Według obliczeń rozmaitych "organizacji charytatywnych" w ciągu najbliższych dwóch lat liczba skrajnie głodujących na naszej wspaniałej planecie wyniesie 220 milionów istnień ludzkich. Taką informację wyczytałem kilka dni temu w jednej z brytyjskich gazet.
Będąc uczestnikiem niejednego serwisu podczas dziesiątek konferencji (wiele z nich poświęcone było również tematyce głodu na świecie), bankietów i innych imprez w miejscu w którym aktualnie pracuję, cała ta problematyka wydaje mi się wielce paradoksalna. Dlaczego? Bowiem każdego dnia z porannego oraz wieczornego serwisu na restauracji w koszu ląduje 30/40 sztuk świeżego pieczywa. Każdego dnia z całego obiektu wyrzucanych jest kilkanaście kilogramów świeżego pożywienia jakim jest: mięso, nabiał, warzywa, owoce i ryby. Do zlewów i w kosze na butelki wędrują hektolitry wody pitnej.
Dominują w tym dwa przeświadczenia:
- za pożywienie i płyny opłacone a nie skonsumowane przez klienta personel nie odpowiada.
- w przypadku choroby spowodowanej przez pokarm, który został wyniesiony na zewnątrz całą winę i konsekwencje z tego powstałe ponosi restauracja ( w praktyce oznacza to, że lepiej umrzeć z głodu niż się rozchorować).
Wychodząc z takiego założenia, pomnóżmy więc ilość restauracji, hoteli i najróżniejszych obiektów gastronomicznych w samym tylko Londynie przez ilość wyrzucanego każdego dnia pożywienia nadającego się wciąż do spożycia w ciągu kilku następnych dni oraz wylewanej wody. Wyniki zapewne będą zaskakująco wysokie, przekładając je na tony i litry sześcienne. A teraz zsumujmy owe wyniki z resztą wielkich kapitalistycznie rozwiniętych miast, miasteczek i tym podobnych miejsc w samej tylko europie.
Gdzie tu jest logika i zdrowy rozsądek, który powinien wypełnić "pustkę" charytatywnych przedsięwzięć z zakresu problematyki głodu na świecie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz