Budownictwo mieszkalne w Londynie moim zdaniem nie jest zbytnio wyszukane, tak na pierwszy rzut oka. Na pierwszy i ostatni, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz. Jednolite co do swojej wielkości, kształtu i formy w większości wiktoriańskie chałupki, ciągną się taśmowo z każdej strony ulicy. Niektóre z nich sprawiają wrażenie opuszczonych, choć w cale nie są. Inne zaś mających zaraz się zawalić. Pomijając bardziej bogate dziennice, gdzie domy naprawdę robią wrażenie, całość wydaje mi się poniekąd slamsowata. Struktura wewnętrzna pokoi i nie tylko, jest zazwyczaj pozbawiona jakiegokolwiek racjonalnego sensu (można utknąć z walizką podróżną w korytarzu, który przy dobrym szczęściu może mieć więcej niż metr szerokości) . A to za sprawą kominków, które już dosyć dawno temu wyszły z użycia. I z tego co wiem ich stosowanie na dzień dzisiejszy jest zabronione. Poprzez ich konstrukcje, pokoje pełne są niewymiarowych wnęk. Tak więc po ulokowaniu łóżka i zazwyczaj taniej szafy z Ikei, nie ma więcej na nic miejsca. Mimo, iż w rzeczywistości jest go nawet sporo, trudno go zagospodarować z głową. Tak przynajmniej było podczas naszych tułaczek mieszkaniowych. Ale to na razie przeszłość. Od jakiegoś czasu jestem nawet zadowolony. A to za sprawą nowego miejsca zamieszkania (w sumie to już ponad cztery miesiące). Komfort nie jest pierwsza klasa, ale o niebo a nawet dwa lepszy od pozostałych, w których zwykliśmy żyć. Ostatnio moją uwagę zwróciły okna jakie znajdują się, nie wszędzie (byłoby to raczej kłopotliwe, ze względu na dostęp światła dziennego) ale w kilku miejscach naszego lokum. Przypominają mi bowiem sielankową namiastkę wiejskich domków, a kształtem mini tandetnych w swym wykonaniu ale oddziałujących nostalgicznie kojąco i przyjemnie, witraży.



Te duże okna znajdują się na schodach między parterem, gdzie jest kuchnia z tak zwanym living roomem (ten jest naprawdę olbrzymi, wielkością trzy razy jak nasz poprzedni pokój) i ogrodem a piętrem z pokojami mieszkalnymi. Środkowe zdjęcie z oknem znajduje się we wnęce living roomu.
Oprócz tych wyżej pokazanych, jest jeszcze kilka mniejszych w innych miejscach, włączając dwa ozdobne przy głównych drzwiach wejściowych. Poza tym nawiasem mówiąc, dom ten potrzebuje i tak solidnego remontu, co leży w interesie właściciela. Zasada panująca przy wynajmie pokoi lub całych mieszkań w Londynie jest jednak taka: Póki płacą i na głowę tynk się nie sypie wszystko w porządku. Raz na kilka lat można pędzlem ściany (zazwyczaj pokryte tapetą) maznąć, byle tylko w kolorze magnolii.