Teren między aleją Bieruta, ulicą
Koryznowej i Unicką miał dla nas jako dzieciaków magiczną moc. Zieleń, dziko rosnące drzewa,
gdzieniegdzie w większym skupisku tworzące miniaturowy lasek. Tam, w środku tej dziczy między walającymi się zepsutymi telewizorami, pralkami,
radioodbiornikami i zwałami śmieci z pobliskich domów, wdrążaliśmy w życie nasz sen o indiańskich wojownikach. Byliśmy jak rozjuszone stado małp, skaczących po drzewach, wspinających się po gałęziach oraz spadających z nich z impetem na ziemię. Nikt zbytnio nie interesował się wtedy rozrzuconymi po całym obszarze popękanymi macewami, wystającymi z ziemi kikutami nagrobków i pojedynczymi elementami historii, która już nigdy nie będzie miała swojej bogatej kontynuacji.
Przynajmniej na tym skrawku ziemi.
Czas płynął do przodu. Z biegiem lat to tryskające gęstą zielenią miejsce przestało mieć dla nas znaczenie na rzecz gry w kapsle lub noża. Koniec tego rozległego placu zabaw nastąpił
niespodziewanie pod koniec lat
osiemdziesiątych. Armia buldożerów wysłana z ramienia Zakładu gospodarki komunalnej i czynów społecznych w Lublinie w ciągu zaledwie kilku dni, zrównała z ziemią całą tę dziecięcą planetę. Grupy ludzi pod nadzorem speców od
zagospodarowywania przestrzeni i miejscowych
administratorów, metr po metrze
przeszukiwała rozkopaną
powierzchnię, wydobywając z niej resztki ludzkich kości. Wtedy też po raz pierwszy widziałem czaszkę. Narodziła się również refleksja dorastającego chłopaka nad miejscem niegdyś szalonych zabaw.
Pozostałości po tych, którzy tu spoczywali, jeżeli się nie mylę, zostały umieszczone w Izbie Pamięci oraz w pierwszej czynnej części cmentarza. Teren pokryto trawą oraz ogrodzono płytami na wzór macew, oddzielonych co kilka metrów olbrzymimi menorami. Latem, w skwarze słońca miejscowi pijaczkowie kucając w cieniu ich szerokich ramion raczą się tanim winem lub kilkoma butelkami piwa. Właściciele psów leniwie stawiają kroki na przecinających cmentarz wzdłuż i wszerz drogach. Na betonowym zadaszeniu pomnika
wzniesionego przez Fundację Sara i Manfred Bass-
Frenkel, flirtują zakochani wyczekując wieczoru. Wyglądając przez okno z mieszkania w którym spędziłem większość mojego życia, w mojej głowie tli się myśl: O czym wtedy myślą ci wszyscy ludzie, mając historię tego miejsca pod własnymi nogami...?

(Teren cmentarza jest poprzecinany ścieżkami zrobionymi z płyt. Każda kończy się lub zaczyna półokrągłym betonowym wejściem, których jest pięć.)

(Pod Menorą można spotkać pojedyncze lub grupowe elementy spożywające)

(Część ogrodzenia obejmującego teren cmentarza)


(Przed każdym z wejść widnieje krótka informacja z rysem historycznym miejsca)

(W tle po prawej widoczne wzniesienie, będące pomnikiem upamiętniającym tę część cmentarza. Natomiast, chen za drzewem po prostej miejsce
nieistniejącego już
samozwańczo-
egzotycznego placu do zabaw.)

(Tablica
informacyjna fundatora pomnika umiejscowiona przy wejściu do tzw. mauzoleum)

(Wejście)

(Rzut na to co znajduje się za bramką)


(Widok z okna mojego mieszkania na dawną centralę, za którą znajduje się druga część cmentarza, której poświęciłem ten wpis)
===========