Czyżby koniec pewnych rozdziałów w zetknięciu z nowymi dopiero co rodzącymi się wywoływał skutek uboczny? Wzbudzał niepohamowany atak tęsknoty do miejsc które są, tylko nas w nich aktualnie nie ma? A może to tylko chwilowa niemoc stopniowo zanikająca z każdym dniem przybliżającym nadejście wiosny.
Nie będę zagłębiał się w błahą retorykę. Czarował odbiorców pięknem wewnętrznych wynaturzeń. Na koniec tylko utwór, który od wielu, wielu dni chodzi mi pozytywnie po głowie, choć w żadnym stopniu nie jestem fanem tego typu muzyki... No może poza tym właśnie wyjątkiem.
Łona i Webber "Wyślij sobie pocztówkę"
Słońce dodaje wiary. W dobre. Czasem w lepsze.
OdpowiedzUsuńA marazm? Czy nie jest tak, że lubimy szukać dziury w całym?
Chyba coś w tym jest. Inaczej nie moglibyśmy usiedzieć spokojnie na miejscu...
OdpowiedzUsuń