niedziela, 1 lipca 2012

Końcowy ochłap

Najgorsza w tym wszystkim jest pamięć. To, że każdego pieprzonego rana kontynuujesz klepanie minut. Jak respirator podtrzymujesz ciągłość zdarzeń w jakie zostałeś wciągnięty w dniu narodzin. Zawsze można przerwać tę trywialną podróż, ale nie w tym rzecz. Przynajmniej teraz. Więc karmisz się tym posiłkiem jakim jest twój bieg życia. Bezustannie. Do końca. Do kresu sił i wytrzymałości wykuwasz we wszystkim w czym masz udział - swój osobisty poemat. A gdyby tak, każdy dzień był pojedynczym życiem, niemającym nic wspólnego z wczoraj, przedwczoraj, minionym rokiem, dekadą? Po prostu ciągły początek i koniec, będący kilkustronicową powieścią zawartą w jednym rozdziale bez rozgałęzień fabuły. Zupełnie inna forma doświadczania mentalnej bolączki...

Siekiera - Po Burzy

PS: I to byłoby na tyle jeżeli chodzi o pewien mało istotny wątek w jakże rozległym rozdziale. W sumie powinien być to koniec. Koniec mnie i koniec wymiotów wychodzących spod pióra. Gotów byłbym umrzeć bez ponownego odradzania się, gdyby nie ten mistyczny zakład z Czwartkowym Wzgórzem o dwa grosze, które dałem mu na przetrzymanie do następnego widzenia. Zatem pozostawiam jeszcze nutkę nadziei na kolejne wymioty. Niekoniecznie skierowane do odbiorcy, ale do siebie samego. Nie mam zamiaru pleść szubienicy profesjonalnego literaty lub obytego w budowie wiersza poety. Stawiam na nicość...

5 komentarzy:

  1. można i tak... siekiery lubię posłuchać, lubię

    OdpowiedzUsuń
  2. A można również zupełnie i owak, także przy siekierze...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, ze otwarłeś to okienko, w którym można dac znać, że lubię Cię czytać. I że nie chciałabym by to był koniec:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz rację, nie powinnam komentować.

    OdpowiedzUsuń