środa, 28 kwietnia 2010

Banał kwietnia - roku 2010

Fragment samolotu prezydenta będzie na obrazie Matki Boskiej na Jasnej Górze

Fragment skrzydła samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem, zostanie umieszczony w powstającej nowej sukni na obrazie Matki Bożej na Jasnej Górze.

"Chodzi o kawałek metalu pokryty białą farbą i przebity śrubką.Oprócz kawałka prezydenckiego samolotu rozbitego pod Smoleńskiem w sukniach i koronach znajdą się też meteoryty: z Księżyca, Marsa i Merkurego z wszelkimi potwierdzeniami z instytutów naukowych, w tym z NASA..."


GW.2010.04.28




Dopełniającymi to dziwaczne przedsięwzięcie elementami powinny być kolorowe cekiny z uniformów weteranów "Mazowsza", natomiast suszone papieskie kremówki można wykorzystać jako element służący do sfastrygowania końcówek sukni.

W którym my żyjemy wieku ?!?

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Siedziałem sobie na skraju morza ...


... co z wolna w gęstą mgłę obrastało.

czwartek, 22 kwietnia 2010

Wiadomość niekomercyjna

Wiem, że zmobilizowanie się do czegoś przychodzi nam trudno i zazwyczaj opieszale. Podobnie jest, gdy mamy do czynienia z czymś nowym. Z czymś na co trzeba poświęcić trochę wolnego czasu i energii. Zwłaszcza w dobie ogólnodostępnych komunikatorów, portali społecznościowych i milionowo tematycznych forów. Nie nalegam, pozbawiony jakiejkolwiek chęci przymusu zachęcam jedynie, iż warto czasami spróbować. W tym przypadku polem do popisu jest projekt mający na celu przedłużenie myśli blogowej i nie tylko (dopuszczalna jest nawet możliwość szybkiej wymiany przepisów kulinarnych np: przyrządzania szarlotki z lekką nutką refleksji) występujący pod nazwą #bloger-reflex. Przedsięwzięcie mające jak na razie charakter eksperymentu, gdyż zdeterminowane jest w całkowitym stopniu od naszej wspólnej chęci sprężenia się i podjęcia odpowiednich działań, czyli nadaniu kanałowi życia. W każdym bądź razie, nic nie stoi na przeszkodzie zaryzykować. Zapraszam!!!

środa, 21 kwietnia 2010

Niemoc

chwila zwątpienia
obok rozlanej kawy
taniec drżących rąk



(Kowal losu nie daje za wygraną. Podkowy powierzchownego "szczęścia" utkwiły gdzieś w bagnie codzienności. Teraz kołyszę się jak bezmózgie truchło w tę i z powrotem. Pod stopami sterczą zardzewiałe hacele ryjąc glebę, którą przemierzam. Widok ludzi jak to mam w zwyczaju sprawia mi przykrość, więc najlepiej czuję się sam ze sobą, szczelnie zamknięty w swoim pokoju z myślami głęboko uwiązanymi łańcuchami skrajnych przekonań. Postawa postępującego z wiekiem dziwaka? Możliwe; gwiżdżę na to.)

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Jest jak Jest

Wszystko toczy się zgodnie z utartym schematem po zawiłych rozwidleniach obieranych dróg. Jako istoty rozumne mamy możliwość pewnych ich modyfikacji. To tyle odnośnie naszych sił. Reszta zależy od czynników rodzących wpływ owych modyfikacji na to, co jest przed nami, obecnie i do pewnego okresu za nami. Poza tym bez zmian. Wiosna rozkwita, plany, narodziny, zgony, łzy, radość itd... Heglowski duch historii dziejów leniwie unosi się ponad wszelką egzystencją, prąc nieustannie do przodu. I nawet chmury wulkanicznych pyłów nie są go w stanie przysłonić.

piątek, 16 kwietnia 2010

Niemrawka

Dzisiaj w drodze do domu jak zwykle po zmarnowanym dniu w pracy, poczułem jak opuścił mnie duch życia i chęci. Pozostało jedynie ciało, martwo wbite w jeden z wielu fotelików wagonu metra. Bezowocnie, bez jakiejkolwiek empatii wpatrujace się przed siebie. Zamiast kształtów, widzę pustkę i miliardy rozdrobnionych atomów stanowiących niegdyś molekuły całościowych przedmiotów. Pozbawiony wszelkiego ruchu, najmniejszego drżenia powiek z pustym echem pulsu obu rąk spoczywających z wyprostowanymi palcami na wygiętych nogach, tkwię niemrawo w swoim miejscu. Nagle mimowolnie, wręcz bezwarunkowo morze łez napływa do szeroko rozwartych oczu. Z czasem z braku odpowiedniej reakcji, jednostajnie zaczynają spływać po zastygniętych w bezruchu policzkach. Wokół nic nie znacząca cisza umysłu, wypełniona z zewnątrz echem strzępów najróżniejszych dialogów płynących z ust pasażerów. I ta pieprzona pustka w sercu, zagłuszana jak na złość co kilka sekund jego przerywanym biciem. Przebudzony z wisielczego amoku, głosem megafonu zapowiadającego ostatnią stację, przecieram mimochodem ścieżki wyżłobione przez wyschnięte już łzy. Wstaję, ślepo udając się do wyjścia. To jeszcze nie mój przystanek ...

