czwartek, 29 grudnia 2011

Zdążyć przed inwazją

"Przelotny widok Marsjan wydobywających się z walca, w którym przybyli ze swej planety na Ziemię, zafascynował mnie paraliżując me ruchy. Stałem po kalana we wrzosach, z oczami utkwionymi w skrywający ich nasyp, i czułem, że ścierają się we mnie strach i ciekawość. Nie miałem odwagi powrócić do jamy, równocześnie jednak pragnąłem namiętnie zajrzeć do niej znowu. Ruszyłem wreszcie wolniutko, wielkim łukiem, szukając jakiegoś punktu obserwacyjnego. Nadal nie odrywałem wzroku od nasypu, za którym schowali się przybysze."
G.H.Wells - "Wojna światów"

Przy dosyć pochmurnym niebie i chwilami mocno zacinającym deszczu, zdecydowałem się podjąć tę jednoosobową wyprawę. Wczesnym popołudniem, żywiąc ogromną nadzieję, iż nie jestem obserwowany przez żadne obiekty niezidentyfikowane, wsiadłem do ostatniego wagonu pociągu i zająłem miejsce przy drzwiach w całkowicie wyludnionym pomieszczeniu. Oddając się własnym myślom, ze stacji na stację zbliżałem się do uprzednio powziętego celu. Sytuacja była na tyle komfortowa, iż najbliższe 40 minut przyszło mi spędzić pod ziemią w tunelach metra. Groźba więc niebezpieczeństwa płynącego z nieba była minimalna wręcz śmiem sądzić znikoma.
Strachem napawała mnie jednak myśl, iż na Baker Street Station będę musiał zmierzyć się z otwartą przestrzenią oraz niepokojem płynącym z góry. Wizja inwazji i spotkania z istotami pozbawionymi skrupułów odebrania mi życia, przyprawiała mnie o gęsią skórkę, paraliżując jednocześnie moje ruchy. Obowiązek dopełnienia misji a z drugiej strony paniczny strach, wzbudzały we mnie mieszane uczucia. Jednakże nie było już możliwości odwrotu. Tak jak wspomniałem wcześniej, kontakt z otwartą przestrzenią, z dziesiątkami zatłoczonych ulic przez ludzi nieświadomych grozy zagłady jeszcze bardziej nasilały we mnie uczucie strachu i lęku.
Nie mając ani chwili do stracenia, szybkim krokiem udałem się w kierunku Circle Outer Street. Szarość nieba zdawała się pogłębiać. Serce zaczynało bić głośniej. Na czole pojawiły się pierwsze krople potu. Jeszcze tylko jedna przecznica dzieli mnie od osiągnięcia celu, zanim będzie za późno. Puls gna jak oszalały, w końcu zwalnia i w uldze ocalenia nieroztrzęsionymi już dłońmi sięgam po aparat, by tutaj na 13 Hanover Terrace zrobić kilka zdjęć miejsca w którym żył, tworzył i umarł jeden z moich ulubionych pisarzy z zakresu literatury science-fiction i nie tylko - Herbert George Wells.

Miejsce konkretnego pochówku nie istnieje, gdyż po jego śmierci 16 sierpnia 1946 roku ciało skremowano, następnie prochy rozsypano do morza.

Swój fotoreportaż kończę siedząc na ławce w Regent's Park, po przeciwnej stronie miejsca zamieszkania pisarza. Ciekawe czy ten skrawek ziemi bywał dla niego miejscem twórczych inspiracji, gdyż na pewno przechadzał się tutejszymi alejkami.

Pozbawiony już całkowicie strachu przed najazdem obcych istot postanowiłem zbierać się powoli do domu. Na wszelki wypadek zadarłem jeszcze raz głowę do górę w stronę nieba. Nic prócz ptaków, bo i cóż jeszcze. Przecież kosmici istnieją tylko w naszej wyobraźni. Choć czy aby na pewno...?

"Mamusia zawsze powtarzała mi, że potwory nie istnieją. Nie te prawdziwe. Ale one istnieją."

Ellen Ripley -
"Obcy - decydujące starcie"

środa, 28 grudnia 2011

Quasi drobinki

"Można wydziedziczyć człowieka, zabrać mu wszystko - jakoś sobie z tym poradzi, jakoś się urządzi. Jednej wszakże rzeczy tykać nie wolno, jeśli bowiem pozbawić go jej, będzie zgubiony z kretesem. Tą rzeczą jest możność - albo lepiej: rozkosz - użalania się nad sobą. Jeśli mu ją odejmiecie, jego dolegliwości przestaną go obchodzić, przestanie czerpać z nich przyjemność. Jakoś sobie radzi, póki może o nich mówić i je demonstrować, a zwłaszcza opowiadać o nich bliskim, aby ukarać ich za to, że ich nie doświadczają, że chwilowo są od nich wolni. A narzekając, daje do zrozumienia: Poczekajcie trochę, i na was przyjdzie kolej, nie wywiniecie się."

E. Cioran "Upadek w czas"


I jak tu pozostać biernym wobec tak szerokich możliwości uprawiania masochizmu myślowego. Nie wspominając już o słownym sadyzmie skierowanym do osób trzecich. Pozostaje tylko cierpliwość, częste wietrzenie uszu lub studzący umysł - strzał w pysk. W takich chwilach przepełnia mnie wdzięczność dla rodziców oraz małżonki za tę "bolesną" umiejętność, mającą na celu próbę zrozumienia moich fanaberii.

piątek, 23 grudnia 2011

Bez końca

fusy z kawy pokryte pleśnią
pod kaloryferem
wyschnięte niedopałki
szukają rozgrzeszenia
między bosymi stopami
wzrok utkwiony w okno
jakby wywietrzały
bez kolorów i określonej ostrości
wodzi martwo w obie strony
lewa
prawa
lewa
prawa
lewa
prawa_______

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Rozczarowanie

Wodziłem w zamyśleniu palcem po mapie świata. Czyniłem najrozmaitsze piruety, kombinacje, zygzaki, esy-floresy, szkice, prototypy figur geometrycznych. I wszystko na nic. Nie mogłem znaleźć odpowiedniego miejsca dla siebie. Zdenerwowany, ślizgiem zabrałem dłoń z kolorowych punktów globu ziemskiego. Podniosłem palec ku górze. Może tam spróbuje. Łzy w oczach. Mięśnie napinają się w bezradności. Niech to szlag. Wszechświat jest tak rozległy, a ja nie mam wystarczająco siły, by wyciągnąć dłoń więcej niż ponad własną głowę...

niedziela, 11 grudnia 2011

Patrząc na senne niebo wplątane w gąszcz gołych gałęzi drzew, droga do niego wydaje się być krótsza...

piątek, 9 grudnia 2011

Wieczorny spacer po pracy

Zakończywszy pracę, podstępny demon "upodlenia" kierowany moim wewnętrznym widzimisię, zaserwował mi nieplanowany powrót do domu. Razem z butelką taniej szkockiej pod osłoną nocy, odbyłem krótką wycieczkę po zatłoczonych ulicach Londynu. Idąc chwiejnym krokiem przy dość porywistym wietrze, wchłaniałem z zapałem świeżo rozdziewiczonego nastolatka, kolorowe tęcze świateł oraz zewsząd dochodzący mnie harmider ludzkiej aktywności. Dziwiąc się samemu sobie, iż jest jeszcze coś co może mnie urzec w tym gównianym mieście, dotarłem niechybnie do drzwi domu.

piątek, 2 grudnia 2011

Nie sen-tyment

znowu to obustronne
ugniatanie umęczonej poduszki
w bezsenności
otwartych oczu
pusto wypatrujących
zza zasłony rąbka
czarnego nieba
ciało zastygłe
w pozycji martwego człowieka -
frazes bicia serca
wsparty na zapomnianej
melodii utkanej z nut
pozbawionych pięciolinii życia