Powracam do domu
Przy zamkniętych oczach
mijam ludzi o nieświeżym
oddechu
Martwotę rozkołysanego miasta
zostawiam za swoimi plecami
Ktoś w metrze
głaszcze bezwiednie
choć ze znajomym zamiarem
soczysty kark swojej partnerki
Nieczuły na ruchy pijanych postaci
skrywam w sobie gest
wyuzdanego obrzydzenia
Słowotok spiętrzony
z setek ust wypluwanych
ściskaniem powiek
zatrzymuję na zewnątrz
Zaduch ztłoczonych ciał
zaczyna przytłaczać
moje zmysły splątane
Przepycham się więc
między napełnioną rozkoszą
bezwarunkowych odruchów
Ślepe spojrzenia
puste rozmowy
Bezmyślne dziwki
z przygodnymi kopulantami
Tatuaże mięsistych osiłków
wypalają mi zmęczone oczy
Towarzystwo okrakiem
rozesłane na fotelach
publicznego użytku wagonów
Bliski wymiotów
oczekuję wrót
świeżego powietrza
(Powrót do domu z soboty na niedzielę. Northen Line; Embankment-South Wimbledon. 27/28.06.2009.)
Ależ trauma...nie dało się postawić na nocny spacer?
OdpowiedzUsuńWidzę, koleżanka spać nie może. To dobrze (nie dobrze), nocne marki sprzyjają natchnieniu :). Spacer, czemu nie, ale w sobotę w Londynie (a szmat drogi do pokonania), to grozi dużą ilością nieoczekiwanych zwrotów akcji. A w metrze mimo, że w alkocholowo-weekendowych oparach, zawsze szybciej i bezpieczniej :))
OdpowiedzUsuńcóż
OdpowiedzUsuńżycie nas podpuszcza, a Ciebie natchnienie :)
malowniczy powrót do domu...
dobrej nocy
Oż nocne marki, spać nie mogą ;)
OdpowiedzUsuń....bardzo obrazowo piszesz...na chwilkę i ja poczułam się obecna w tym metrze......:)....pozdrawiam niedzielnie....
OdpowiedzUsuń