wtorek, 26 sierpnia 2014

W pogoni za szumem wiatru...

Odczułem dzisiaj nieposkromioną ochotę na szum solidnego powiewu wiatru. A, że nie ma lepszego miejsca na tego rodzaju melodię jak las, wpakowałem w plecak na szybkiego kilka kanapek, wodę, piwo i ruszyłem w drogę. Idąc wzdłuż wąskotorówki dostałem się do rezerwatu Lipiny.













Tam, podążając chwilowo czerwonym szlakiem po kilkuset metrach odbiłem w prawo i zaszyłem się w absolutnie fantastyczną głuszę. I to było to. Po raz kolejny zaznałem niezdefiniowanego.

Po drodze spotkałem kilka ciekawych leśnych osobliwości. Moja ciekawość względem ich spotykała się z wyrazami uznania, co owocowało pozwoleniem na zrobienie zdjęcia. Wszakże Szycha Lasu trochę grymasił, ale kiedy spostrzegł jak się przed nim naginam i czołgam, również zmiękł.


Dużo ciekawiej medytowało mi się na miękkiej ściółce tuż przed powaloną Gwiazdą Lasu.
Nie było żadnych problemów z uzyskaniem zgody na fotografię, a i spędzony przy niej czas przyobleczony został aurą tajemniczości.



Od niej też dowiedziałem się, że nieopodal znajduje się zastygły już od wielu, wielu lat jej bliski towarzysz, którego potomkowie przedstawieni byli w jednej z części "Władcy Pierścieni".
Nie miałem zbyt dużych problemów z dotarciem na miejsce, gdyż ów towarzysz padł w bardzo charakterystycznej pozie i z łatwością dawał się odróżnić na tle otaczających go braci.


Resztę czasu spędziłem na plecach powalonego dębu. Cisza i charakterystyczny szum wiatru sprawił, że błogo odpłynąłem w zaświaty własnych rozmyślań i wędrówek po krainach przeszłości. I tylko naglący czas wyrwał mnie z tego pięknego stanu w jakim znajdował się mój umysł.



I tu zaczęły się schody, które bardzo szybko sprowadziły moją "marzycielskość" na ziemię. Otóż tradycyjnie mój zmysł orientacji i rozeznania w terenie przeszedł moje oczekiwania i zaprowadził mnie zamiast w przysłowiowe pole - na mrowie ścieżek, dróg, dróżek, szyn, szlaków ... i goń nieboskłon. Na domiar złego pomyślałem o wszystkim tylko nie o włożeniu do plecaka mapy. I tak oto zacząłem swój prawie trzy godzinny maraton w poszukiwaniu drogi do domu. Wybawieniem okazał się nie tyle telefon komórkowy, co moja żona, która po drugiej stronie słuchawki z mapą w ręku kierowała mnie na podstawie moich wytycznych na właściwy kierunek. W pośpiechu nie miałem czasu, a być może i ochoty na oddanie pokłonu z jakim kłaniały mi się z uznaniem dla mojego szybkiego marszu otaczające mnie drzewa. 


Jednakże w poczuciu "płytkiego" strachu przycupnąłem na chwilę przed napotkanym pomnikiem braterskiego sojuszu ku chwale wyzwoleńczych walk o dobro przyszłości z rąk niemieckiego najeźdźcy. Szybkie zdjęcie i dalej w galop przed nadejściem zmierzchu...


W końcu udało mi się (za stu procentową pomocą żony) znaleźć się w prawidłowym punkcie skrzyżowania 272, skąd udając się w prawo dotarłem po jakim czasie do wsi Postołowo. Udało się!
Kiedy w domu z ciekawości sprawdziłem na mapie w jak banalny sposób zgubiłem drogę, to aż głupio zrobiło mi się na myśl jak blisko punktu wyjścia przyszło mi się krzątać przeszło trzy godziny:)

czwartek, 21 sierpnia 2014

Z kąta w kąt

W końcu nastała szarość, chłód i leniwy deszcz sączący się z nieba od niechcenia. Nastąpiła kulminacja tego, co naprawdę lubię w pogodzie.
I wszystko byłoby dobrze, gdybym nie zgubił gdzieś własnego rytmu z jakim przemierzam kolejne dni mojej egzystencji.
Znudzony, wolny od pracy na dobę, wgnieciony pomiędzy testy na prawo jazdy a książki o dalekiej Syberii, miotam swoim dupskiem we wszystkie możliwe kąty domu szukając chuj wie czego.
W tej całej miazdze mojego dzisiejszego krzątania się, sporadycznie rzucam przez okna spojrzenia w kierunku północy, do której nie wiedzieć czemu ostatnio często mnie ciągnie...

Rome - The Fever Tree

niedziela, 17 sierpnia 2014

Rytuał Lasu

te słowa pisane nocą
są ku chwale powalonych drzew
i zapachowi ich kory gnijącej
a także pieśnią z wiatru utkaną
co szumem konarów jeszcze żywych
pieczę nad leżącymi braćmi sprawują

piątek, 15 sierpnia 2014

... i końca jej czerni nie chcę zaznać.

Praktycznie przez ostatnie dni mogę nazwać się "Dzieckiem Nocy". Jest mi w tym stanie nad wyraz błogo. Dzień witam z niechęcią. Uczestniczę w nim sennie. Rutynowo wykonuję przydzielone mi polecenia. W międzyczasie wyczekuję zmierzchu, by móc ponownie zatopić się w mroku własnego jestestwa...

piątek, 8 sierpnia 2014

Siedzę i patrzę w noc ...

wtorek, 5 sierpnia 2014

Lato

Jebany ukrop sączący się jak lawa z nieba. Odbiera dążenie do jakiegokolwiek działania. Wyjaławia trzeźwość i chęć myślenia. Sprawia, że jedzenie nie klei się w ustach, alkohol nie przechodzi przez gardło, a wypita woda wydalana jest natychmiastowo w hektolitrach cuchnącego potu. Nie przepadam za latem. Nie jestem jego wielbicielem. Porę tą odbieram jako monotonną, nudną, pozbawioną tchnienia inspiracji. Z utęsknieniem i jak pies z wywieszonym jęzorem oczekuję nadejścia jesieni... Mojej ulubionej...