środa, 2 września 2009

Kazimierz Dln. - Niby ten sam a jednak inny

Główna refleksja: Skupisko turystów w okularach przeciwsłonecznych, tłumnie stłoczonych wokół ogródków z piwem i rozłożystymi parasolami, przysłaniającymi w większej połowie rynek centralny.
Dominuje własność prywatna oraz metoda dzierżawy terenów niegdyś należących do wszystkich spragnionych hasania po fajnych i dzikich miejscach. Mam tu na myśli górę trzech krzyży, ruiny zamku i basztę. A także kamieniołomy, których dzisiejszy los znajduje się naprawdę w niepewnych rękach. Dzisiejsza zasada; chcesz zobaczyć - zapłać.
Miasto niegdyś (jakieś 20 lat wstecz) pozbawione tłoku i tłumu, wolne od wszelkich przekrętów i przedsięwzięć będących motorem napędowym turystycznego biznesu. Dziś niszczy z wolna, ale w widoczny sposób swój pierwotny nastrój i dobytek. Ku chwale kapitalistycznej Polski.

___ . ___

Resztę pobytu spędziłem w całkowicie milczącym obliczu, pusto zapatrzony w głąb samego siebie. W otchłań wieczystą, będącą splotem, tego czego doświadczyłem, a czego nie jestem w stanie naszkicować już w sposób przejrzysty i wyraźny.


___ . ___

6 komentarzy:

  1. Cieszę się, że pamiętam jeszcze klimat może nie pustego Kazimierza, le takiego który nie był tak "sturytyzowany". Wprawdzie pamiętam go sprzed jakiś 14 lat, ale był cudny. świetne fotografie. Ta z niebem nad kościołem podoba mi się bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  2. ... a jednak zazdroszczę Ci Kazimierza... pojechałbym, wyjechał - wtopił się w tłum

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak to już jest, ze dobro jest podzielne (może Dobro?). Samo w sobie jest jedno i niezmienne, ale człowiek nie takie rzeczy potrafi zepsuć!
    :)

    Kazimierz mój, to Kazimierz, do którego docierało się przez błoto, kurz i chaszcze. Kazimierz, który trzeba było odkrywać, szukać...

    Mój Kazimierz nigdy nie był mój. Był swój na wyłączność, a dziś jest wszystkich i dla wszystkich. Dziś już tam miejsca dla mnie nie ma. I ja dla niego już miejsca nie mam. Od tłumu próbuję się wyzwolić, zepchnąć na granice świadomości, tak tylko, aby rejestrować zdroworozsądkowo, że w ogóle jest.

    Dziś Kazimierz jest tłumu, który nawet, jeśli go w danym, tym właśnie momencie i tym właśnie miejscu nie ma, to wszędzie go czuję i widzę.

    Od tego jak najdalej chciałbym uciec.

    Wolę myśleć o nim, niż być.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, i oczywiście Kopaczu, jestem pod wrażeniem - ten twój mały aparacik czyni cuda :P hehehe Świetne kolory - kościół i ostatnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję bardzo :) Kazimierz jaki by nie był, to czas w nim spędzony miał dla mnie wymiar sentymentalny i ściśle osobisty. Zupełnie niezwiązany z tym, co działo się dookoła. Tak już zresztą jest od lat.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja Kazimierz lubię niezmiennie od lat. To jedno z moich miejsc.

    OdpowiedzUsuń