sobota, 21 stycznia 2017

Wewnętrzne dywagacje i inne bolączki...

Nie mam zbyt wiele do powiedzenia ostatnimi czasy. Podobny dramat rozgrywa się w mojej głowie. Wszelkie myśli ulatują ze mnie jak dym z komina. Nic tylko szarość, stagnacja, topniejący śnieg i śliskie chodniki. Obrazy z przeszłości i jakaś immanentna niechęć wobec dokonanych decyzji sprawia, że jestem pusty. Nie chce mi się czytać, myśleć, pracować, patrzeć na ludzkie pyski i babrać się w jakiś codziennych jebanych czynnościach. Mam wrażenie, że olbrzymia fala antypatii przechodzi przez moje wnętrze. Ulatując ze mnie nie znajduje jednak ujścia i powraca jak przelewające się szambo w zaniedbanym gospodarstwie. Całe szczęście, że w rzeczywistości nie mamy szamba. Wtedy to już bym do końca ochujał. Wystarczy mi koszenie trawników, odśnieżanie, rozładunek węgla, palenie w piecu i mrowie innych pierdół do których za nic nie mogę się przyzwyczaić i oswoić.

2 komentarze:

  1. Mam podobnie. Nadmiar wewnętrznego obrzydzenia powoduje, że czuję się pusta. Czy nadmiar czegoś może powiększać pustkę? Tak pytam. Łączę się w żalu z powodu utraty złudzeń.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadmiar subiektywnych odczuć. Może powiększyć zarówno pustkę jak i falę goryczy wypełniającą tą otchłań. To jest dopiero egzystencjalny stolec... :(

    OdpowiedzUsuń