czwartek, 15 kwietnia 2010

***

gdzieś na rogu ulic
w obskurnej kafejce
starszy mężczyzna
w koszuli bez kołnierza
pożółkłymi palcami
w pozycji siedzącej
bez pośpiechu
z namaszczeniem wirtuoza
wystukuje rytm swojego życia
na wytartej płycie stołu

wtorek, 13 kwietnia 2010

Skąd, dokąd znikomy pyłku?

Minęło już przeszło 20 lat, a ja ciągle pamiętam ten haniebny, choć jakże trafny i sugestywny napis na murze jednego z lubelskich osiedli:

= Kurwa Jestem Nikim !!! =

Racjonalnie patrząc, ujmując własne jestestwo jako "niewielki element z numerem w aktach zapisany"*czymże więcej jesteś człowieku? W obliczu wielkości globu zapełnionego przez miliony niczym nie różniących się od Ciebie elementów i potęgi żywiołów natury, które jednym podmuchem są w stanie przenieść Cię z całym twoim sąsiedztwem w sferę wspomnień i niebytu. Natomiast na płaszczyźnie społecznej; wszelkie podziały, tytuły, klasy (które uważam za wymysł czysto ludzki, będący przy okazji przyczyną wielu wojen, bezsensownych tragedii i nieuzasadnionej niesprawiedliwości i których w żadnym stopniu nie uznaję, choć nie raz jestem zmuszany giąć przed nimi me kolano) są niczym w bezpośredniej konfrontacji życia ze śmiercią. Możesz w jednej chwili być królem przez duże "K" podcierającym sobie jedną ręką tyłek złotym papierem w międzyczasie drugą zajadając się najlepszej jakości kawiorem lub obszczanym lumpem zataczającym kręgi dookoła budki z piwem, w drugiej zaś chwili niczym więcej jak tylko sztywnym truchłem pozbawionym tchnienia w sercu. Koniec końców jest zawsze ten sam. Z prochu powstałeś w proch się obrócisz. Jaki jest sens opłakiwania jednych (w sposób tzw. pod publikę), gdy w tej samej chwili tysiące innych ulegają unicestwieniu w najrozmaitsze sposoby. Historia jest tego najdobitniejszym dowodem. Mam na myśli tę już uwiecznioną, nie wspominając tej przemilczanej, dla większości zbyt błahostkowej by zawracać sobie nią głowę.
Moja refleksja być może przedstawiona jest w sposób dość powierzchowny, posiadająca wiele niedomówień, pozbawiona wielu szczegółów, detali z których większość rodzi tylko kolejne dywagacje na temat sacrum i profanum; moralności i etyki nad którymi można rozprawiać bez końca. Niewątpliwie jednak zawiera pewną głębię, której punktem kulminacyjnym są słowa Jeana Paula Sartre'a "absurdem jest, że się rodzimy, absurdem, że umieramy". Co za tym idzie, wychodzę z założenia, że świat ten sam w sobie pozbawiony jest jakiejkolwiek przyszłości. Ogólna żałoba przetacza się przez niego od zarania dziejów, aż po jego kres. A czy jesteśmy tego świadomi, lub czy chcemy być zależy tylko i wyłącznie od nas.


* cytat pochodzi z piosenki KSU "Pod prąd".

