sobota, 27 lutego 2016

Ocalona "Chodź" - kiedyś i dziś


















PS: Ta na ostatnim zdjęciu wprosiła się niegościnnie. Notabene: jest to Murza - Białowieska zadymiara, która mimo swojego młodego wieku wobec reszty towarzystwa robi niezłe zamieszanie w naszym rodzinnym ZOO :)

wtorek, 23 lutego 2016

____

Ostatnimi czasy odnoszę niepokojące wrażenie, iż zaczynam bezpowrotnie tracić przeszłość. Proces ten posuwa się powoli, pozostawiając po sobie pustkę umysłu i brak inspiracji ku czemukolwiek. Staram się z tym uporczywie walczyć, choć jak dotąd ponoszę wewnętrzną porażkę. Najgorsze w tym wszystkim wydaje się to, że nie mogę już dostrzec prawidłowej drogi prowadzącej mnie ku zwycięstwu pielęgnowanych wspomnień.

piątek, 12 lutego 2016

Aurea Mediocritas w wersji płynnej


Sam moment przełykania wywołuje pikantne drapanie w gardło i przyprawia o ekstatyczny dreszcz. I nie chodzi tu o jakąś tanią alpagę czy inny specyfik. Taką moc i fantastyczny smak ma w sobie wino Imbirowe. Wygrzebane gdzieś z zakurzonych, kurczących się stopniowo angielskich rarytasów, nieco mocno po terminie (bo ileż można wymagać od takiego rodzaju wina), daje nie lada frajdę dla podniebienia. Jako wielki miłośnik "Ginger Stuff" w jakiejkolwiek postaci tej rośliny, najbardziej upodobałem ją sobie w formie "płynno-winnej". I wielką szkodą jest, że w Polsce w takiej formie jest nie do zdobycia. Przynajmniej tak wynika z moich dotychczasowych półkowych poszukiwań po wszelkiego rodzaju sklepach, marketach i różnych spożywczych lumpeksach. Mam jednak nadzieję, że z duchem czasu ten fantastyczny trunek trafi na półki naszych sklepów. Bo nudną rzeczą jest wybiórcze sięganie po tzw:"imigracyjne" metody w celu jego nabycia. Zdrówko:)

środa, 10 lutego 2016

Niechęć do wszystkiego i ta nieznośna powtarzalność przeterminowanych marzeń

Za oknem mrok. Wyjątkowo ciepła pogoda zaowocowała strząsaniem kleszczy ze spodni po polnych wędrówkach. W wiatrołapie przy otwartych drzwiach do pomieszczenia gospodarczego w nos wdziera się miła woń łuczywa. Będzie z niego rozpałka na kolejne dwa lata. Koty harcują przejmując kontrolę nad wszelkimi dostępnymi powierzchniami domu oraz niedostępnymi dla mnie zakamarkami. A ja siedzę, nieruchomo, niemrawo w byle jakiej pozycji. Nigdzie mi nie spieszno. Nie mam w głowie żadnych planów, koncepcji na przyszłe dni. Z mózgu ulatuje z wolna treść książki "Komu bije dzwon" Hemingwaya. W swoim lenistwie, minimalizmie i coraz mocniej kultywowanym quasi nihilizmie wyciągnę rękę po następną pozycję. I wchłonę ją jak dziesiątki innych. I będę marzył za niezdefiniowanym i żona będzie na mnie zła, że mógłbym coś więcej ale mi się nie chce. I ja przeproszę ją i nadrobię chwilowo swoje niedociągnięcia, a potem wszystko wróci do normy. I znowu stanę się jak ten wąż zjadający swój własny ogon... .

środa, 3 lutego 2016

Lapida 55

Media publiczne zarówno państwowe jak i komercyjne są tak żądne utrzymania się na powierzchni, że aż trudno coś dojrzeć, coś usłyszeć między oślepiającymi i ogłuszającymi nas reklamami. Pozostają tylko książki i otwarte horyzonty na rodzącą się refleksję.