sobota, 12 września 2009

Zbity z tropu, lecz w dobrym kierunku

Pracuję w miejscu, gdzie różnorodność kulturowa jest naprawdę imponująca. W miejscu, gdzie współpracują ze sobą, czyniąc jedną drużynę ludzie narodowości: polskiej, włoskiej, angielskiej, walijskiej, australijskiej, nowo zelandzkiej, niemieckiej, węgierskiej, hiszpańskiej, francuskiej, południowo afrykańskiej, rumuńskiej, rosyjskiej, jordańskiej, macedońskiej, portugalskiej, marokańskiej i prawdopodobnie kilku innych. W życiu nie przypuszczałbym, że poznam tylu ludzi o tak zróżnicowanych przyzwyczajeniach, obyczajach, wzorcach zachowań itp.
Opinia o Polakach mieszkających i pracujących w Anglii jest jaka jest. I prawdę powiedziawszy guzik mnie to obchodzi. Nie przywiązuję do tego kompletnie wagi. Jestem człowiekiem a dopiero później obywatelem danej narodowości. A moja ojczyzna jest tam, gdzie aktualnie czuję się dobrze. Takie jest przynajmniej moje zdanie w tym temacie. Do czego jednak zmierzam. Dzisiaj w pracy dotknęła mnie pewna scenka sytuacyjna. Wiadomo jest, że obcokrajowcy nie muszą płynnie znać języka polskiego, aby zrozumieć znaczenie pojedynczych wyrazów. Co jest tu w Anglii bardzo popularne. Zwłaszcza jeżeli mowa o zwrotach raczej negatywnych. To czego doświadczyłem, było dla mnie dość miłe a zarazem zaskakujące. A więc przejdźmy do sedna.
W trakcie pracy nad przygotowywaniem restauracji do jutrzejszego ślubu, po jako takim wysłuchaniu rozmowy w ojczystym języku z moim rodakiem, mój kolega z Hiszpanii zadał mi następujące pytanie: Why you never say "kurwa" during your conversation with another polish people? Jego pytanie zabrzmiało wręcz pretensjonalnie, można więc było pojąć, iż znaczenie tego słowa u obcokrajowców jest niczym nigdy nie gasnące echo w uszach. Było tak zaskakujące, że naprawdę nie wiedziałem co odpowiedzieć, z wyjątkiem prostego I don't know. Ale było również pytaniem, które pozwoliło mi spojrzeć na swój wizerunek z zupełnie innej strony. Co mi się niezmiernie spodobało.

8 komentarzy:

  1. Tak.
    Pozostaje się uśmiechnąć czasem i zadumać, nad przyzwyczajeniami językowymi rodaków?

    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ..rzeczywiście pytanie mogło zaskoczyć, ale też daje sporo do myślenia.. i nie wiadomo, czy śmiać się z tego, czy płakać?.. pozdrawiam..;)

    OdpowiedzUsuń
  3. chętnie CZĘŚCIEJ będę czytał TWOJE opowieści z Wysp:))) (to taka zachęta!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna opowieść. Pozytywna. Pracujesz w cateringu? I jak? Też kiedyś tam byłem, ale uciekłem z tego piekła:) Nigdy więcej garów!

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba z takich uwag mimochodem można dowiedzieć się najwięcej o zwyczajach Polaków, w końcu to pytanie kogoś z boku, w Polsce się na to nie zwraca uwagi, bo to niestety normalne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Marcinsenie; na początku były gary i absurdalne szorowanie kuchni. Teraz to już skakanie niczym zahipnotyzowany zając dookoła klientów i posługa wedle zasady: nasz klient-nasz pan. Ale nie jest tak źle, a poza tym jestem za leniwy żeby szukać innej pracy.
    ___ . ___

    Prawda jest taka, że mowa potoczna w każdym języku funkcjonuje na tej samej zasadzie. Większość ludzi bluzga nie zdając sobie nawet z tego sprawy, traktując te wyrazy jako kropkę, średnik czy przecinek. Tylko jaki w tym cel? Choć nie neguję w pełni istoty przekleństw. Zawsze traktowałem je jako istotny środek artystycznego wyrazu, mający na celu podkreślić dramatyzm, ekspresję i opis sytuacyjny danego zdarzenia. Mam tu na myśli sferę literacko - poetycką. Ale ich zastosowanie w takiego rodzaju zabiegach ma zupełnie inny wymiar i charakter niż prostackie ich wyrzucanie z siebie podczas rozmowy. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nawet zakląć nie można :P. Dla niektóych takie zdanie bez kuriozalnej kropki nie miało by sensu.

    OdpowiedzUsuń