piątek, 9 kwietnia 2010

Wiosenna Kwaska

Bywa tak, iż pierwszy płomień ciepłego powietrza oddziałuje na wszelkie rodzaje ciał męskich, żeńskich, dziecięcych i nijakich. W związku z tym, jak dżdżownice po deszczowej mżawce zaczynamy wychodzić z zimowych dziur eksponując sobą całą gamę stylów i egzotycznych trendów mody. Znowu powoli nabierające słońca ulice miast, zaroją się od połyskujących muskułów i lubieżnie wyeksponowanych dekoltów przyozdobionych niezliczoną ilością super tatuaży. Głowy natomiast, obok finezyjnych fryzur, przyobleczone zostaną w najróżniejsze rodzaje okularów przeciwsłonecznych, z których większość mogłaby służyć jako motocyklowe kaski bądź dodatek do pokaźnego sprzętu narciarskiego lub do nurkowania. Ramiona zaś będą się kleić od nadmiaru ściekającego z głów żelu i lakieru. Widok odkrytych pępków, nawet jeżeli będą one schowane pod zwałami słoniny, doda pikanterii i seksapilu wielkim aglomeracjom, a na wpół odsłonięte dupy młodych ( i nie tylko) chłopców z generacji Zaca Efrona, dumnie zaowocują reklamą firmowych marek bielizny, głównie z pod znaku Calvina Kleina. Do tego jeszcze całe życie zamknięte w karcie pamięci najnowszego iPhona, nieodłącznie trzymanego w ręku przez setki rąk bez względu na czas i miejsce. Pełny uśmiech na gębie, rześkość istnienia w sercu i możemy swobodnie brnąć dalej przed siebie w tej pustej i badziewnej pokazówce. Do czasu, kiedy pierwsze liście zaczną spadać z drzew, a naturalną opaleniznę zastąpi samoopalacz lub solarium.

czwartek, 8 kwietnia 2010

Pewnego czwartku na ulicy Czwartek

Spokój i cisza zalegająca zewsząd przeszywana była tylko jednostajnym tykaniem zegara od niepamiętnych dla mnie czasów ulokowanym w tym samym miejscu na górnej półce. Przez firany jak każdego letniego popołudnia promienie słońca bezpardonowo wdzierały się do wnętrza pokoju, załamując swoje światło na posrebrzanej powierzchni masywnego radzieckiego samowaru do herbaty prosto z salonów Izabelli Łęckiej. Na środku średniej wielkości stół, dźwigający na swoich czterech nogach kryształową popielnicę, talerz drożdżowego ciasta i dzban kompotu z suszonych owoców. Po jednej stronie ja wciśnięty w głąb wytartego fotela. Wysłuchujący najrozmaitszych wywodów Babci, z którymi wszakże nie zawsze musiałem się zgadzać, lecz mimo wszystko za każdym razem towarzyszył tym rozmowom jakiś czar przeżytej przeszłości w kolorze sepia. Praktycznie podczas wszystkich moich wizyt Babcia zajmowała to samo miejsce, przybierając tą samą pozę. Niczym "Postać Stańczyka" z obrazu Jana Matejki. Zawsze z lewego rogu stołu na równie wytartym fotelu. Dopełnieniem wszystkiego było otwarcie balkonowych drzwi, gdzie wraz z powiewem przyjemnego wiatru dało się słyszeć zlepiony w jeden chaotyczny chór - gruchanie mnóstwa gołębi, zalegających na powierzchni i poręczach niemalże całego balkonu. Sposób w jaki Babcia snuła refleksję na ich temat świadczył o tym, iż odgrywały one dość ważną rolę w jej życiu. Stanowiły pulsującą życiem cząstkę, wypełniającą na co dzień samotną egzystencję starszej osoby. Oczywiście pomocnej dłoni ze strony małej garstki wnucząt nigdy nie brakowało. Zazwyczaj wystarczył jeden telefon. Wiadomo jednak, starsi ludzie mają swoje przyzwyczajenia. A ich zmiana graniczy niemal z cudem. Tak też było w przypadku tych dzikich gołębi, które Babcia miała w zwyczaju traktować jako należące do niej.
Ziemski czas dla Babci zatrzymał się już kilka lat temu, lecz wspomnienia po niej nadal przywoływane są wraz z jednostajnym tykaniem zegara. Niekoniecznie tym, z górnej półki o którego losie nie mam zielonego pojęcia. Wiem jedno; z czasem i ci wspominający przejdą do wspomnień wybijanych pod dyktando kolejnych zegarów.


Pamięci Babci Anny

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Gołębie wyszukujące okruchów dobrobytu...


- parafrazując jedną z pieśni "Pidżamy Porno".

niedziela, 4 kwietnia 2010

Wielkanicość

Wielki piątek
w oparach wódki
przeoczyłem
zaślepiony mgłą
ludzkiego niedosytu.
Mesjasz odszedł
jak co roku
o tej samej porze,
pozostawiając mnie
na pastwę samego siebie.
Na nic się zda
próba strząśnięcia
haniebnego pyłu
z zakurzonych sandałów.
Z pochyloną głową
przemierzam dalszą drogę
w alei niegodziwców.

czwartek, 1 kwietnia 2010

Lapida 32

Polityka - to z reguły brudne słowo. Od wieków plamione krwią, korupcją, pseudo sprawiedliwością. Przynoszące zysk i osobistą korzyść tym, którzy ją sprawują oraz poszarpane nerwy i nieuzasadnione cierpienie tym, którzy są jej podlegli.