niedziela, 1 grudnia 2019

62 dniowa posucha


Nadszedł grudzień. Zaraz po nim nastąpi styczeń. Dwa najbardziej znienawidzone przeze mnie miesiące roku. Przez kolejne 62 dni moje życie będzie się toczyć cyklem dogorywającej larwy owada w kokonie. W lustrze zamiast własnego odbicia będę doglądał ociekającą szlamem letargu i marazmu poświatę niegdyś ludzkiej a nawet sporadycznie pogodnej twarzy. Mój żywot skurczy się mentalnie do małego punktu, niczym niewidzialna krosta na dupie świata. Podrażniana mrozem, śniegiem, mżawką, deszczem, wiatrem, odwilżą, gołoledzią, mgłą, błotem, roztopami pęknie niczym nabrzmiały wrzód na początku lutego. Potem nastąpi ponowny proces odradzania się wyświechtanej fazy błahej egzystencji.

2 komentarze:

  1. Od stycznia to już droga w ramiona wiosny:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie od lutego. W styczniu nie istnieję, choć mam urodziny... ;)

    OdpowiedzUsuń