niedziela, 3 lipca 2011

Coś na uśmierzenie bólu

Chwilowa odskocznia od miażdżących uszy industrialnych skowytów miasta i mrocznych ambientowych dźwięków. Krótki przystanek w muzyce tła, dający na moment odetchnąć umysłowi w tworzeniu obrazów zmieniającej się rzeczywistości.

Z zupełnie innej szafy grającej odkurzyłem czar brzmienia, nadający bębenkom całkowicie inne nastawienie. Przyćmiona, spowita dymem papierosowym i wonią alkoholu pewność siebie rodem z zapuszczonego pubu, gdzie whiskey, rum i burbon z wolna upadlają twoje ciało i umysł. Bełkotliwe odczyty utworów poetów wyklętych jawią się jako niekonwencjonalne, drugoplanowe w tym przypadku tło uzupełniające świdrujący trzewia odgłos saksofonu barytowego i bezlitosne szarpanie dwustrunowej gitary basowej.

Jednym słowem "Morphine" i kokieteryjna podróż wraz z Markiem Sandmanem z pogranicza jawy i sennego transu w jazzowo - bluesowym jazgocie w nieznane zakamarki uśpionych rytmów wywołujących podrygiwanie wszystkich kończyn ciała przy szarym, zduszonym świetle dowolnego pomieszczenia.
Dosyć krótka, bo zaledwie 10-letnia, choć muzycznie intensywna działalność grupy zaowocowała kilkoma naprawdę dobrymi płytami. Zespół został rozwiązany po śmierci Sandmana, który zmarł nieoczekiwanie na zawał podczas koncertu w Palestrinie 1999 roku.






Prezentowane wyżej utwory Yes oraz Honey White pochodzą z płyty "Yes" wydanej w 1995 roku.

7 komentarzy:

  1. rewelacja :)
    dzięki, bo ostatnio właśnie szukałam czegoś nowego do słuchania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam! Kwestia rozczarowania jest raczej minimalna :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W sam raz na ten senno-deszczowy poniedziałek za oknem. Zwłaszcza "yes" mógłby zostać jego scieżką dźwiękową:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kopacz lubię posłuchac tego co Ty, zawsze coś nieznane mi...

    OdpowiedzUsuń