poniedziałek, 17 października 2011

Na zadupiu... czyli w środku wszystkiego, gdzie wyciszony oddech panuje jeszcze nad resztą ciała.















Pozwolę sobie zwieńczyć tę wyprawę moim hymnem. Tym razem dla podniesienia ducha - w wersji akustycznej. Wszakże wszystko to co się zaczyna, musi również posiadać ten "przysłowiowy" koniec, by móc narodzić się na nowo w wersji takiej lub owakiej. I tak w kółko, z krótszym lub dłuższym okresem wyczekiwania... .


KSU - To jest to

10 komentarzy:

  1. Kopaczu jak klimatycznie bardzo mi się podoba:))

    OdpowiedzUsuń
  2. a czasem koniec jest po prostu koncem... 3. zdjecie - brama do ...?

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo, bardzo lubię takie "zadupia":DDD

    OdpowiedzUsuń
  4. no i widze , ze masz poczucie humoru - jakos sie nalezy ratowac :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze trochę i na takim "zadupiu" spędzę resztę życia :):)!

    OdpowiedzUsuń
  6. ZADUPIA SA NAJFAJNIEJSZE , COŚ O TYM WIEM :) POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiedziałem Issa, że się odezwiesz w tym temacie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zadupie fajna rzecz, pod warunkiem, że jest nie dalej niż pół godziny do centrum, w innym wypadku to kompletne zadupie;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Samie, u was o lasy to chyba trudno. Przeważają pustynie - centrum jest jak Oaza ;););)

    OdpowiedzUsuń