Rozmowa z panem M odbywała się w normalnej a wręcz wykwintnej atmosferze. Młody, nad wyraz przystojny mężczyzna dwudziestokilkuletni, właśnie na etapie życiowym, gdzie kariera stoi przed nim z otwartymi ramionami. Biorąc pod uwagę umiejętność, precyzję oraz zaangażowanie z jakim podchodzi do powierzonego mu zadania - moim zdaniem nie ma sobie (na razie) równych. Temat rozmowy, rzecz jasna banalny: Kobiety. One zawsze stanowią początek i koniec męskiej rozpaczy, włączając w to wątek nienawiści jak i miłości. Życie nie wygląda już tak jakim niegdyś było. Czas leczy rany lecz blizny pozostają - tłumaczy M. Stąd mniemanie, że najlepszym rozwiązaniem jest oczywiście alkohol, jako ucieczka od zapomnienia. (Początki zawsze są niewinne.) Ale to tylko okres przejściowy - zapewnia mnie M. Ja to rozumiem. W końcu jestem jednym z wielu, którym w skrytości serca przyszło zejść na własne dno, tylko po to by udowodnić sobie jak niedoskonałą czynnością jest walka z doskonałymi postanowieniami naszej niedoskonałej natury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz