Przemierzając ciemną ulicę szybkim krokiem, pozostawiam za sobą cienie ludzi, których tak naprawdę nigdy nie spotkałem w ten sposób, by choć przez chwilę móc przyjrzeć się ich twarzom z bliska. Ze stacji metra Tooting Brodway (taki mój personalny Bombaj) do miejsca w którym mieszkam, dzieli mnie mniej więcej dystans dziesięciu minut piechotą, krokiem umiarkowanym. Te dziesięć minut w zupełności wystarcza by podnieść, odszukać, zmienić, wyczyścić z życia to co nie zostało jeszcze podniesione, odszukane, zmienione, wyczyszczone. Tylko jak to zrobić skutecznie, tak aby pozostawić widoczny ślad w tym toku rozmyślania, przy prawie kompletnym braku głębszej motywacji? Gdzie jakiś absurdalny wewnętrzny głos rechocze ci prześmiewczo, że wszelki trud jaki wnosisz w życie jest jak kryształ stłuczony o zaokrąglony kant twojej umęczonej dupy. Wizja wewnętrznego głosu zostaje chwilowo zawieszona w próżni przez tajemniczego wąsacza rodem z Azji, który znika w mrocznej przecznicy z taką samą prędkością z jaką wynurzył się z przecznicy przeciwległej do tej w której się rozpłynął. Powrót do myśli zostaje odroczony na czas nieokreślony, a ja dalej przemieszczam się w kierunku mojego tymczasowego przeznaczenia w którym to, moje drugie przeznaczenie zesłane przez samego Boga zapewne już śpi, pochrapując lekko do spokojnej nocy.
Wzloty, upadki, wyrzeczenia, przyrzeczenia, próby, wieczna walka z własną niedoskonałością, z ciągle wręcz zawodząca "wolną" wolą, tym jest w większości nasze życie. Światełka nadziei dodają znikome elementy szczęścia i chwilowe wrażenie spełniania się. Ale cóż...
Zarys mojego ciała przed drzwiami frontowymi tymczasowego przeznaczenia o tej porze, zazwyczaj oznacza zbliżający się czas snu. Gdzie w końcu obok mojego prawdziwego przeznaczenia, zamykam oczy, jednocześnie zamykając kolejny rozdział mojego życia. Mogę teraz spokojnym oddechem (czasem nieco chrapliwym lub znerwicowanym) przygotować się na kolejny powrót...
...do rzeczywistości.
Tez bym chciala umiec tak pisac...
OdpowiedzUsuń