Mam takie przeczucie, że muszę chwilowo się gdzieś ukryć. Po prostu schować się pod zmarzniętą skorupę błotnistej gleby. Wmazać się w szary pejzaż nagich drzew, obumarłych łąk, zziębniętych pól. Zniknąć do odwołania w zwykłej codzienności z kilkoma rzeczami podtrzymującymi przy życiu moje funkcje wyobrażeniowo-myślowe. Nie wiem kiedy wrócę...
Ciekawe, ostatnio czuję podobnie. Może późna jesień to sprawia?
OdpowiedzUsuńJest w tym jakaś nuta prawdy. Aczkolwiek ta późna jesień za oknem ma strasznie trupielczy wymiar. Noc, szarość, gęsta mgła o widoczności do 5 metrów. Brudnawy śnieg...itp
OdpowiedzUsuńPoza tym cały gmach wewnętrznych lęków natury egzystencjalno-metafizycznej. Chcę zapaść się pod ziemię. Poczuć coś na wzór zimowego snu...