osobisty poemat. A gdyby tak, każdy dzień był pojedynczym życiem, niemającym nic wspólnego z wczoraj, przedwczoraj, minionym rokiem, dekadą? Po prostu ciągły początek i koniec, będący kilkustronicową powieścią zawartą w jednym rozdziale bez rozgałęzień fabuły. Zupełnie inna forma doświadczania mentalnej bolączki...

Siekiera - Po Burzy

PS: I to byłoby na tyle jeżeli chodzi o pewien mało istotny wątek w jakże rozległym rozdziale. W sumie powinien być to koniec. Koniec mnie i koniec wymiotów wychodzących spod pióra. Gotów byłbym umrzeć bez ponownego odradzania się, gdyby nie ten mistyczny zakład z Czwartkowym Wzgórzem o dwa grosze, które dałem mu na przetrzymanie do następnego widzenia. Zatem pozostawiam jeszcze nutkę nadziei na kolejne wymioty. Niekoniecznie skierowane do odbiorcy, ale do siebie samego. Nie mam zamiaru pleść szubienicy profesjonalnego literaty lub obytego w budowie wiersza poety. Stawiam na nicość...

piątek, 29 czerwca 2012

Moje Zadupia Świata








Lubię otwarte przestrzenie, nie zmącone nadmiarem ludzkiej aktywności. Gdzie swoista głusza z wiatrem świszczącym w uszach, daje ci po mordzie i pozwala zapomnieć przez chwile, że jesteś wytworem kultury, społeczną jednostką, krostą cywilizacji, zadrą na dupie pędzącego świata.
Przymykam oczy. Zaciągam się głęboko powietrzem. Łyk wódki, zgarnięcie łzy rękawem z oka i niechciany powrót do układnego życia...

czwartek, 28 czerwca 2012

Cooperation

... like urine.

środa, 27 czerwca 2012

Ulica Szkolna - Lublin (fragment...)


... wyrwany z kontekstu tak jak ja z rozdziału o miejscu niespełnionego przeznaczenia.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

***

Myślałem już,
że nie powrócę z tej drogi.
Swój sens pogrzebałem skrzętnie
pod wapiennym szkieletem
obumarłego dworu.
Ucichł wiatr.
Wisła skryła się w zaroślach.
Blask słońca przygasł
jak na zawołanie Czarta.
Ja zaś wpółżywy,
siedziałem na krawędzi
stromego urwiska.
Pod zakurzonym niebem -
mimo dnia strącałem
do plecaka
gwiazdy zapomnienia.

K.Dln. 12.VI.2012

niedziela, 24 czerwca 2012

sobota, 23 czerwca 2012

Przez chwilę miałem wrażenie, że trzymany w ręku długopis jest sztyletem o długim niekończącym się ostrzu. Każde napisane słowo było dla mnie jak mocny cios w sam środek serca. Nieopisany ból, zmieszany z masochistyczną rozkoszą. W głębi siebie skomlałem o więcej ...


Luigi Rubino - Behind the Clouds

piątek, 22 czerwca 2012

czwartek, 21 czerwca 2012

Chłopcy

W blasku porannego słońca
chłopcy w grupie żwawo idą
Pod zadaszeniem sklepu
obok łubianek z truskawkami
leniwie popijają piwo
lekceważąc czas
Późnym popołudniem
w gwarze splątanych języków
zaczerwienione karki
uciskają drżącymi dłońmi
Oczy jak kapsle z butelek
rzucone na żywioł chwili
ślepo połyskują
Spod białych bejsbolówek
zamiast łez
krople potu z czoła spływają

Lublin 08.VI.2012.

środa, 20 czerwca 2012

Gotów jestem III

Gwar miasta. Jakże bliskiego. Zmiany czasu wdzierające się w oczy jak morska sól. Styl "bycia", tak odległy od tego, który w sposób niezmienny tli się w moim sercu. Wszystko to sprawia, że chciałbym zacząć biec. Bez ustanku. Jak najdalej od siebie i bliskich mi miejsc. Zamiast powietrza, łapać w płuca wiatr. A kiedy i jego już zabraknie po prostu zniknąć bezpowrotnie.

Gotów jestem umrzeć i odrodzić się po raz trzeci...

wtorek, 19 czerwca 2012

***

urwane myśli
urwane słowa
urwane dźwięki
urwana mowa
rozmyty
- widok
- obraz
- pejzaż
sponad dachów kamienic
tylko cisza
podtrzymująca bieg życia

















Lublin 03.VI.2012.

Gotów jestem II

Wrażliwość jest jak przypadłość zniedołężniałego starca z wytartą laską w dłoni. Chybotającego się na obolałych nogach na wszelkie możliwe strony. Szyderczo wyśmiewany przez zalążki egzystencjalnych pędów ziemi, uparcie drepcze przed siebie z oczami mocno utkwionymi w cel własnego przeznaczenia.

Gotów jestem umrzeć i odrodzić się po raz drugi...

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Widok ludzi. Niezliczona ilość oddechów, spojrzeń, paraliżuje mnie od wewnątrz. Odbiera mi chęć jakiegokolwiek działania. Sprawia, iż mentalnie flaczeję, słabnę, omdlewam...

niedziela, 17 czerwca 2012

***

ten wiersz
co rodzi się
w zalążku myśli
jest jak rozerwana gardziel
jak blizna na ręku po nożu
jak ciemna noc
pełna sił złowrogich
jak zardzewiały klucz
do serc niegdyś bliskich
jak płyta grobu
poddana korozji czasu

Lublin 30.V.2012.

Gotów jestem I

W momencie, gdy chaos dnia przybiera niczym nieobciążony porządek, człowiek jest w stanie dostrzec bezwartościową istotę, każdej uchodzącej w niebyt godziny. Każda minuta jawi się jak nasączona pobudzającą wonnością gąbka. Obracana starannie dookoła pod zaciskającą się dłonią, wyciska z siebie życiodajną energię tak długo, aż osiągnie stan całkowitego wyschnięcia.

Gotów jestem umrzeć i odrodzić się po raz pierwszy...

Lublin 28.V.2012

czwartek, 24 maja 2012

W końcu nastąpił początek, 'realizacji' wyczekiwania mierzonego w miesiącach, dniach, godzinach, minutach, sekundach. W nierównym biciu serca. W chwilach trudnych do strawienia. Momentach drążących umysł fatamorganą wieczności.
Gdzie teraz, skoro już wiatr zapukał w okna i drzwi domostwa? Którą drogę, kuszony zapachem polnych kwiatów - obrać? Gdzie szukać miejsca, by umrzeć przykryty kurzem wędrówki? Jak odrodzić się, by powstać i ruszyć dalej przed siebie? Szlakiem, tak mocno wyrytym w moim sercu, iż nie potrzebuję już żadnych map, kompasu i drogowskazów...

niedziela, 13 maja 2012

***

wiosenne haiku
zapach kwiatów na łące
wypełnia przestrzeń

czwartek, 10 maja 2012

Wilgoć

Od kilku tygodni, żyję i umieram w deszczu. W deszczu budzę się ze snu i w deszczu w sen zasypiam. Jestem cały przemoknięty. Cuchnę nieustającą wilgocią. Wyczuwam deszcz we wszystkim z czym mam styczność. Deszczem smakuje jedzenie, herbata, kawa, alkohol, pocałunki ukochanej. Szarość dnia jest tak intensywna, iż przysłania zieleń rodzących się do życia liści. Pochmurność nieba naciska na kark przy każdym stawianym kroku z tak intensywną siłą, iż czuję jak zaczynam się dławić. Jestem bliski wymiotów przy otwartych lub zamkniętych oczach. I wiem, że jeżeli zdecyduję się poluzować mięśnie i podrażnić dogłębnie gardło, wyrzygam z siebie nic innego jak tylko deszcz, który od przeszło 25 dni przeszył mnie całkowicie. Chmury nade mną zdają się nie mieć litości...

Unveiled by Atrium Carceri on Grooveshark

piątek, 4 maja 2012

Przestrzenne dźwięki ...

Pudelsi - Kocia Muzyka

Uwielbiam zwłaszcza ten fragment:

"Dymią fabryczne kominy
Na dworze śnieg i zawieja
Idą chłopcy do pracy
Chuj, niech idą, ale nie ja"

Mam wtedy przed oczami dymiące nocą kominy zakładów azotowych w Puławach. Jest to wizja moich szalonych podróży, nieistniejącym już (tak mi się wydaje) polskim expresem relacji Warszawa - Lublin. Odbywanych regularnie co drugi tydzień miesiąca, jakieś 13 lat temu... .
Był to czas absolutnej ignorancji życiowych obowiązków z zakresu "musisz".

środa, 2 maja 2012

***

między jednym
a drugim łykiem
gorzkiej herbaty
zawieszony na szubienicy
strzępów wspomnień
unoszę się jak dym
z papierosa

wypełniając
dostępną przestrzeń
trwam tylko chwilę ...

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Wszystko wydaje się dzisiaj być tak kurewsko odległe. Nieosiągalne w rozciągłości czasu. Aczkolwiek wiem. Zdaję sobie z tego sprawę, że jeżeli zacisnę powieki na tyle mocno, by poczuć ból w skroniach, mogę być w stanie dogonić ten pieprzony Stachurowski wiatr. Nawet kosztem krwawiących stóp. Sięgam po dwa strzały Tatratea 72% i w drogę...

Ps: Sokratesie, jakże głęboko "zdeprawowałeś" mnie swoimi myślami. Prawdopodobnie do tego stopnia, iż zacząłem myśleć według własnych koncepcji na drodze dedukcji twierdzeń i wniosków...
Ja nadaję rytm koniunkcji!

piątek, 27 kwietnia 2012

Przyswajalna lekkość bytu

Lubię ten stan zamroczenia alkoholowego, w którym otaczające mnie dźwięki ulegają zdeformowaniu i wydają się trwać w nieskończoność. Siadam wtedy w pozycji wyprostowanej i osowiały wsłuchuję się w tę rozmazującą się z minuty na minutę melodię. Proces ten trwa do czasu powolnego wiotczenia ciała, coraz mocniej zarysowanego garba, kończąc na stopniowym opadaniu głowy. Całość wieńczy łagodne spoczęcie podbródka na klatce piersiowej. Potem jest już tylko nicość i obojętność... .

niedziela, 22 kwietnia 2012

"W rzeczy samej, Simmiasie - powiedział - autentyczni filozofowie zajmują się śmiercią i najmniej ze wszystkich ludzi przerażeni są umieraniem."
Platon - Fedon, roz. V

Ileż to jabłoni zakwitło. Ile też uschło pod presją płynącego czasu. Jakże wiele owoców zostało zrodzonych, które nasze oczy nigdy nie widziały. A jednak do dzisiaj; niedaleko pada jabłko od jabłoni!

Na wspólną nutę ze starożytnym bractwem.

środa, 18 kwietnia 2012

Naturalizm rzeczy

poeci
artyści
śmietanka towarzyska
jak nocny upływ z członka
wernisaże
odczyty
bankiety
jak śruba drążąca
napchane uznaniem
po brzegi jelita
gdzieś na marginesie
tej wydalonej mazi
ja skąpany
po brzegi w gównie
z ręką w górze
wiersz swój przed
zatonięciem chronię

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Lapida 44

Definicję chamstwa określiłbym jako smutną przypadłość drążącą płytkie ego człowieka, u którego w żaden możliwy sposób nie da się skorygować poziomu głupoty i prostactwa do takiego stopnia, by mógł racjonalnie przejrzeć na oczy, unaoczniając sobie jednocześnie swój własny prymitywizm.

sobota, 14 kwietnia 2012

***

W świetle lamp
ulicznych
W pustce oczu
zapadniętych

- zima

Dokąd pójdę
we własnej niemocy,
jeżeli droga przede mną
kawałkami rozbitego
szkła usłana?

Ślepcom z zapomnianych krain

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Spowiedź

ja tam nie wierzę
w zapewnienia władców
o sprawiedliwych intencjach
i nieskazitelnych sercach

w skruchę patriarchów
oczyszczających duszę
z koślawych popędów
kosztem dziecięcej łzy

w petycje
uchwały
regulacje
i promocje ludzkich sumień
zawieszonych na haku
w sklepie mięsnych marzeń

poddaję też pod wątpliwość
prawdziwość złota z korony
Króla dryfującego między
jednym a drugim brzegiem Wisły

piątek, 6 kwietnia 2012

Wielki Piątek

Zapach świeżo skoszonej trawy z ogrodu miesza się nawzajem z aromatem cidera, taniego indyjskiego rumu i Jacka Danielsa. Świat zawirował w wielki piątek mrowiem robót dokonanych, podsycanych przez dzień cały życiodajnym sokiem oraz meksykańską kuchnią. Własna myśl, szarpnięty łykiem piwa wiersz, tyłek rozpostarty na pierwszym stopniu betonowych schodów i hipnotyczny wzrok wbity twardo w z wolna rozkwitający bez. Nic dodać, nic ująć. Trwam przez chwilę w radosnym uniesieniu, daleki od szkicowania perspektyw dalszej przyszłości ...


niedziela, 1 kwietnia 2012

Insomnia kwiatu

zapach kwiatów nocą
jest zupełnie inny
niż za panowania dnia

miotane wiatrem
w półśnie
wyciągają płaty
kojone ciszą
milczącego nieba
w stronę gwiazd

w samotności
spijają gwiezdny pył
delikatnie osadzając go
na pręcikach wewnątrz
barwnych kielichów

w tajemnicy przed
blaskiem świtu
w nieśmiałości
przed pieszczotami
pszczół

czwartek, 29 marca 2012

Upojne rozmowy

"- Cóż, mężowie? Wyglądacie na trzeźwych. Uchybienie, którego nie przepuszczę. Trzeba będzie pić.(...)
Niech Agathon przyniesie, jeżeli ma w domu, jakiś wielki dzban! (...)
Nalał wina do pełna i sam pierwszy wypił. Następnie kazał wlać dla Sokratesa..."

Platon "Biesiada", Wyd. DeAgostini; Altaya 2001, str.168


Sokrates miał głowę zarówno do picia jak i do prowadzenia długich dysput. W starciu z nim, mało kto docierał do finiszu, nie dając się po drodze zamulić przez czyhający sen i ból głowy, jednocześnie gubiąc wątek dialogu :)

sobota, 24 marca 2012

Gdzieś w głębinach uniwersalnego niezrozumienia...

Między jednym a drugim utworem płynącym z głębin dark ambientu, wyłuskuję po trochu pozorne zrozumienie własnego siebie jako jednostki zatopionej w morzu kolorów i improwizacji dnia codziennego. Dostrzegam, to co chcę dostrzegać. Mimo pseudo-pozytywnych zachęt pospólstwa - Ja podążam własną drogą , gdzie zatwierdzone barwy odczuwania ociekają rdzą i postępującą korozją myśli ...

Dahlia's Tear  - 4th Sky Convergence & Pointless

piątek, 16 marca 2012

Jarmark Wątpliwości

ile jeszcze sezonów
ile dławiącego trawienia
wiosen
lat
jesieni
i szklistych jak sopel do żył zim
stragany próżności
zanoszą się śmiechem przez cały rok
karawana pustych słów
zaprzęgnięta za języki bydląt dwunożnych
ślepo w amoku do przodu gna
a mnie nie do śmiechu
a mnie nie do otwierania ust
w zachwycie
przez wiatr spychany
coraz bliżej krawędzi mostu
w głębię pulsującego zwierciadła
czuje jak poręcz
pod zaciśniętą ręką topnieje

12-16.III.2012

sobota, 10 marca 2012

***

ręką przytrzymam
bieg świata
nogą utoruję drogę
wolną od natarczywych
przeciwności
i przejdę niezauważalnie
stopniowo obracając się
w proch ziemi
tak żądnej woni mojego rozkładu

czwartek, 8 marca 2012

Pragnienie kroku wstecz

Siarczysta mżawka jak szarańcza osadza się bezlitośnie na całej powierzchni okularów. Chwiejne kroki, poranna szarość. Pełna trzeźwość, choć jak ślepiec po omacku wyszukuję asfaltowego podłoża. I w jednej chwili wszystko ulatuje, zatraca istotę konkretu. Nie ma już ludzi. Nie ma już podziału na dobro i zło. To co widzę, to tylko rozmazujące się cienie istot o wyraźnych niegdyś kształtach oraz niczego już nie wyrażające, abstrakcyjne formy wyblakłych pojęć, dawniej tak pieczołowicie pielęgnowane przez ziemskich moralizatorów. Ogarnia mnie apokaliptyczna cisza i dystans kilku metrów, którego nie mam najmniejszej ochoty przebywać po raz kolejny. Zaistniała chwila sprawia, że chciałbym dzielić los mgły w trakcie jej powolnego zanikania. Bez możliwości ponownego zaistnienia... .

Muhr - Dessous le mur de planck

sobota, 3 marca 2012

Węzeł

owoc podjętej decyzji
zawisł na drzewie
zapuszczonego sadu
pośród dzikich grusz
i od dawna
nieprzycinanych śliw

północny wiatr
kołysząc go delikatnie
na boki, bezowocnie
próbuje tchnąć
weń odrobinę
życia po śmierci

piątek, 2 marca 2012

Noc

noc gęsta
jak sierść kota nasłuchującego w bramie
noc czarna
jak smoła rozsmarowana na dachu
noc cicha
jak miraż bezpieczeństwa przed burzą
noc złowroga
jak złodziej czający się za rogiem
noc podstępna
jak ostrze noża w ręku oprawcy
noc długa
jak nić Ariadny
noc patrząca
milionem gwiazd na niebie
noc o tysiącu twarzach
jak narkotyk aurą snu przeszyje Ciebie

niedziela, 26 lutego 2012

piątek, 24 lutego 2012

Podróż ...

W autobusie zawieszony
między światami widmo,
trzymam śmierć na zawołanie
lewą ręką w kieszeni spodni.
Prawą lekko uniesioną
kreślę palcem wskazującym
urywki losu na zaparowanej szybie.
Za plecami strzępy rozmów
odbijają się rykoszetem
od sztywnego karku.
Świat na wzór mydlin
wylanych do rzeki,
płynie nocną łuną przed oczami
zmęczonymi po dniu pracy.

24.02.2012 (01.20.)

środa, 22 lutego 2012

Po latach...

Nie będę się rozpisywał, rozckliwiał nad zmiennością twórczej weny artysty. Mam w dupie opinie, klejącą słodycz lub niesmak w ustach - zarówno fanów jak i krytyków. Rozczarowanie, śmiech, drwinę, niepewność, może nawet i aprobatę. Przepływa mi to między uszami, rozpływając się w próżni.
Dla mnie Siekiera - nieważne czy ostrzem, czy obuchem urzeka całkowicie, dosadnie, dogłębnie. Muzyczne dryfowanie Adamskiego po egzystencjalnej powierzchni naszego obcowania z rzeczywistością po przeszło 29 latach, dotyka moich trzewi z taką samą dawką emocji, niepokoju i wewnętrznego dreszczu jaki towarzyszy mi przy słuchaniu wcześniejszych dokonań zespołu. I tak już zapewne pozostanie, bez względu na wahania dźwięków i nastrojów.

Siekiera - Ludzie mówią*

* Utwór pochodzi z najnowszej płyty"Ballady na koniec świata", wydanej przez wyd. Manufaktura Legenda po 25 latach od ukazania się debiutanckiego materiału "Nowa Aleksandria".

niedziela, 19 lutego 2012

Jeden z moich ulubionych wierszy

Kiedy słuchałem, jak mówił astronom

Kiedy słuchałem, jak mówił astronom,
Kiedy dowody w cyfrach nakreślił przede mną,
Kiedy pokazał mapy, mnożył, dzielił,
Kiedy siedziałem w sali, a wszyscy bili mu brawo,
Nie wiem, dlaczego czułem się znużony,
Póki nie wyszedłem stamtąd,
A idąc wśród wilgotnej, tajemniczej nocy,
W milczeniu spoglądałem na gwiazdy.

Whitman Walt

piątek, 17 lutego 2012

Jak odnieść się do "absolutu" w świecie materii, gdzie wszystko płynie, ulegając nieustannie relatywnym zmianom, zapędom, przekształceniom? Jak odszukać "kwintesencję" w tym złudnym dążeniu do doskonałości?

wtorek, 14 lutego 2012

Lapida 43

Lubię chodzić pieszo. Czynność ta daje mi rodzaj pewnego swobodnego komfortu, poczucia niezależności względem czasu. Uświadamia mi brak pośpiechu w osiągnięciu zamierzonego celu. Daje możliwość wnikliwej, powolnej obserwacji mijanych ulic, obiektów, twarzy. Ułatwia odczytywać szczegóły, których nie jesteśmy w stanie uchwycić będąc w ciągłym biegu.

poniedziałek, 13 lutego 2012

piątek, 10 lutego 2012

Koleiny

gdzieś tam na zewnątrz
za bramą i oknem rajskich wizji
istnieje życie jak odcisk
pozostawiony na zmaltretowanym ciele

w kłębach pyłu i w pocie czoła
czas na kojące okłady
i uzdrawiające plastry to rzadkość

na drogach usłanych
płatami zwiędłych róż
delikatność w stawianiu kroków
zdaje się służyć poszukiwaniom
tylko tych, którymi można jeszcze
otrzeć łzy wypełniające oczy

Yunus - Running against time

czwartek, 9 lutego 2012

In the Land of the Noise

Krainy ogólnego chaosu fal nadawczych, hałasu, nieregularnych dźwięków, zakłóceń. Atmosfery daleko odbiegającej od przyjętego pojmowania pojęcia ładu i harmonii - tam znajduje się mój umysł. Pozbawiony kontroli nad dotychczasowym ładem, równowagą i wszechogarniającą ciszą. Co za odskocznia. Jaka przepaść miedzy dwoma światami oferującymi inspirację. Mimo ogromnych rozbieżności, posiadają wspólny element łączący dwie półkule mózgu - mnie samego.

Coph Nia - Pubic Sun

poniedziałek, 6 lutego 2012

Banał lutego - roku 2012

"W Rosji nie ma więźniów politycznych - oświadczył na spotkaniu z grupą politologów premier Władimir Putin."

GW.2012.02.06


I wszystko jest oczywiste, przejrzyste, klarowne. Nie pozostaje nic innego jak tylko oddać głos na "Tak".

środa, 1 lutego 2012

Burza

jeszcze jeden wiersz
zanim śmierć
przedrze się
przez zachmurzone niebo
ku wyciągniętym w górę rękom
i zapyta konającego poetę
o parasol pozostawiony w domu
na znak pokoju

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Z pożółkłej karty IX

Na przekór

Lubię słuchać śpiewu ptaków o północy,
przyglądać się drzewom zielonym w zimie.
W głębokim śnie udać się do pracy
stojąc, wędrować po niewidzialnej krainie.

Lubię jeść kolację przy blasku poranka,
ignorując cykanie zepsutego zegarka.
Kładąc się do łóżka we wtorkowe południe
mruczę sobie pod nosem:
- żyć na przekór jest tak cudnie!

Lublin 1996

niedziela, 29 stycznia 2012

***

uśmierciwszy sen
wołam do nocy
światłem gwiazd
sycę oczy
i wsłuchuję się
w zastygłą
harmonię ciszy

piątek, 27 stycznia 2012

Wstawka mówiona

Z racji na wiek i szybkość mojego komputera poddaję się absolutnie i dosadnie w profesji buszowania po blogosferze.
Zdaję sobie sprawę z szybkości technologii i rozwoju wizualnego dostępnych stron internetowych.
W związku z tym, nie dziwię się również wielu blogowiczom, iż chwytając okazję próbują wcielić w życie zasadę tzw: "Odpicuj swego bloga".
Jednakże w tych okolicznościach, nawet jeżeli usilnie pragnę dostać się do treści i blogów mnie interesujących; zanim te wszystkie koła zębate, style, tapety, dodatki, gadżety, fantastyczne w swoich hop-siup szablony zostaną w pełni odczytane i przetrawione przez mój XX-sto wieczny procesor, mnie zmaga sen i bierze cholera. Nic pozostaje mi więc nic innego jak spasować. Na razie nie stać mnie na super szybką maszynę. A nawet jeżeli pewnego dnia przyjdzie mi przytulić nowy sprzęt, to i tak będę zwolennikiem stawiania na treść nie na wygląd. To tak na marginesie i bez obrazy.

wtorek, 24 stycznia 2012

Są, istnieją ...

Są pewne rzeczy, istnieją pewne momenty, chwile, które w swojej istocie są absolutnie bezcenne, lecz z drugiej strony warte są góry złota. Dla mnie jednym z takich momentów jest wsłuchiwanie się w świst wiatru lub zapach palonego ogniska. Poranna mgła nad polami nieopodal lasu lub różnorodna kolorystyka nieba nade mną. Przeczytany wiersz, książka, twarz ukochanej osoby, poranna kawa przy kuchennym stole z matką podczas urlopu ...
Są pewne rzeczy, istnieją pewne momenty, które znajdują się jeszcze ponad tym materialnym obłędem, w którym przyszło nam się taplać jak bezmyślne muchy w gównie.

sobota, 21 stycznia 2012

Podróż ciekawa, choć trochę napięta...

Szare chmury nad moją głową, które z czasem przybrały odcień brudnej bieli. Świszczy chłodny wiatr, siąpi złośliwie deszcz. A ja czuję się jakbym podróżował na koniec świata, wlokąc się autobusami między tak wąskimi uliczkami, że nie wiadomo kto komu powinien ustąpić pierwszeństwa. Wszystko dlatego że, ubzdurałem sobie zobaczyć ruiny opactwa Lesnes Abbey leżące na przedmieściach południowo-wschodniego Londynu, którego w 1178 roku założycielem i fundatorem był Richard de Luci - szeryf hrabstwa County of Essex. Wedle pogłosek miał to być pokutny dar za udział w zabójstwie Tomasza Becketa - arcybiskupa oraz kanclerza Anglii. Sunę więc po nieznanych mi obrzeżach Londynu umilając sobie podróż kawałkiem swojskiej kiełbasy, bułką i konserwowym ogórkiem.
Po pięciu godzinach błądzenia, tracąc z wolna cierpliwość, ku chwale zachmurzonych niebios dotarłem do celu. Pomijając same ruiny, poczułem się po części jak w domu, a ściślej ujmując jak w wąwozach Kazimierza Dolnego.

W celu zminimalizowania moich tików nerwowych nie chcę wspominać już o drodze powrotnej do domu. Całe szczęście, że wycieczka opatrzona była dobrym i skocznym zapleczem muzycznym. Inaczej trafiłby mnie chyba szlag. Nie wiem co mnie skusiło na ten wypad, ale trzeba przeboleć jeżeli olało się luksusy komunikacyjne jakim jest szybki pociąg, a postawiło na własne nogi i autobusy posuwające się z prędkością żółwia.


Dropkick Murphys - Memorial Day