czwartek, 15 października 2015

Gdzieś na jesiennych peryferiach Kazimierza Dolnego...


_____*_____

Nie wiąże żadnych refleksji z ostatnio przeżywanymi chwilami. Są bo są, nie ma ich to nie. Nawet tak mocno wyglądana i upragniona jesień przypomina mi jakieś nieporozumienie wydobywające się niczym nie do końca strawione gówno z kloaki świata natury. Wiatry, mrozy i inne tragifarsy nie pozwalają nawet umrzeć liściom z drzew w sposób bajecznie kolorowy. Zmarznięte pełne zieleni zwijają się z zimna w śmieszne ruloniki i gniją zamieniając się w wyschniętą rurkę. Sposób w jaki później odpadną z tego drzewa ni mnie ziębi, ni mnie grzeje. Pewnie ten stan ducha będzie się utrzymywał aż do odwołania. Możliwe, że będzie się pogarszał bo tylko patrzeć jak spadnie śnieg i biała sraka zimowej brei pokryje do końca i tak już wypłowiałe krajobrazy prowincji i okolic. Trzeba będzie ponownie zbudzić Ciorana z letniego snu, zdmuchując warstwę kurzu pod którą przysnął na półce...

2 komentarze:

  1. Jakaś ta Twoja jesień szara i komiczna. Obecnie - może zbyt wcześnie przyjechałeś? - drzewa żółcą się, złocą, czerwienią i generalnie jesiennieją pięknie. Odkryłem, po latach mieszkania tutaj, dąb. Był to przypadek, aczkolwiek odkrycie szokujące. To chyba najpiękniejsze drzewo na tej dzielnicy. Zdrowe. Kilka jego liści przykleiłem do ścian sypialni kilka dni temu... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie to masz poniekąd rację. Pogoda jaką zastałem i wewnętrzna chandra jakoś zniekształciły to, po co tu zawitałem. U nas natomiast pada bez przerwy, ale ta szarość wpisana w tutejsze krajobrazy działa na mnie nad wyraz kojąco...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń