sobota, 5 kwietnia 2014

Krótko o poezji i tym czym jestem starając się nie być...

Poeta. Poezja. Cóż to oznacza? Czy być nim, czy tworzyć ją to pławić się we własnych spazmach dokonań, wcierać w siebie kartki z wydanych tomików oraz pielęgnować odciski na dupie po autorskich tournee? Czy też rwać sobie włosy leżąc w koncie zapity wobec kolejnej porażki jaką jest życie, gdzie resztki spływających z ust wymiocin przykrywają pożółkłe strony pięknych poematów, których z wyjątkiem samego twórcy nikt nigdy nie pozna ani nie usłyszy? A może w jakiejś unormowanej normalności zachowań i myśli, między jedną a drugą zmianą pieluch u dziecka lub po dwunastogodzinnym maratonie w fabryce pięć minut zapomnienia przelane na papier poprawiające wewnętrzne samopoczucie i koloryzujące codzienną rutynę? Wiele postaw, wiele twarzy. Piękno i tragizm nie dający się jednoznacznie zdefiniować. Poeta, poezja...

Brodząc w sobie w tej różnorodności dokonań i rozmyślań, kartkując stare notatniki, klikając myszką na dziesiątki zapisanych plików doszedłem do wniosku, że tak naprawdę stworzyłem jeden utwór z którego jestem najbardziej zadowolony, unikając jednocześnie intelektualno-emocjonalnego orgazmu:

 
Krajobrazy

drzewa, pola, lasy, łąki
krajobrazy, złote pąki
chmury, wiatry, deszcz jesienny
światło w ciszy, śmiech dziecięcy

mgła, grad, rosa, szron
żółte, liście, siana snop
dym z komina, ptaków śpiew
krajobrazy, świata śmiech

Wrzesień 1995



I to w sumie byłoby na tyle jeżeli chodzi o moje twórcze samouwielbienie.

2 komentarze:

  1. Świetny wiersz :) Podoba mi się forma, trochę przypomina monolog pana młodego z "Wesela" :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę nic dodać bo jak sam stwierdziłeś wiersz jest świetny i ja się z tym zgadzam ;)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń