wtorek, 27 maja 2014

Zapiski z wędrówki przed siebie...

Wyprawę rozpocząłem wczesnym niedzielnym rankiem. Załadowałem na plecy swój pełen kanapek i tanich win plecak. Następnie nie tracąc czasu ruszyłem z buta przed siebie. Czyli w stronę wylotówki z Hajnówki na Białowieżę.

 
Większość trasy stanowi rezerwat krajobrazowy Władysława Szafera "Martwe Drewno" w którym wedle podań "Kornik Drukarz nie jest szkodnikiem świerka tylko jednym z nielicznych elementów ekosystemu." Okoliczni mieszkańcy nie są zbyt przychylni Drukarzowi, gdyż jego głód pozbawia ich materiału w postaci leżących drzew. 

 
Na początku założyłem sobie dotrzeć do dwóch punktów z kategorii "Miejsca Straceń" a następnie uderzyć w wąwóz kolejki wąskotorowej prowadzącej znikąd donikąd.

Dotarcie do pierwszego z nich poprzedzone było mistycznym wręcz zdumieniem piękna natury nie tak dalece odbiegającego od starożytnego pojęcia zdziwienia filozoficznego w którym człowiek wykracza poza byt naturalny i daje się ponieść fali niewyjaśnionych zjawisk, których w żaden sposób nie jest w stanie rozgryźć w racjonalny sposób. Tak było przez pewien moment ze mną otoczonego zewsząd nieogarniętą potęgą.

Wręcz jak żona Lota zamieniona w słup soli zastygłem na dobre pół godziny, hipnotycznie wsłuchując się w wewnętrzną moc i magię puszczy. 

W drugim miejscu oddałem się refleksji nad znikomą naturą ludzką odnośnie przeszłych doświadczeń w obrębie własnego gatunku. Przyszło mi na myśl motto Zofii Nałkowskiej rozpoczynających jej cykl opowiadań Medaliony, iż to "Ludzie ludziom zgotowali ten los”. I mimo wszelkich okrucieństw jakimi siebie obdarowujemy od niepamiętnych czasów nic z tej lekcji historii nie wyciągamy. 



Kierunek - Kolejka wąskotorowa. 

Dotarłszy do głównego celu wędrówki rozpoczynającej podróż przed siebie, przysiadłem pod wiaduktem, zjadłem kanapkę, zagryzłem pomidorem i po otwarciu kolejnego wina ruszyłem torami w nieokreśloną dal na południe. 

Droga wydawała się nie mieć końca. Poczułem chwilę zwątpienia spotęgowaną narastającym zmęczeniem i upałem podgrzewającym zdradliwie alkohol znajdujący się w moim krwiobiegu. Postanowiłem odbić z wąskotorówki i wskoczyć na normalną kolej żywiąc nadzieję, że złapię pociąg do miasta.

Mijały kolejne kwadranse a tu nic. Pociągu nie słychać, nie widać, nie czuć. Za to ukrop bijący z nieba coraz bardziej staje się odczuwalny. Znużony tym bezcelowym oczekiwanie postanowiłem troszkę podejść wmawiając sobie pociesznie "a nuż dojrzę go nadciągającego powoli w kierunku peronu".

Jakże wielkie było moje rozczarowanie. Poczucie rozpaczy spotęgowało się we mnie do tego stopnia, iż postanowiłem legnąć jak nie żywy wprost na tory. Raz kozie śmierć pomyślałem i w złości oraz strachu zagryzłem zęby i przymknąłem oczy. 

Jednak tak leżąc sobie wyciągnięty na rozgrzanych szynach, wyczekując rychłej śmierci poczułem ponownie przypływ energii i chęci do dalszego wędrowania. Nie będę się zadręczał z racji braku rozkładu jazdy od dawien dawna niekursujących tu pociągów. Pociągnąłem dobry łyk wina i postanowiłem wrócić na wąskotorówkę. 

Odnośnie dalszego przebiegu mojej wyprawy mogę śmiało powiedzieć, że doznałem pełnego spełnienia jakie na swojej drodze doświadczył Janek Pradera. 

On miał jednak to szczęście, że za jego czasów kolejka wąskotorowa jeszcze funkcjonowała. 

                                                                                                                                            
_____ * _____


tu szyszki leżące na drodze
były moim przewodnikiem
a śpiew leśnych ptaków
wskazywał mi drogę którą mam iść
i zapomniana kolej 
biegnąca donikąd
jak stary szlak
wyznaczała mój bieg życia
i ja bezradnie poległy
poddany pod władanie losu chwili



Szamancikowi

6 komentarzy:

  1. ... jak i walka tocząca się między mną a moim sercem.
    Uściski ślę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Michał, cóż mogę powiedzieć? Zazdroszczę i puszczy, i kolejki, i wina. Przede wszystkim tej wyprawy wgłąb i do głębi.

    Z naszego "dawno temu", tego najbardziej mi brakuje. Może w głębię siebie jeszcze wtedy nie upadaliśmy z takim zapamiętaniem. Wtedy chyba nas świat bardziej ciągnął, a dziś to się tak jakoś zrównało.

    Piękna oniryczno-spirytualno-racjonalno-egzystencjalna wyprawa. :)

    Pozdrowienia, fizycznie z miasta, mentalnie skądś...

    OdpowiedzUsuń
  3. To "dawno temu" jest jednym z motywów wartych absolutnej pielęgnacji. W zestawieniu z dniem dzisiejszym pozostaje "upadanie właśnie z takim zapamiętaniem".

    PS: Wierzę głęboko, że jeszcze ruszymy razem tym szlakiem:)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na szczęście pod mostkiem zastygłeś też przy bezalkoholowym :) To dodało sił na dalszy marsz.

    OdpowiedzUsuń
  5. To była naprawdę znakomita wyprawa!

    OdpowiedzUsuń