środa, 25 lutego 2009

A może tak dołączyć do wilczego stada?

Niekompetencja i dbanie o własne dupsko to dwie rzeczy, które niezmiennie cechują ludzką naturę. I nie łudźmy się, że nie dotyczy to osób nam bliskich, przyjaciół lub "sprawdzonych" znajomych na "dobre i złe".(Czasami bowiem zupełnie obca tobie osoba jest w stanie bezpretensjonalnie zaoferować ci coś, nie oczekując niczego w zamian i nie szukając w tym własnego interesu.) O nie! Ci właściwie są wiecznie zachłanni pożarcia całej dłoni w podzięce za zaoferowany palec, jaki użyczyłeś im w swojej niewinnej naiwności. Myśląc przy okazji, że wyświadczone poświęcenie jak najbardziej im się należy. Jeżeli natomiast tylko wspomnisz małe "ale", (będące wynikiem spostrzeżenia, że coś jest nie tak, bo twoja ręka staje się coraz bardziej pochłaniana) wybuchają zaraz wielką pretensją i stumilowym dąsem - Jak To!!! Ano srakto - chciałoby się rzec, lecz głupie serce nie ma odwagi się przeciwstawić, szukając wiecznie możliwości ugody. Co tylko sprzyja późniejszej konsumpcji twojej dłoni. Może już najwyższy czas postawić na swoim (zanim zostaniesz całkowicie pożarty przez fałszywe przytakiwania, czerstwe uśmiechy, złudne obietnice i puste zobowiązania) i przyjąć za życiową dewizę egoistyczne przesłanie filozofa Maxa Stirnera: "Należy być egoistą, czyli niczemu wartości nie przydawać, lecz szukać jej tylko w sobie samym".

3 komentarze:

  1. Piękny post. Bardzo prawdziwy. Ale jak kazda prawda ma on dwie stony medalu. To o czym piszesz nazwałbym oszustwem percepcji. Jak często bowiem dajemy sie oszukać własnym zmysłom i psychice? Jak czesto nie potrafimy dojrzeć prawdy w sobie i swoich bliskich? Jak dużo łatwiej mamić sie własnymi wyobrażeniami o wspaniałości, bojąc się poznać prawde o sobie bo może to być bardzo bolesna prawda? Tymczasem gdyby ktoś zrobiłby o nas film i puściłby go nam, jakie by było nasze zdziwienie jak wygląmy widziani z zewnątrz. Jak łatwo oskarżyć bliźniego o najgorsze, jak łatwo rzucić kamieniem? Wielu z nas oskarża innych, obcych ludzi o obsrywanie sobie zycia, tudzież kibla, bowiem trudniej jest zaakceptować własną winę czy winę bliskich. Jak ciężko matce pogodzić się z faktem ,że jej syn, ta sama krew dopuściła się zbrodni? Jak łatwo żonie uzależnić sie od męża tyrana i pijaka lub mężowi od żony(takie uzależnienie widziane z zewnątrz wygląda naprawdę żałośnie, jest to naprawdę toksyczne i nie należy tego mylić z milością rodzicielską czy małzeńską. Jest to takie samo jak każde inne uzależnienie). Jest to problem odwieczny. Jak łatwo wyobrazić sobie siebie jako Chrystusa na krzyżu, a jak trudno nim być na codzień. Niektorzy ciągle żyją wyobrazeniam i mitami, a nie wszyscy nadają się do bycia Chrystusami.
    P.S Sorry, że sie tak rozpisałem, ale wciągnął mnie temat. Całkowicie solidaryzuje się z poglądami kolegi.

    OdpowiedzUsuń
  2. hej kopacz, przypominasz mi czasem, że należy dbać o siebie a ja tak lubię zatracić się w niewolę cudzej osobowości, tak bardzo probować być kimś innym niż jestem, sprawdzić jak inni myślą , co czują, sprawdzam to dając rękę do pożarcia, a nieraz zapominam że muszę ją wyciągnąć z gardeł innych i patrzeć jak się rozkłada ... nienawiść ludzka posunięta jest do granic absurdu, chęć dominacji daje się odczuć a każdym kroku, a zaobserwowałam również nieustający pęd uciekania , wszyscy uciekają , nie zatrzymujemy się wcale, nie zadajemy sobie pytań, chwytamy chwilę tak jakby miała do nas nie wrócić a przecież od nas w dużej mierze zależy czy się ponownie spotkamy , czy mamy prawo np, żeby się tak bezwzględnie rozstawać ?????

    OdpowiedzUsuń
  3. To właśnie wzajemne obcowanie ze sobą sprawia, że dzięki rozmowom, obserwacjom, wzorcom zachowań lub przyzwyczajeniom możemy zadecydować o naszym późniejszym losie. A prawo jakie nam w związku z tym towarzyszy jest tego kulminacją. Kolega Miłosz roztrząsnął problem na płaszczyźnie introspekcji psychologicznej. Mnie zaś chodziło o zupełnie inną stronę medalu. Zgadzam się, owszem nikt nie jest doskonały. Ale to nie zmienia faktu, że nie możemy dążyć do owej doskonałości. Nawet jeżeli jest ona tylko przysłowiowa. I nie mam tu na myśli sfery stricte duchowej, lecz tą najbardziej codzienną, cielesną. Najbardziej rażą drobnostki z czasem przybierające olbrzymie rozmiary. No bo kiedy po kroć setny nie wyciągasz wniosków z własnego postępowania i żyjesz jakby nigdy nic, to mam prawo wydać swój własny subiektywny osąd i podążać za prawem własnej intuicji i własnego dobra. Szanuję twoją wolę zatracania się w innych przez poświęcenie jakie temu towarzyszy, jednak osobiście uważam, że kultywując taką taktykę daleko nie zajdziemy. Utylitaryzm i filantropię powinniśmy serwować w rozsądnych dawkach. Pozdro ;)

    OdpowiedzUsuń