poniedziałek, 29 czerwca 2009

Lepkość

Duszno. Przedzieram się przez zastygniętą atmosferę miasta. W godzinach szczytu, gdzie wiatr jak na złość schował swoją dmącą moc, zostawiając tysiące twarzy na pastwę niewzruszonego na swój gorąc słońca. Z każdą minutą, lepkość ciała przybiera na sile. Suchość w ustach powoduje nieprzyjemne wrażenie przeżuwanego piasku. Miejska dżungla zaczyna topić się w strugach potu. Cień odmawia ratunku. Pozostaje jedynie zmięta gazeta w ręku, służąca jako chwilowy wachlarz. Ponad trzydziestostopniowy skwar odbiera jakąkolwiek chęć do działania, próby zrobienia czegokolwiek. Atmosferyczny nihilizm. Napuchnięte ciało zaczyna wydalać coraz większą ilość skraplającej się soli. Wtopiony w rozgrzany fotel środka komunikacji miejskiej, zastygam w bezruchu dając się całkowicie pojmać bezdusznej lepkości. Razem z niezliczoną ilością pasażerów, przy zamkniętych oczach, wyczekujemy chwili oddania swoich umęczonych i spoconych ciał pod władanie zimnych strumieni wody z domowej fontanny.

niedziela, 28 czerwca 2009

Rzadki wymiar ciszy i spokoju

Świat przy zamkniętych oczach, wydaję się być bardziej spokojny, opanowany. Pozbawiony tej zwierzęcej drapieżności i nieustającego natręctwa. Dodając jeszcze pobyt w zupełnie wyludnionym miejscu, z dala od cywilizacyjnego zgiełku. Sprawia, iż można poczuć się przez te parę nieskrępowanych niczym chwil, zupełnie wyjątkowo wyobcowanym. Cóż za niewysłowiona rozkosz dla umęczonego umysłu. Rajski moment dla sfrustrowanych i zagubionych marzycieli. Jest tak błogo, iż myśli o powrocie do rzeczywistości wydają się być tak odległe, jak nigdy nie poznane przez nas galaktyki. Szkoda tylko, że prędzej czy później bezlitosny czas, zmusi nas do otwarcia oczu i ponownego wtopienia się w moloch codziennych czynności i obowiązków.



(Już w domu; na trzeźwo i na spokojnie :) )

Wizja nietrzeźwa

Powracam do domu
Przy zamkniętych oczach
mijam ludzi o nieświeżym
oddechu
Martwotę rozkołysanego miasta
zostawiam za swoimi plecami
Ktoś w metrze
głaszcze bezwiednie
choć ze znajomym zamiarem
soczysty kark swojej partnerki
Nieczuły na ruchy pijanych postaci
skrywam w sobie gest
wyuzdanego obrzydzenia
Słowotok spiętrzony
z setek ust wypluwanych
ściskaniem powiek
zatrzymuję na zewnątrz
Zaduch ztłoczonych ciał
zaczyna przytłaczać
moje zmysły splątane
Przepycham się więc
między napełnioną rozkoszą
bezwarunkowych odruchów
Ślepe spojrzenia
puste rozmowy
Bezmyślne dziwki
z przygodnymi kopulantami
Tatuaże mięsistych osiłków
wypalają mi zmęczone oczy
Towarzystwo okrakiem
rozesłane na fotelach
publicznego użytku wagonów
Bliski wymiotów
oczekuję wrót
świeżego powietrza


(Powrót do domu z soboty na niedzielę. Northen Line; Embankment-South Wimbledon. 27/28.06.2009.)

środa, 24 czerwca 2009

Niezłomność

Te twarze mijane codziennie
już dawno straciły swój urok
i ludzki powiew łagodności
Teraz wykrzywione w grymasie
pełnym pogardy i złości
obdzierają Cię wzrokiem
Chcąc siłą odebrać od Ciebie
okruchy ocalałej godności
Lecz Ty siłę swą w sobie trzymaj
nadzieją wydrążaj tunele przyszłości
Przez gęstą mgłę przedzieraj czoło
torując drogę dla własnej wolności

sobota, 20 czerwca 2009

Pytanie retoryczne

Kto nam wynagrodzi
te zmięte słowa poezji
wypluwane na papier
lub strzępy starych gazet?

środa, 17 czerwca 2009

Chwilowy monarcha wybujałej wyobraźni

Dzisiaj przez moment, poczułem się jak wygnany król. Zamiast tronu, ławka w parku. Korony drzew w miejsce złota, swobodnie opadały na moją głowę. Pieszcząc delikatnie czoło, koiły jak do snu rześkością swojego zapachu. W oddali, dziesiątki podwładnych, na których nie miałem żadnego wpływu, mijało mój zielony majestat z całkowitą obojętnością. Ocknąwszy się po paru minutach z tego monarchistycznego letargu, wróciłem skulony do miejsca pracy. By posłusznie, lecz z szemraniem pod nosem, wykonywać polecenia moich przełożonych.

poniedziałek, 15 czerwca 2009

Lapida 24

Wraz z postępem gospodarczym, ekonomicznym, technologicznym i szybkością rozwoju najrozmaitszych usług, mających za zadanie udogodnienie naszego doczesnego statusu egzystencjalnego, stajemy się coraz bardziej wymagający, wybredni i wyszukani. To z kolei często prowadzi nas na manowce serwowanego konsumpcjonizmu, który tak naprawdę ma za zadanie zamknąć nam oczy na możliwość dostrzegania różnicy, między tym czego potrzebujemy a tym co jest nam zupełnie nieprzydatne. I tak mimochodem stajemy się niewolnikami własnych wytworów i zachcianek. Obierając sobie za osiągnięcie najróżniejsze cele, często wyssane z palca. Wiedząc, iż prędzej lub później poniesiemy porażkę (najczęściej finansową, choć niekoniecznie), brniemy w bagno prowizorycznego dobrobytu na złamanie przysłowiowego karku.

piątek, 12 czerwca 2009

Big Love (wiązka absurdu koniecznego)



Jeden z wielu moim zdaniem rozbrajających skeczów z wytwórni "Ayoy'a" w wykonaniu mistrzów absurdu - kabaretu " HiFi ".

czwartek, 11 czerwca 2009

Z pożółkłej karty IV

Poemat o Braku (czyli 14 odsłon niedostatku)



Brakuje mi słońca co razi
piasku pod stopami twymi
co nigdy nie mogłem zliczyć
tak dużo było tych ziaren

Brakuje mi tego
choć nie wiem jak na długo



Brakuje mi tego czego inni
nie mają
tęcz kolorowych
śmieci zatroskanych
miotanych bezlitośnie
przez wiatr po ulicach.
Świateł latarni
i jeszcze czegoś ...

lecz trudno mi to określić



Brakuje mi tego czego
niegdyś mi nie brakowało
miłości do Boga i bliźniego

brakuje mi jej bardzo
bardzo mi jej brakuje
dlatego chcę ją odszukać
bo wciąż mi brakuje jej



Brakuje mi tchnienia
gór nieboskłonów
skrzydła ptaka lotek czarnych
z których zbudować skrzydła
bym chciał

Brakuje mi lotu pod i nad
słońcem
A chciałbym



Brakuje mi kartek pocztowych
co kiedyś od przyjaciół
w skrzynce były
i jeszcze wędrówek dalekich
wolnych od trosk i myśli

I tych wspomnień zaczyna
mi brakować



Brakuje mi szumu topoli
chciałbym słyszeć bzyczenie
świerszcza bzykacza
odbijające się od ścian czterech
przez które zbieram krople
rosy w me ręce

Na głowę, nogi i ręce
zbieram rosę



Brakuje mi tego, czego tobie
człowiecze dumny brakować
winno:
serca głosu własnego
wołającego mnie daremnie

wróć do mnie
nie odchodź
brakuje mi Ciebie



Brakuje mi tchu w piersi
tego co rodzi się po porażce
skrytego w głębinach moich
wnętrzności
gdzie tylko Wielki lub
upadły anioł mają dostęp



Brakuje mi zapachu kawy filiżanki
wypijanej po to by rzucić się w wir
dnia a potem:

potem zabijamy sekundy, minuty,
godziny i chwile w niepamięć
wieczną
i tak aż do nocy a potem:

potem zanurzamy się w sen
brakuje mi tego



Brakuje mi was
was co nigdy nie mogłem
odgadnąć który prawdziwy jest

A było was dużo
jak kukły wełniane
wypełnialiście ziemię
Oj dużo was było



Brakuje mi czaru tych dni
w których znaliśmy się tak
jakbyśmy byli dla siebie
stworzeni
A przeklęte to były dni
lecz ja o tym nie wiedziałem
jak zwiedziony mędrzec
tobie zaufałem
I teraz gdy jest już po wszystkim
czasami myślę, że brakuje mi
(a chciałbym się mylić)
tych dni przeklętych



Brakuje mi tańca wokół
świata własnych fantazji
wypełnionego złotym
nieboskłonem gdzie uciekałem
od tego co mnie otacza
choć nie wiem po co
bo to i tak nic nie zmienia



Brakuje mi Twojej
obecności zasłanej
bukietami konwalii
Twych pytań co
otwierały we mnie to
co było dotychczas
zamknięte.
Spojrzenia co jak lód
i najgorętsze ciepło
tryskało z Twych oczu.

Z wiadomych mi przyczyn
brakuje mi ... Ciebie.



Brakuje mi myśli
by wyrazić dalsze
pragnienia i ubytki
w życiu moim
a może też i u innych ...

Łapmy więc braki
zapełniając nimi
szare dziury życia
naszego tak by
nie zgasła iskierka
sensu ...

... w egzystencji naszej.

1997


Poemat ten został opublikowany na łamach kwartalnika
"Scriptores Scholarum" Pluralizmów kontynuacje i polemiki, nr 1 (14) Lublin 1997 r.

wtorek, 9 czerwca 2009

Może, z trochę kobiecej strony ale mężczyzna też występuje

***

siedzę i rozmyślam
nad dolą i niedolą
o światach wczesnych, doczesnych
lecz i w zaświaty
myśl ukradkiem mą wciskam
myślą marzę o mieście
co niegdyś było moje
oczami wspomnień
widzę ulice, skwerów zakamarki,
zieleń wąwozów,
herbaciarnię i biblioteczne zwoje
i twarz matki za kuchennego stołu
obleczoną aromatem parzonej kawy
pamiętam widok z okna
na cmentarz ciszą zmarłych okryty
i chmur kształty na bezkresnym niebie
kreatorki nastrojów
późno popołudniowych spacerów...

na zewnątrz zaczyna padać
myśl skrapla się w strugach deszczu
a ja siedzę i rozmyślam
o miejscach w których
już mnie nie ma
jedząc suszone brzoskwinie

poniedziałek, 8 czerwca 2009

Czas

Uczepiony wskazówki zegara
całym sobą zapieram się
co sił i tchu starcza
ciału memu
Mocą rąk własnych
próbuję strącić ją na niziny
łąk, lasów, szos, rozwidleń i torowisk
Przywrócić taniec pór roku
na powrót do miejsc,
w których zwykłem bywać
w beztroskich latach
młodości swojej
Lecz Tempus Fugit
i na nic się zda
ta walka nierówna
W smutku i udręce
w śmiechu i radości
nieubłaganie prze do przodu
Nadając kształty
i niszcząc doszczętnie
Formator wszelkiego istnienia
obojętny wobec życia i śmierci

niedziela, 7 czerwca 2009

Z pożółkłej karty III

Władcy dnia

Puste ulice.
Odgłosy miasta,
jak kroki w oddali odchodzą.
Ciemność z otchłani pokrywa niebo.
To noc.
Królowa gwiazd i księżyca,
omamia nas senności czarem.
Wysyła siłą do krainy marzeń,
gdzie sen nasz przebity promieniem słońca
daje nam sygnał,
iż oto nadchodzi:
Król barw i obłoków błękitnych.
Twórca zgiełku ludzkiego.


Lublin 1996

piątek, 5 czerwca 2009

Włos mi się zjeżył

Dzisiaj miałem "zaszczyt" obsługiwać krótką integracyjną imprezę, młodych, metroseksualnych brytyjskich fryzjerów obu płci (tak mi się przynajmniej wydawało). Stłoczona wokół stołu z kawą, herbatą i ciastkami osiemdziesięcio osobowa mieszanka ludzi w stylu retro - emo - gothic i psa Burka wprost z utworu Siekiery, szczerbiła się do bólu sztucznymi uśmiechami. Wśród ogólnego harmidru, górowała porażająca biel wypolerowanych zębów oraz wymiana "istotnych" informacji mających z pewnością olbrzymi wpływ na przyszłą karierę tych młodych talentów. Słowom "hello - how are you - it's so nice to see you again" nie było słychać końca, aż do końca spotkania. Wszystko odbywało się w młodzieńczo miłej i spontanicznej atmosferze. W strugach gorących i zimnych napoi oraz ociekającego z przypudrowanych czół żelu, pianki i lakieru. Po raz kolejny młode pokolenie stylizatorów masowej kultury XXI wieku, wygrało prowizoryczną walkę z czasem, mającą za zadanie zachować wiecznie piękny wizerunek zewnętrzny oraz smak sławy w sercach.
Z Londynu dla Bloga - Kopacz. He, he, he ...

czwartek, 4 czerwca 2009

Słońce myśli strąca z głowy

Żar słońca wypala we mnie wszystkie myśli. Czekam niecierpliwie na zmianę pogody. Jeżeli chmury dalej będą się tak ociągać z nadejściem i przykryciem roznegliżowanego nieba, nie mam pojęcia co się ze mną stanie.
(Tymczasem gdzieś z tyłu ławki, za moimi plecami, ptaki w gęstwinie krzewów odbywają swój szaleńczy tanieć skrzydeł. Strącając suche partie obumarłych gałązek wprost na moją koszulę. I nie ma sposobności by zwrócić im uwagę. Wszakże zawsze mogę tupnąć nogą, choć to wydaje się zbyt banalne. Niech robią co chcą.)

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Znowu strzępy ulatują

Ogólna stagnacja i aż nadto męczący pokój w sercu. Nawet powiew wiatru wydaję się przebiegać w sposób wyrafinowanie leniwy. Za oknem znów taniec białego puchu, będący wynikiem kwitnących topoli. Wszystko płynie, nieustanny ruch króluje nad wszystkimi elementami rzeczywistości. W tym wszystkim Ja, upchnięty w fotel i bijący paluchami w klawisze klawiatury, przy akompaniamencie lekko sączącego się utworu fortepianowego. Zza zamkniętych oczu, z każdą nutą czuję się coraz bardziej wciskany między klawisze tego instrumentu muzycznego. Prawda jest taka, że za każdym uderzeniem wystukuję znany tylko mnie grafomański rytm, służący zapchaniu odstępów między przyciskami oznaczonymi poszczególnymi literkami. To właśnie z nich rodzą się piękne słowa, przechodzące wraz z kaprysem wyobraźni w stylistycznie kształtne zdania a następnie w całe sentencje opisujące najrozmaitsze sytuacje. Lecz nie dzisiaj, nie w tym wydaniu. Fotel wydaje się zacząć pochłaniać moje masywne ciało, muzyka rośnie w dźwięk z podkreśleniem basu. Zaczynam lekko zdezorientowany chwytać się poręczy. Głęboki oddech, mocne przetarcie oczu i wszystko wraca do normy. Strzępy przeżytych chwil ponownie ulatują z mojej głowy. Zostają na powrót uwięzione w starych fotografiach, pamiątkach, wspomnieniach, w nabytych doświadczeniach z przeszłości. Wszystko wraca do normy. Zostaje tylko melodia fortepianu. Jutro nastanie kolejny dzień, te same czynności, te same twarze. Zmęczenie w palcach sprawia, iż kończę szaleńczo bić w klawiaturę.