poniedziałek, 6 czerwca 2011

Szarym świtem

W pochmurnym nastroju
niebo zaczęło płakać wczoraj.
Do dzisiaj rana nie znalazł się nikt,
kto by pocieszył i przetarł ten grad
deszczowych łez.
W tym zgorzkniałym pejzażu
zamglonym, zmęczonym trwaniem,
Przemierzałem swój utarty szlak
depcząc po opadłych owocach
dzikiej czereśni.

7 komentarzy:

  1. A w Krakowie nieznośny upał,
    aż głos chrypnie ptakom w gardziołkach.
    Na Rynku gołębie ospale ignorują turystów,
    a pod Wawelem, tym samym skąd wykopać chcą Lecha,
    pod tym samym Wawelem
    chłodzą w Wiśle swe brudne stopy krakowscy menele.

    /przepraszam, nie mogłam się powstrzymać/

    ps. dlaczego czereśnia?

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawa strona przy chodniku na odcinku 20 metrów jest zasłana czereśnią. Nie obfitą, bo przy głównej ulicy, ale zawsze jakieś "bobki" owocowe wypuści.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam czereśnie a tutaj ich jak na lekarstwo. Czasami nie zdążę się obejrzeć, a ich już nie ma. Mój utarty szklak to jarzębiny i kasztanowce. Te drugie toczy choroba. Zastanawiam się, co będę nosiła w kieszeniach, kiedy ich zabraknie.

    OdpowiedzUsuń
  4. ech te czereśnie,
    ech ci krakowscy menele
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Te moje czereśnie wyglądają jak jakieś "wypierdki" owocu. Pestka i skóra :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Słodka: Może nie cały czas, ale sporadycznie...

    OdpowiedzUsuń