środa, 9 czerwca 2010
W zawieszeniu
Świt. Pochłonięty mrokiem całonocnej aktywności, kurczowo opiera się o wiatę przystanku niedaleko Waterloo Station. Spazmy obojętności płynące z rozmazanych oczu regularnie potrząsają śniętym truchłem. Dla niego poranny powiew świeżego powietrza nie ma żadnego znaczenia. W zamroczonej świadomości granica jak i pojęcie upływu czasu, jest równie odległe jak rzucane pośpiesznie w jego stronę spojrzenia przechodniów. Całkowicie zresztą pozbawione empatii. Bo niby z jakiej racji miałby zrodzić się zalążek troski. Generalnie jest to chwila, w której wszelkie związki przyczynowo-skutkowe, skwapliwie lekceważą jego obecność jako źródło jakiejkolwiek przydatności w dążeniu do wiecznie nieprzewidywalnego celu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ej, świt w Londynie jest fajny! :-)
OdpowiedzUsuńNiektórzy są tego jednak nieświadomi ;)
OdpowiedzUsuń