środa, 21 listopada 2007

Pierwszy i ostatni wywód o Lublinie

Nie chcę wysypywać kasztanów
z kieszeni bez celu.
Daleko mi jest do intelektualisty,
zwłaszcza lubelskiego.
Więc po Lipowej wzruszenia
nie wzbudzam.
I nie to, że Kalina matką
mą jedyną,
Przez co się czuję o stopień wyżej,
nie mając żalu.

Dziwki, punki i speluny nie robią
wrażenia takiego jak niegdyś.
Wszystko dziś wydaje się być
jakieś miękkie, pozbawione jakby
dawnego fundamentu zacięcia
i walki o "trele - morele".
Policja śpiące koty po dachach
osiedli ściga.
Bez większych osiągnięć
młode szczeniaki,
gdzieś między blokami
interes swój kręcą.

Umęczony po pamiętnym roku
siedemdziesiątym ósmym,
wspinam się w górę niczym
nowy Ikar przyobleczony
skrzydłami prosto z Ikei,
którego jedynym celem tej
całej tułaczki jest
przywracać do zapomnienia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz