niedziela, 26 sierpnia 2012

Tam, gdzie nie sięga mój cień...

Nie Brooklynski most

Rozdzierający jak tygrysa pazur

Antylopy plecy jest smutek człowieczy
Nie brooklynski most
Ale przemienić w jasny nowy dzień
Najsmutniejszą noc
To jest dopiero coś

Przerażający jak ozdoba świata

Co w malignie bredzi jest obłęd człowieczy
Nie brooklynski most
Lecz na druga stronę głową przebić się
Przez obłędu los
To jest dopiero coś

Będziemy smucić się starannie

Będziemy szaleć nienagannie
Będziemy naprzód niesłychanie
Ku polanie

Edward Stachura


Żadne listy, rozmowy telefoniczne, komunikatory cyfrowe, komputery, fale radiowe nie są w stanie zastąpić mi żywej rozmowy z ojcem, namacalnego dotyku dłoni matki. Podmienić atmosfery emocjonalnego kontaktu z najbliższymi.
Siedzę uschnięty na łóżku wpatrując się martwo w okno, wchłaniając do znudzenia znany mi pejzaż. Leżę martwo pod ławką w parku wyłuskując wzrokiem jakże odległe mi niebo. Grzebię się żywcem pod torami kolejki wąskotorowej przecinającej Białowieskie lasy. Wiję się jak wąż oplatając Trzy kazimierskie krzyże. Upadam nieprzytomnie pod dzwonnicą na Czwartkowym wzgórzu. Wszystko jest pozbawione treści, rozmyte w łkaniu do niezdefiniowanego. Pozostaje tylko przeszłość jako żywy obraz mojej zanikającej z wolna tam obecności oraz przyszłość jako odległa mordęga, nieposiadająca żadnego konkretnego kształtu i treści. Teraźniejszość ze swoim balastem nie znaczy nic. Jest tylko znikającym momentem drażniącym serce, rozsadzającym umysł, rodzącym niepokój i tęsknotę. Analiza liczby 431 rozłożona na dni, tygodnie, miesiące, ponad rok, godziny, minuty, sekundy, setne sekundy, setne setnych sekund wydaje się być nieskończona. Wydaje się być jak mroczna wieczność wciskająca mnie dobrowolnie w ramy dokonywanych wyborów, podejmowanych decyzji, absurdalnej zabawy w życie.
Chcę do domu ...

6 komentarzy:

  1. Michale...
    przyszłość jako odległa mordęga, nieposiadająca żadnego konkretnego kształtu i treści
    Nieokreśloność przyszłości to przecież sens istnienia, cała wolność jaką dysponujemy, wolność do. Nie tęsknisz chyba za "istnieniem" jako przegrzewająca się ciągle maszyna cyfrowa z wiatraczkiem i wbitym raz na każde jutro programem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Samie ja w ogóle nie za bardzo tęsknię za "istnieniem", ale są pewne drobinki powodujące chwilowy uśmiech (ten najszczerszy) dla których warto być. Choć wiem, że i one z czasem przeminą. I ja przeminę...
    Pozdrawiam Cię wierny czytelniku:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A jeżeli ten program operowany przez ową maszynę nie wybiegał by poza to ustalone jutro, to jak najbardziej Samie. Jak najbardziej...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wizja ustalonego jutra mnie przeraża. To jak wizja reszty życia w wiezieniu, bez odwiedzin i paczek z cebulą. Sen koszmarny bez szansy przebudzenia. Nie, nie lubię niespodzianek, bo zawsze na dwoje babka wróżyła, ale bardziej nie lubię ich braku.
    Nie jestem wiernym czytelnikiem Twojego bloga, zaglądam z zaciekawienia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki niezmierzone Isso!

    Samie, u mnie właśnie "na dwoje babka wróżyła" powoduje konwulsje i dygoty...

    OdpowiedzUsuń