środa, 28 października 2009

Ciemna strona technicznej mocy

Procesor - mały krzemowy kwadracik, otoczony milionami tranzystorów o pojemności zależnej od kaprysu producenta. Mający swoje zastosowanie w najrozmaitszych wynalazkach techniki. Na ogół są to komputery i wszelkiej maści konsole do gier. Jego wielkość w jakąkolwiek moc zaopatrzona, jest zupełnie nieadekwatna do wielkości mocy z jaką pochłania on czas jednostki z nim obcującej. Ostatnio padłem tego ofiarą. I przez kilka kolejnych dni nic nie zapowiada, abym się z tej cybernetycznej czeluści wyrwał. A to wszystko za sprawą mojej ulubionej gry, w którą po kilku latach zapragnąłem zagrać ponownie. Tak więc do czasu jej ukończenia jestem poza zasięgiem wszelkich intelektualnych doznań, inspiracji, twórczych koncepcji. Włączając w to zdolność kreatywnego myślenia i głębszego angażowania się w cokolwiek. Na chwilę obecną mój umysł operuje tylko prostymi poleceniami jakimi są: skakanie, bieganie, kucanie, schylanie się, podnoszenie różnych rzeczy, strzelanie oraz dążenie do celu, będącego wyznacznikiem powodzenia misji.

piątek, 23 października 2009

Nie mające nic wspólnego z niczym

odgrażałem się sam sobie
w pogardy niemym pomruku
sflaczałą butelkę po tanim trunku
skręcałem w matczynym geście
niedzielnych robót szydełkowych

w lepkości ust i intensywnym oddechu
szeptem przywołałem kilka słów do Ciebie
o miłości wonnej i lizakach owocowych...

środa, 21 października 2009

Nastrój

zamglone myśli
niebo deszczem przeszyte
sen zawładnął dniem

poniedziałek, 19 października 2009

***


W każdym swobodnie opadającym
lub w szale wiatru miotanym
Liściu
strąconym z drzew
przez jesienny majestat
Za przyzwoleniem mroku
przy aprobacie świtu
Odnajduję cząstkę siebie
Jako tego
co miarą szaleńczego śmiechu
wyznacza różnicę między
nocą a dniem

czwartek, 15 października 2009

Słabość

Miewam chwile w których mogę zatrzymać czas w miejscu. Zazwyczaj przybierają one postać obrazu, na którym nigdy nie osiada kurz teraźniejszości. Są to tzw. zrywy namiętności do dni przeszłych.

wtorek, 13 października 2009

Zarys historii nad wyraz banalnej

Zrodził się z łona przeciętnej kobiety. W pełni nagi, niczym nieskrępowany, nieświadomie wolny od wszelkich ograniczeń. Idealny materiał na "nadczłowieka" w nietzscheańskim pojęciu dziecka. I na tym koniec. Przez resztę życia, brnął w garniturze. Zagubiony między setkami diagramów, wykresów, prognoz i statystyk. Bystrość, stanowczość, przedsiębiorczość i pracowitość pozwoliły mu na szybkie osiągnięcie fortuny. Uzyskał wszystko, po czym zszedł z tego świata, nie mając pojęcia, że istniało całe mnóstwo innych rzeczy. O wiele istotniejszych niż problematyka odpowiedniego doboru krawatu do zbyt nadwyrężonej szyi. Został pochowany jak przystało na ostatnią posługę - w garniturze. Opuszczona aktówka zapłakała doniośle nad powierzchnią grobu. Po czym powędrowała na powrót w ręce tych, którzy z życiowego stolca, uczynili doniosłej rangi przeznaczenie, będące wyznacznikiem wszelakich wartości.

poniedziałek, 12 października 2009

Gra

zabawa owem
jest jak rzucanie lotek -
nie zawsze celne

niedziela, 11 października 2009

Poddani mimo woli

Barwy nieba, chylące się powoli do snu. Za zamkniętych powiek, gęstych obłoków pokornie pokłon królowej nocy składają. Zazwyczaj późnym popołudniem, tuż przed zapadnięciem mroku. Dzień odchodzi pozornie w zapomnienie, by za kilka godzin ponownie rzucić na wszystko moc swojego światła. Rytuał nie mający początku ani końca. A gdzieś pomiędzy tym wszystkim "MY", nieświadomi zachodzących ceremonii. Krzątamy się jak zwykle z jednego miejsca w drugie. Pochłonięci wykonywaniem własnych spraw, tonący w natłoku własnych myśli. Zaniepokojeni nadmiarem i wielowarstwowością obaw. Snujący pokrzepiające samopoczucie wizje. Podlegający regułom dnia i nocy, przeskakujemy z nogi na nogę zgodnie z harmonogramem praw natury.

piątek, 9 października 2009

Błahostki stanów dwuznacznych

W stopniu rozdrażnienia
i emocjonalnej wrzawy,
na nic się zda aromat
świeżo zalanej kawy.

A moment ostatecznych decyzji
nie będzie wyznaczony brakiem
koszul w szafie.

Obsceniczna kopulacja
między skutkiem a przyczyną,
zmusza czasem do zmiany
świateł nadziei
na bardziej fluorescencyjny
odblaskiem mocniej bijący.
Tak żeby inni się nie potykali.

Gdyż duża ilość upadłych ciał,
problemy z dopasowaniem stopy
do gładkości podłoża robi.
A slalomem chodzić nie łatwo.

Także nie dla wszystkich
blask gówna na ulicy
przybiera wartość złota.
Więc warto przyodziać się
w cierpliwości miraż.
I nie zbierać przeżutych cukierków,
wdeptanych w zakamarki
przetrząsanych na co dzień
powierzchni horyzontu.

środa, 7 października 2009

Sivvy (1932 - 1963)


"Umieranie
Jest sztuką tak jak wszystko.
Jestem w niej mistrzem.
Umiem robić to tak, że boli

Że wydaje się diablo rzeczywiste.
Można by to nazwać powołaniem."

Fragment wiersza pt. Lady Łazarz autorstwa Sylvii Plath



Dzisiaj po pracy, postanowiłem zrobić sobie (skoro już nadarzyła się ku temu okazja) niezbyt zaplanowaną wycieczkę, której punktem docelowym było zwiedzenie dwóch miejsc, niegdyś zamieszkiwanych przez jedną z moich ulubionych XX-wiecznych poetek - Sylvię Plath.
Tak więc sunąc z buta w strugach deszczu, krok za krokiem zbliżałem się do celu. Pogoda była wręcz adekwatna do dość dramatycznego życia z jakim przez większość czasu zmierzała się poetka. Mimo, iż jej wrażliwość i osobiste refleksje pisane w listach do matki, były niczym niekończący się bieg po słonecznych wzniesieniach, zasłanych mrowiem kolorowych kwiatów. A przynajmniej jego próbą. Inaczej odzwierciedlało się to w jej poezji. Nie wszystko jednak toczy się tak, jakbyśmy tego chcieli.
U kresu wyprawy, przemoczony i nieco rozdrażniony z powodu natarczywie wdzierających się do mojego aparaty deszczowych łez, zobaczyłem i uchwyciłem to, co zobaczyć i uchwycić chciałem.


Tu właśnie w latach 1960 - 1961, przy 3 Chalcot Square, Plath mieszkała razem ze swoim mężem Tedem Hughesem (również znanym poetą), oraz dwójką swoich dzieci Friedą i Nicholasem.
Kilka lat po ślubie, na wskutek niezgodności małżeńskich wynikających głównie z niewierności męża, doszło do separacji. Po tym fakcie w 1962 roku, Sylvia postanowiła zamieszkać razem z dziećmi w wynajmowanym mieszkaniu przy 23 Fitzroy Road. Zaledwie kilka przecznic od swojego poprzedniego domu.


Ciekawostką jest, że owe lokum było przez pewien okres mieszkaniem należącym do Williama Butlera Yeatsa. Irlandzkiego filozofa, poety oraz pisarza nagrodzonego w roku 1923 Literacką Nagrodą Nobla. Tu również 11 lutego 1963 roku Sylvia Plath popełniła samobójstwo, poprzez zatrucie się gazem z kuchenki. Zanim to zrobiła, naszykowała dzieciom śniadanie, po czym odseparowała mokrymi ręcznikami pokój dziecięcy od reszty mieszkania. W dniu śmierci miała dokładnie tyle samo lat, co ja teraz; 31. Została pochowana w hrabstwie West Yorkshire w Anglii.

W 2003 roku Christine Jeffs wyreżyserowała film fabularny "Sylvia" na podstawie biografii pisarki. W rolę poetki wcieliła się Gwyneth Paltrow.

wtorek, 6 października 2009

poniedziałek, 5 października 2009

Jak kwaskiem cytrynowym w oko

Ilekroć odpowiadam na pytanie dotyczące mojego zawodu wyuczonego, spostrzegam prawie zawsze nutkę zaskoczenia, zdziwienia a czasem wręcz rąbek drwiącego uśmiechu. Co sprawia, że widzę myślami jak automatycznie bez większej refleksji, ląduje na tej samej półce co różdżkarze, jasno-widzowie, zaklinacze węży, świętej pamięci nauczyciele ZPT i wszelkiej maści ezoteryczni szarlatani.

Ogólny zarys sytuacyjny wygląda mniej więcej tak:

Akcja:

- Jaki jest pański zawód wyuczony?
- Jestem filozofem.

Dostępne wersje reakcji:

aaa; ach; aha; taak; no i; w porządku; no ale poważnie; to coś takiego istnieje? Myślałem, że jest to tylko pewien rodzaj dodatkowego zainteresowania. Wie pan takie hobby; musi być panu ciężko; o znam Spinozę. On był filozofem, lecz już nie żyje; a to ciekawe; oryginalny zawód; da się z tego wyżyć?; Ecce Homo itd.itd...

Jak widać umiłowanie mądrości nadal budzi wokół nas pewne kontrowersje zachowawcze. Więc zapewne jakiś plus tego przedsięwzięcia wciąż łechcę "arche" w stopę. Dobra nasza. Homo sum, humani nil a me alienum puto.


PS: Ostatnio miałem wizję Platona i Arystotelesa podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Platon zobaczywszy co się święci, natychmiast prysnął z powrotem do jaskini. Tam skulony zastygł w swoim micie. Odnośnie Arystotelesa, prowadzący od razu pokiwał przecząco głową na widok jego metafizycznego CV. Biedak z miejsca odpadł. Mimo, iż był jedynym kandydatem podczas rekrutacji. Za przyczynę podano mu zbyt słabe a wręcz zerowe operowanie wiedzą z zakresu zarządzania zasobami ludzkimi. Kompletna nieznajomość pakietu office. Nie zrozumiał ponadto kwestii kreowania wizerunku publicznego młodych przedsiębiorców. To z kolei w oczach przeprowadzającego rozmowę, mogłoby wypaść niekorzystnie a wręcz destruktywnie na rozwój kapitału dobrze prosperującej spółki. Na nic zdały się próby przedstawienia logicznego wyprowadzania stanu faktycznego z jego przyczyn. Natomiast teorie dedukcji i indukcji nie znalazły zadowalającego potwierdzenia w statystykach. A to pech!!!

piątek, 2 października 2009

Przynajmniej łatwo jest napisać

***
ręce w trawę wsadzić
rwać, szarpać, rozrzucać
zieleń po twarzy rozcierać.
łokciami strącać kolejno
niebieskie migdały.
z zachowaniem równowagi
między głową a karkiem,
luźnym pociągnięciem nogi
kopać w dupę przeciwności.

czwartek, 1 października 2009

Lapida 27

Filozofia tłumu uprawiana w formie wydobywanych słów jest jak chaotyczna pieśń, gdzie każdy wykonuje utwór wedle własnych nut. Nie posiada sprecyzowanego początku, nie zmierza również ku końcowi. Wieczny głos serca, uporczywie wylewający na zewnątrz subiektywne refleksje w postaci; ocen, prawd, stwierdzeń, przypuszczeń, mniemań, hipotez, doświadczeń, przeżyć.