poniedziałek, 30 grudnia 2013

Na koniec roku...

...zadałem sobie pytanie, czy istnieje coś co przyniosłoby mi permanentną radość życia.
Z racji tego, że znam siebie na tyle dobrze, odpowiedź nadeszła natychmiast - Nie!
Owszem jest całkiem spore zaplecze rzeczy, myśli, doświadczeń, doznań, które cieszą i nie mogę temu zaprzeczyć co w pewien sposób rani mój niespełniony nihilizm.
Stanowią one jednak rodzaj zadowolenia trwającego bliżej niekreślony fragment czasu, po czym nikną bezpowrotnie w mętnych rozpadlinach egzystencjalnych absurdów.

Po nowym roku muszę sięgnąć na nowo po Ciorana ;)

Akurat - Fantasmagorie

6 komentarzy:

  1. A czy jest ktoś permanentnie zadowolony z życia? Chyba nie.
    Jedyne co można zrobić to ograniczyć poziom frustracji codziennej :) akceptując fakt, że marzenia nie muszą się spełniać.

    Najlepszego w Nowym Roku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, czyli na nowo, życzę Ci spełniania się i ciekawych odpowiedzi na pytania :) ściskam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha!!! To "Hm" jest dla mnie wystarczającą refleksją by określić mój dalszy byt na tej niby mojej ojczyźnie. Pozdrawiam ciepło i życzę mrowia literackich sukcesów w nowym roku:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten poziom frustracji po 10 latach dopiero zaczyna się wzmagać...
    Czekam końca kwietnia by oszacować swoje przepowiednie. Dobrego życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  5. smutne to wiedziec ... o sobie na tyle żeby zdawac sobie sprawę że to owo coś nie istnieje .....
    a moze to sposób kształtowania nas od dziecka no bo to wkońcu ktoś za nas o wszystkim decyduje od początku .... rodzice , środowisko itd...
    patrzę na moje dziecko i jest takie proste nieskomplikowane i siedzi jak strzała prosto .... potem zacznie się garbic ....

    OdpowiedzUsuń
  6. dzięki, ja już czuję się jak u siebie :P

    OdpowiedzUsuń