Nie powinno nikogo dziwić, że zawsze gdzieś w jakimkolwiek miejscu, z którym jesteśmy związani zazwyczaj zawodowo ( lecz niekoniecznie), trafiamy chcąc czy nie chcąc na jednostkę człowieczą do której pasuje tylko jedno określenie - Bydlę.
Bydlę, bydlak, cham, ćwok, prostak poprzedzone całym mrowiem wulgarnych epitetów, tak zazwyczaj nazwałbym "człowieka", który jest tak mocno zadufany w sobie i w swoim prostactwie, iż nie jest w stanie pojąć swym tępym móżdżkiem wyżej wymienionych znaczeń.
Do tego dochodzi również całkowity brak zrozumienia sytuacji drugiego człowieka, nie wspominając już o szacunku jaki należy się innym bez względu na miejsce zajmowane na tak zwanej drabinie życiowych powodzeń lub nie powodzeń. ( W tym przypadku, swoich własnych podwładnych.)
Tak więc jestem zapewne jednym z milionów szczęśliwców, którzy mieli szanse spotkać owe Bydlę. W moim przypadku kanadyjskie.
Oj Kopacz-ku :):) uśmiechnij się... życie wszędzie daje kopa. Na obczyźnie po prostu bardziej sie to odczuwa........Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń