czwartek, 29 grudnia 2011

Zdążyć przed inwazją

"Przelotny widok Marsjan wydobywających się z walca, w którym przybyli ze swej planety na Ziemię, zafascynował mnie paraliżując me ruchy. Stałem po kalana we wrzosach, z oczami utkwionymi w skrywający ich nasyp, i czułem, że ścierają się we mnie strach i ciekawość. Nie miałem odwagi powrócić do jamy, równocześnie jednak pragnąłem namiętnie zajrzeć do niej znowu. Ruszyłem wreszcie wolniutko, wielkim łukiem, szukając jakiegoś punktu obserwacyjnego. Nadal nie odrywałem wzroku od nasypu, za którym schowali się przybysze."
G.H.Wells - "Wojna światów"

Przy dosyć pochmurnym niebie i chwilami mocno zacinającym deszczu, zdecydowałem się podjąć tę jednoosobową wyprawę. Wczesnym popołudniem, żywiąc ogromną nadzieję, iż nie jestem obserwowany przez żadne obiekty niezidentyfikowane, wsiadłem do ostatniego wagonu pociągu i zająłem miejsce przy drzwiach w całkowicie wyludnionym pomieszczeniu. Oddając się własnym myślom, ze stacji na stację zbliżałem się do uprzednio powziętego celu. Sytuacja była na tyle komfortowa, iż najbliższe 40 minut przyszło mi spędzić pod ziemią w tunelach metra. Groźba więc niebezpieczeństwa płynącego z nieba była minimalna wręcz śmiem sądzić znikoma.
Strachem napawała mnie jednak myśl, iż na Baker Street Station będę musiał zmierzyć się z otwartą przestrzenią oraz niepokojem płynącym z góry. Wizja inwazji i spotkania z istotami pozbawionymi skrupułów odebrania mi życia, przyprawiała mnie o gęsią skórkę, paraliżując jednocześnie moje ruchy. Obowiązek dopełnienia misji a z drugiej strony paniczny strach, wzbudzały we mnie mieszane uczucia. Jednakże nie było już możliwości odwrotu. Tak jak wspomniałem wcześniej, kontakt z otwartą przestrzenią, z dziesiątkami zatłoczonych ulic przez ludzi nieświadomych grozy zagłady jeszcze bardziej nasilały we mnie uczucie strachu i lęku.
Nie mając ani chwili do stracenia, szybkim krokiem udałem się w kierunku Circle Outer Street. Szarość nieba zdawała się pogłębiać. Serce zaczynało bić głośniej. Na czole pojawiły się pierwsze krople potu. Jeszcze tylko jedna przecznica dzieli mnie od osiągnięcia celu, zanim będzie za późno. Puls gna jak oszalały, w końcu zwalnia i w uldze ocalenia nieroztrzęsionymi już dłońmi sięgam po aparat, by tutaj na 13 Hanover Terrace zrobić kilka zdjęć miejsca w którym żył, tworzył i umarł jeden z moich ulubionych pisarzy z zakresu literatury science-fiction i nie tylko - Herbert George Wells.

Miejsce konkretnego pochówku nie istnieje, gdyż po jego śmierci 16 sierpnia 1946 roku ciało skremowano, następnie prochy rozsypano do morza.

Swój fotoreportaż kończę siedząc na ławce w Regent's Park, po przeciwnej stronie miejsca zamieszkania pisarza. Ciekawe czy ten skrawek ziemi bywał dla niego miejscem twórczych inspiracji, gdyż na pewno przechadzał się tutejszymi alejkami.

Pozbawiony już całkowicie strachu przed najazdem obcych istot postanowiłem zbierać się powoli do domu. Na wszelki wypadek zadarłem jeszcze raz głowę do górę w stronę nieba. Nic prócz ptaków, bo i cóż jeszcze. Przecież kosmici istnieją tylko w naszej wyobraźni. Choć czy aby na pewno...?

"Mamusia zawsze powtarzała mi, że potwory nie istnieją. Nie te prawdziwe. Ale one istnieją."

Ellen Ripley -
"Obcy - decydujące starcie"

środa, 28 grudnia 2011

Quasi drobinki

"Można wydziedziczyć człowieka, zabrać mu wszystko - jakoś sobie z tym poradzi, jakoś się urządzi. Jednej wszakże rzeczy tykać nie wolno, jeśli bowiem pozbawić go jej, będzie zgubiony z kretesem. Tą rzeczą jest możność - albo lepiej: rozkosz - użalania się nad sobą. Jeśli mu ją odejmiecie, jego dolegliwości przestaną go obchodzić, przestanie czerpać z nich przyjemność. Jakoś sobie radzi, póki może o nich mówić i je demonstrować, a zwłaszcza opowiadać o nich bliskim, aby ukarać ich za to, że ich nie doświadczają, że chwilowo są od nich wolni. A narzekając, daje do zrozumienia: Poczekajcie trochę, i na was przyjdzie kolej, nie wywiniecie się."

E. Cioran "Upadek w czas"


I jak tu pozostać biernym wobec tak szerokich możliwości uprawiania masochizmu myślowego. Nie wspominając już o słownym sadyzmie skierowanym do osób trzecich. Pozostaje tylko cierpliwość, częste wietrzenie uszu lub studzący umysł - strzał w pysk. W takich chwilach przepełnia mnie wdzięczność dla rodziców oraz małżonki za tę "bolesną" umiejętność, mającą na celu próbę zrozumienia moich fanaberii.

piątek, 23 grudnia 2011

Bez końca

fusy z kawy pokryte pleśnią
pod kaloryferem
wyschnięte niedopałki
szukają rozgrzeszenia
między bosymi stopami
wzrok utkwiony w okno
jakby wywietrzały
bez kolorów i określonej ostrości
wodzi martwo w obie strony
lewa
prawa
lewa
prawa
lewa
prawa_______

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Rozczarowanie

Wodziłem w zamyśleniu palcem po mapie świata. Czyniłem najrozmaitsze piruety, kombinacje, zygzaki, esy-floresy, szkice, prototypy figur geometrycznych. I wszystko na nic. Nie mogłem znaleźć odpowiedniego miejsca dla siebie. Zdenerwowany, ślizgiem zabrałem dłoń z kolorowych punktów globu ziemskiego. Podniosłem palec ku górze. Może tam spróbuje. Łzy w oczach. Mięśnie napinają się w bezradności. Niech to szlag. Wszechświat jest tak rozległy, a ja nie mam wystarczająco siły, by wyciągnąć dłoń więcej niż ponad własną głowę...

niedziela, 11 grudnia 2011

Patrząc na senne niebo wplątane w gąszcz gołych gałęzi drzew, droga do niego wydaje się być krótsza...

piątek, 9 grudnia 2011

Wieczorny spacer po pracy

Zakończywszy pracę, podstępny demon "upodlenia" kierowany moim wewnętrznym widzimisię, zaserwował mi nieplanowany powrót do domu. Razem z butelką taniej szkockiej pod osłoną nocy, odbyłem krótką wycieczkę po zatłoczonych ulicach Londynu. Idąc chwiejnym krokiem przy dość porywistym wietrze, wchłaniałem z zapałem świeżo rozdziewiczonego nastolatka, kolorowe tęcze świateł oraz zewsząd dochodzący mnie harmider ludzkiej aktywności. Dziwiąc się samemu sobie, iż jest jeszcze coś co może mnie urzec w tym gównianym mieście, dotarłem niechybnie do drzwi domu.

piątek, 2 grudnia 2011

Nie sen-tyment

znowu to obustronne
ugniatanie umęczonej poduszki
w bezsenności
otwartych oczu
pusto wypatrujących
zza zasłony rąbka
czarnego nieba
ciało zastygłe
w pozycji martwego człowieka -
frazes bicia serca
wsparty na zapomnianej
melodii utkanej z nut
pozbawionych pięciolinii życia

poniedziałek, 28 listopada 2011

Idę sobie

nie traktując uprzedzeń za przekonania
idę drogą pod wiatr
ignorując pory roku
nieogarnięta ilość pustych słów
odbija się rykoszetem od zaczerwienionych policzków
jednak wewnątrz ust wyczuwam dobry posmak
nie trzeba sięgać gwiazd
by zaleczyć własne ubytki
trzeba tylko odpowiednio spojrzeć
na piękno struktury
i zrozumieć własną niemoc

- owoc poniedziałkowego spaceru z Whitmanem

sobota, 26 listopada 2011

Już...

pora kończyć...
za mgłą
przez zacieki niemytych szyb
opadła twarz.
pora kończyć...
niedokończone strzępy słów
mama, tata, ja.
jakieś plany
na zakurzonych półkach
między zabawkami
z dzieciństwa -
walają się teraz
jak stada niezdefiniowanych słów.
pora kończyć...
nie ma już komu wymienić
wypalonych żarówek życia.
pora kończyć...
puchem zielonego mchu
wypełnić ciszę ust.

Desiderii Marginis - The sweet hereafter

poniedziałek, 21 listopada 2011

Autumn Ambient








W szarości rozmytych krajobrazów rodzi się refleksja. W oparach gęstej mgły skraplają się myśli. Łączone z wolna powiewem sennego wiatru oraz dźwiękami chrzęstu drobnych kamyków pod nogami, tworzą wizję przemijalności, której nie ostudzą najwznioślejsze nawet słowa otuchy.


Atrium Carceri - Memory Leak

piątek, 18 listopada 2011

Wstawka mówiona

Na kilka sekund mój "anarchistyczno-socjalistyczny" świat zawalił się absolutnie na wieść o tym, że rzekomy filozof z ekstremistycznej grupy "plackiem przed ołtarzem" został mianowany ministrem sprawiedliwości. (Jak dodrze wiedzieć, że sprawiedliwość obiektywna w tym wypadku zostaje nietknięta) . Dogorywałem chwil kilka nad tym zdarzeniem, zanim zaczerpnąłem pokrzepiającego oddechu w formie kwintesencji Sokratesa, że "często język wyprzedza myśli". Nie liczę na opamiętanie pana posła, gdyż wiem że fundamentalizm utopijny jest trwalszy, niż wszelkie nietrwałe materie tego świata... . Ale z drugiej strony gówno mnie to zresztą obchodzi ... .

czwartek, 17 listopada 2011

Tam gdzie kończy się chaos dnia...

Oderwać się od jałowego schematu wykonywanych czynności zapewniających tylko przetrwanie chwilowej w swoim trwaniu materii. Znaleźć się sam na sam w głębokim lesie, by w szumie niemych drzew móc poczuć w nozdrzach woń świeżej żywicy. Wcierać jej lepkość w palce dłoni. Żyć wiatrem i padającym deszczem. Utkać płaszcz z mchu i wtopić się w runo. Następnie zasnąć pogrążony w świecie mikroskopijnych odgłosów, tak dalece odbiegających w swoim brzmieniu od szarego, przerdzewiałego rutyną dnia codziennego...


Siekiera
- Idziemy przez Las

wtorek, 15 listopada 2011

XXL

Przechadzając się między półkami sklepów z artykułami spożywczymi dochodzę do wniosku, iż problem nadmiernego rozpasu brytyjskiej nacji (i nie tylko) tkwi w niebywale niskich cenach słodyczy oraz wszelkiego rodzaju przetworów kukurydziano-ziemniaczanych zwanych chrupkami lub dla bardziej wtajemniczonych - czipsami.
Dla przykładu: sześciopak batonów Mars lub Snickers mogę nabyć już za przysłowiowego funta. Podczas gdy płaca minimalna w Wielkiej Brytanii wynosi 6.08 GBP brutto za godzinę. Co w świetle prawa daje nam około 48/60 funta za ośmio/dziesięciogodzinny dzień pracy. Przekładając dniówkę na batony rezultat mówi sam za siebie.

niedziela, 13 listopada 2011

Zanim wyblakną kolory ...


Królewskie Ogrody Botaniczne w Kew - Londyn

sobota, 12 listopada 2011

Wewnętrzne dryfowanie

I znowu mała dawka Dark Ambientu na chwilowe otrząśnięcie namiastką innego wymiaru przeciążonych półkul mózgowych trwającym dniem. Przy kilkuminutowym wyciszeniu się oraz poddaniu pod władanie fali melodii, możemy dostąpić efektu wypunktowania naszej jaźni na płaszczyźnie czasoprzestrzenni i doznać wrażenia teleportacji nie ruszając się z miejsca. Wszystko zależy jednak od tego, jak użyjemy naszej wyobraźni. I czy w ogóle chcemy jej użyć. Dla tych, co nie chcą polecam przeuroczą piosenkę fantastycznej grupy Ich Troje - Powiedz. Teraz jednakże skupmy się nad epicentrum abstrakcji:


Vestigial - Pale Statues Of Nowhere

piątek, 11 listopada 2011

Okrutnik Losu

chciałbym czerpać
z twojego serca
naiwny człowieku
jak ze studni bez dna
majestatyczną słodycz
co wypełnia podstępem
uśpione zakamarki
zmysłów
syty doznań
oglądać
jak usychasz z wolna
trzymając ręce
zanurzone
w lepkiej bezradności
wodzony za nos
wiarą w słuszność sprawy

środa, 9 listopada 2011

Grając na nosie Shakespeare'a

"Nie ma sposobu wykazania, że lepiej jest być, niż nie być."

E. Cioran - Zły Demiurg

Co wobec tego z koniunkcją u sceptyków ???

poniedziałek, 7 listopada 2011

***


Zmrok przysłania
Lublin z wolna.
Tuli do siebie
zmęczone powieki.
Gdzieś tam,
między tysiącami
elektrycznych gwiazd
rozświetlających
okna domów,
dostrzegam
sylwetki rodziców
wpisane w pejzaż
dogasającego dnia.

sobota, 5 listopada 2011

Studnie

gdzieś
kiedyś
coś
metodą prób i błędów
zostało
poukładane
na miejsca
niekoniecznie w zgodzie
z przypisanym przeznaczeniem
i zapomniane
przez czas
mający w dupie
detale
oraz los
elementarnych istnień...

nigdy jednak
na odwrót

piątek, 4 listopada 2011

Lewitacje

Owszem, zaistniały stan w jakim się znajduję posiada pewne zalety. Jednak na dłuższą metę stopień wyciszenia przeszywający moje wnętrze wszerz i wzdłuż przyprawia mnie o nowy rodzaj pustki. Wszakże pozbawionej elementu niepokoju i czczego umartwiania się, ale zawierającej jakąś niezdefiniowaną lekkość prowadzącą mnie wprost ku otchłaniom myślowej nieważkości. Stopień oderwania od egzystencjalnych zmagań z zakresu urojeń i widm jest tak silny a zarazem tak bezboleśnie kłujący, iż mam problem rozpoznania siebie w samym sobie. Przyjmuję to wszystko razem z towarzyszącym mi spokojem nad wyraz łagodnie i poetycko. Co wcale nie oznacza, że pewnego dnia nie odrodzi się we mnie tak dobrze mi znana nuta chaotycznego hałasu.

Ku przypomnieniu różnorodności dźwięków:


Goatvargr - Goatsbane-Scapewolf

wtorek, 1 listopada 2011

Banał października - roku 2011

- Podobno [na Marszu Niepodległości - red.] po stronie lewaków mają się pokazać bojówki Antify. Antifa to takie Gestapo - tyle, że (na szczęście) źle zorganizowane. By być ścisłym: w ogóle jeszcze nie zorganizowane - pisze Janusz Korwin-Mikke na Wpolityce.pl i namawia swoich zwolenników do udziału w Marszu Niepodległości.
- Antifa powołuje się na korzenie anarchistyczne - ale czarna flaga schowana jest wstydliwie za dumnie się pyszniącą czerwoną. Z resztek czarnej można wykroić całkiem gustowną Swastykę - i umieścić pośrodku czerwonej flagi - analizuje Korwin-Mikke godło organizacji. Ostrzega, że członkowie Antify będą się starali zakłócić Marsz Niepodległości, w którym mają wziąć udział przedstawiciele Kongresu Nowej Prawicy.



Ja tak sobie nieśmiało myślę, że panu Korwinowi-Mikke kończy się z wolna "rezerwuar" filozoficznych koncepcji. Jeszcze zapewne kilka finezyjnych spostrzeżeń, odkryć czy intersubiektywnych sądów (bo takie zawsze znajdą swoich fanów) i trzeba będzie z powrotem zaszyć się w jaskini w celu odkurzenia pewnych zapomnianych idei oraz powtórnemu poddaniu się procesowi wnikliwej interioryzacji.

niedziela, 30 października 2011

Lapida 42

Nowe słowo wzbogacające swoim znaczeniem ubytki czystej polszczyzny. Jednocześnie maskujące syndrom tzw. chodnikowego talentu jednostek w bagnie medialnej masy - "celebryta".
W celu zachowania egzotyki i powagi w sposobie kopiowania dosyć płytkiego wizerunku zachodniego "high life-u", proponuję wymowę owego makaronizmu przez miękkie "s".

Na przykład:
Dziś nastąpiło otwarcie absolutnie mega prestiżowego sklepu markowego firmy GAP, na którym nie zabrakło obecności polskich selebrytów spragnionych nabyć w trybie natychmiastowym puchową bluzę z kapturem.
Lub też:
Z okazji zbliżających się Wszystkich Świętych morze polskich selebrytów różnych maści wypłynęło na ulice miast zachęcając swoimi wspaniałymi twarzami do hojnego ofiarowywania datków na konserwację zabytkowych nagrobków.

sobota, 29 października 2011

Płynność

w ruchu
wskazówek
zegara
dostrzegam
realność
upływającego
czasu

Londyn 2011

środa, 26 października 2011

Zapisane rozdziały

... jemy nasz gorzki chleb rozpaczy.
Z. Herbert "Prolog"

Pewne rozdziały zostają zamykane w sposób nieoczekiwany, nieprzewidywalny. Inne natychmiastowo, bez możliwości dopisania odpowiedniej puenty przed postawieniem ostatecznej kropki. Jestem wdzięczny przychylnym wiatrom, różnorodności jesiennych liści, wydeptanym szlakom przez wędrowców goniących niespełnienie, kroplom deszczu studzących rozpaloną twarz, kształtom chmur i ciszy okrywającej mnie niczym płaszcz przed zgiełkiem myśli za to, że mogłem paść ofiarą sposobu pierwszego. Pewne rozdziały zamykane są pieczęcią zapomnienia, kojone do wiecznego snu pierzyną kurzu. Ja zaś wierzę, że los słynący z płatania figli w przyszłości może użyczyć mi odrobinę powtarzalności zdarzeń. I nie oczekuję wiele. Tyle co zdmuchnięcie kurzu z pewnych kart i odczytanie ich na nowo w tej samej kolejności.

wtorek, 25 października 2011

Egoistycznie - To jest widok z balkonu naszego własnego domu :)

... a tam w dali już tylko puszcza, cisza i zapomnienie od miejskiego gwaru.

poniedziałek, 24 października 2011

Trzy chwile z Czechowiczem *


LUBLIN Z DALA

Na wieży furgotał blaszany kogucik,
na drugiej - zegar nucił.
Mur fal i chmur popękał
w złote okienka:
gwiazdy, lampy.

Lublin nad łąką przysiadł.
Sam był
i cisza.

Dokoła
pagórków koła,
dymiąca czarnoziemu połać.
Mgły nad sadami czarnymi.
Znad łąki mgły.

Zamknęły się oczy ziemi
powiekami z mgły.

1934


JESIENIĄ

w oknie chmur plamy deszczowa sieć
ogród to rdzawość czerwień i śniedź
w kroplach co ciężkie na brzoskwiń listkach
niebo kuliste błyska i pryska

słucham szelestów jesienny gość
mało wód szmeru szumu nie dość
czujnie czatuję rankiem przy oknie
gdy kwiat opada w kałużę ogniem

może usłyszę któregoś dnia
nutę człowieczą z samego dna
nutę co dzwoni mocno i ostro
a niebo całe dźwiga jak sosrąb

1939


CMENTARZ LUBELSKI

Zegary, twarze nocy niewesołe,
hasło podają: północ, północ!
Dołem
place konopne, lniane,
ulice - długie mroku czółna,
lamp łańcuchami spętane.

U krańca Lublina czworokąt czarny,
szumem poemat wiatrów skanduje.
Klony, brzeziny, kasztany, tuje
obsiadły wyspę umarłych.

Aleje głuche mamrocą nocą, jak rynny.
Blask blady gwiazdy samotnej opiera się o cień,
o bluszcz, żałobny barwinek,
paprocie.

Krzyże z marmuru, anioły brązowe srogo
stanęły na piersiach trumien.

Pieje kogut.

Napisy z bramy cmentarza w pamięci zakarbuj, zatnij:
"Oto teraz w prochu zasnę - z prochu wstanę w dzień ostatni..."

1934


*Józef Czechowicz (1903-1939) polski poeta pochodzący z Lublina.

piątek, 21 października 2011

Pragnienie

Ostatkami sił
ułożyć się w pozycji
embrionalnej
pod piedestałem
Twoich nóg
I zapłakać jak
dziecko
z zabawek ograbione
I zawyć jak
pies
na polu omyłkowo
postrzelony
Do Ciebie
Do Wszechświata
Do geometrii chmur
na niebie
Bez pretensji do nikogo
tak od siebie

Lublin 13-14. 10.2011
(uwieńczone w deszczu i niespełnieniu)
mojej żonie

wtorek, 18 października 2011

***

kropla nadziei
w załzawionych oczach
kwitnie lepszy dzień
Tacie

poniedziałek, 17 października 2011

Na zadupiu... czyli w środku wszystkiego, gdzie wyciszony oddech panuje jeszcze nad resztą ciała.















Pozwolę sobie zwieńczyć tę wyprawę moim hymnem. Tym razem dla podniesienia ducha - w wersji akustycznej. Wszakże wszystko to co się zaczyna, musi również posiadać ten "przysłowiowy" koniec, by móc narodzić się na nowo w wersji takiej lub owakiej. I tak w kółko, z krótszym lub dłuższym okresem wyczekiwania... .


KSU - To jest to

czwartek, 13 października 2011

***

jeszcze tylko
ten jeden raz
tak by poczuć
woń pleśniejącej jesieni
o zmierzchu...
za niedopitym piwem
w załamaniu światła
ostatki zachodu słońca
wplątane w złotą ciecz
poszczerbionej szklanki
przełykam
próbując nie zasnąć

Lublin 08.10.11

środa, 12 października 2011

***

idę jak ślepiec
nie znając nawet
nazw ulic
wiatr wykręca
mi nogi
w twarz biją
martwe liście
zmieszane z deszczem
i błotem
wokół tłum obcy
wbija w plecy
spojrzenia
idę jak ślepiec
chwiejnym krokiem
wykorzeniony z czasu
łzę z oka
mieszam palcem
w ulicznej kałuży

Lublin 06.10.11

wtorek, 11 października 2011

Ponownie, chwilowo na starych śmieciach. Depcząc żółte liście odświeżam okruchy pamięci. W oczy wdzierają się twarze z "loży szyderców i manipulatorów" dumnie wiszące na latarniach ulic, słupach wysokiego napięcia i przydrożnych drzewach. Szkoda, że tylko w formie papieru i dyktowej deski...

___ * ___

Spostrzegłem, że z coraz mniejszą ilością miejsc utożsamiam się emocjonalnie. Wszystko ulega tak szybkim zmianom. Wyjątek stanowią obrazy, które niczym groby, zakorzenione są głęboko w mojej głowie. Tych nie dosięgną żadne metamorfozy...

Lublin 02.10.11


piątek, 30 września 2011

***

Przede mną okres kilkunastu magicznych dni, podczas których oddam się dobrowolnie pod władanie jesiennej aury. Zapewne nie przyniosą mi one emocjonalnej łagodności na przyszłość. Stworzą raczej nowy balast, który jak uciążliwy garb będzie ciążył na moich plecach wzbudzając łkanie do niezdefiniowanego. Ale czegóż to "poeta" nie zrobi, by ponieść się chwili spełnienia póki jest ku temu sposobność. Z quasi-cierpieniem będę się zmagał później... .

środa, 28 września 2011

Miasto, którym się dławię...



...budzi się z wolna, leniwie ze snu.

poniedziałek, 26 września 2011

Zwodnicza akustyka

dziś w południe
wypuściłem gwar miasta
przez okno do pokoju
wypełnił przestrzeń momentalnie
chaotyczny splendor dźwięków
jak zmieszane farby
na palecie malarza
wlewał się w uszy
udając strumień wody
i odgłosy miejsc
w których stygną myśli

sobota, 24 września 2011

Wyborcza wazelina...

...po raz kolejny wypłynęła na ulice miast. Wślizgując się we wszystkie możliwe otwory piętnuje manipulatorskim frazesem pojęcie "zbiorowej odpowiedzialności" za lepsze jutro.

Dezerter - Odnowa

środa, 21 września 2011

***

mam zniszczone dłonie
jak ziemia pokryta szronem
późną jesienią
lecz spod palców
wciąż wychodzą wiersze
jak ptaki 
co przed odlotem
do ciepłych krajów
zmieniły zdanie
i postanowiły zostać

poniedziałek, 19 września 2011

Lapida 41

5.30 rano. Przy wtórze jeszcze słabej pary ulatującej z ust za każdym oddechem, rzucam się w wir wolno zaludniającego się miasta. Głosy stają się coraz gęstsze i wyraźniejsze. Cienie nabierają kształtu i ostrości. Gwar samochodów przyspiesza i pomnaża się z minuty na minutę. Nim zdążysz oprzytomnieć z dławiącego cię półsnu, cichy i wyludniony labirynt staje się w jednej chwili ruchomą, pulsującą masą blachy, gumy, plastiku, materiału i żywej tkanki. Nastał kolejny dzień.

piątek, 16 września 2011

czwartek, 15 września 2011

Przejście

W ostatnie dni lata
dotyk Twoich ust smakuje inaczej
Można już wyczuć koniuszkiem języka
aromat suszonych owoców
Głównie śliwek i moreli
W ostatnie dni lata
sposób w jaki patrzysz wygląda inaczej
Można już dostrzec nagość drzew
i bukiet żółtych liści w wazonie na stole
W ostatnie dni lata
przyodziana w wilgotny płaszcz z rosy i mgły
bosymi stopami pokrywając szronem zieleń
przeobrażasz się dla mnie w jesień

Mojej żonie

wtorek, 13 września 2011

Z przymusu dla zasady

Nastąpił drugi okres wewnętrznego wypalenia. Z trudem przychodzi mi kontrola nad wewnętrznymi emocjami. Hamowany "szufladkową" wizją ciepłego i sielankowego klepania egzystencji w zacisznym koncie własnego bytu, nadstawiam posłusznie karku jak zastraszony bezpański kundel, który uprzednio dla uzyskania chwilowej rozkoszy bezpruderyjnie wytarzał się w gównie. Każde pociągnięcie "słownym" batem zadane przez bezmózgowca stojącego nade mną niczym sutener, wprawia mnie w szaleńczą rozpacz i zdezorientowanie. O tak! - myślę, im mocniej, tym jaśniej jawi mi się kolejny dzień powolnego wyzwolenia, jakim jest przejście z jednego stolca w drugi. Pierdolony masochizm w imię zasad nadanych nam przez odgórnych manipulatorów.

poniedziałek, 12 września 2011

Powoli

już powoli
słońce swym spojrzeniem
zieleń liści
w żółtą aureolę przyobleka
już powoli
wieczorny chłód przeszywa rękę
dotykającą łona skoszonej trawy
i polny owad
z wolna zaczyna
szukać schronienia
przed coraz krótszym dniem
puste półki
piwnicznego półmroku
zaczynają zapełniać się
przetworami
a w kuchni podczas kolacji
trzeba już zapalać światło
przez otwarte okno
wdziera się zapach palonego
gdzieś ogniska
na tle nieba
pogrążającego się we śnie
już powoli
kolejny rok
chyli się leniwie
ku końcowi

czwartek, 8 września 2011

Płynność

Bosques de mi Mente - Un nino que ya no existe jugando con el viejo piano

Oczami tęsknoty widziałem twarz ojca i matki. Na starych fotografiach zastygłą w uchwyconej pozie. Uwiecznioną, bez możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu, choćby najmniejszego drgnienia. Nostalgiczny moment uwięzienia czasu na chropowatym kawałku papieru. Tymczasem na ganku coraz więcej pożółkłych liści, nieubłaganie spychanych w szary ceglany kąt przez nadąsany wiatr. Da się wypatrzeć kasztana, klon i topolę. Za szybą w ulicznym gwarze, te same twarze pod różnymi obliczami nieba, wydeptują ten sam monolog na betonowych płytach i asfaltowych połaciach. Moje okno na fragment świata utrwala obrazy krótkotrwałe, bez możliwości ich uwiecznienia. Żywy obiektyw przemijalności, zniekształcany czasem przez krople padającego deszczu. Póki słychać bicie serca a w żyłach daje się wyczuć puls - będzie trwać strzępiony upływem czasu.
Rodzicom

środa, 7 września 2011

Skaza

już wygasam
jak znikająca gwiazda
z horyzontu nieba
już cichnę jak
wiatr który
z wyczerpania
postanowił się zatrzymać
dreszcz zmęczenia
drżenie powiek
w rękach zwiędły pęk
polnych kwiatów
w miejsce serca -
pęknięty wazon
co nieszczelnością swoją
daje upływ życiu

poniedziałek, 5 września 2011

***


uroki września
pod nogą zamiast piłki
brązowy kasztan

sobota, 3 września 2011

Hipoteza

"Poeci nigdy nie zabijają" - rzekł Humbert - ekscentryczny bohater powieści Nabokova Lolita.
To czy się mylił, czy też mówił prawdę nie gra w tej chwili żadnej roli. Przyjmijmy zatem w ślepo tezę, iż poeci nigdy nie zabijają... i rozwińmy ją o własną teorię:

Poeci nigdy nie zabijają. Poeci tylko drążą końcówką pióra zadane rany. Rozprowadzają wyciekającą krew niczym atrament na zatrute przekleństwem, jarzmem rzeczywistości arkusze papieru. Po czym zakrzepłe już poematy przykładają skwapliwie do niegojących się miejsc jak zatruty opatrunek, i z rozdartym sercem przypatrują się jak na nowo napływają ropą i wdzierającym się zakażeniem, nie potrafiąc jednocześnie zaprzestać tego precedensu.

czwartek, 1 września 2011

Z pożółkłej karty VIII


***

kiedy siedzę w moim pokoju
czasami słyszę za oknem bicie dzwonu
ktoś znowu odszedł
ktoś płacze
żałoba

Lublin 1996


Jeden z moich pierwszych wierszy. Właściwie co do dokładności chronologicznej to drugi. Zrodził się z refleksji jaką niosło za sobą echo bicia dzwonów z pobliskiego cmentarza, na który to właśnie wychodziły okna naszego mieszkania w bloku na ósmym piętrze.

środa, 31 sierpnia 2011

Z pożółkłej karty VII

Żale

Nie sztuką jest Panie i Panowie
zrobić coś by wszyscy to chwalili.
Podziwiając zewnętrzne oblicza ludzi
baczcie więc byście się nie sparzyli.

Gdyż wielu już było takich
co w rozczarowaniu uschli.
Pogrążeni w smutku porażki
zwątpienie odziedziczyli.

Dlatego nie otwartych oczu
lecz głosu serca szukaj.
Byś mógł uniknąć w życiu
wielu zranień swego ducha.

Lublin-Londyn 1996-2011

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

***

nade mną taka cisza
wplątana w całą szerokość
ptasich skrzydeł
przecinających niebo
jak nóż papier
na dole tu
by usłyszeć jej szept
najlepiej zaraz po deszczu
muszę oprzeć
zepsuty parasol
o krawędź ławki
i zadrzeć głowę
do góry
wspinając się na palcach
jak upadły Ikar
chcący oszukać słońce

niedziela, 28 sierpnia 2011

***

moje wnętrze
to nie tylko mięso, żyły,
tętnice i kości
moje wnętrze to także
siedlisko mikroskopijnych
myśli i miniaturowych bić serc
garderoba różnorodności
wystarczy przeszyć
jednym wbiciem igły
dowolny rozdział tej pulsującej
życiem całości
by wszystko ustało
oddając głos ciszy

sobota, 27 sierpnia 2011

Kaprys

Hegel
wypatrzył w świecie idei
- ducha
co świadomością
się zwał.
W przypływie
dobrej pogody
wrzucił go w świat
w formie trojakiej.
Kopniakiem ponaglając
zlecił, by siał
zamęt w obrębach
czterech żywiołów.

na rocznicę 241 urodzin

czwartek, 25 sierpnia 2011

Zator

Mam jakiś wewnętrzny zator - myślowy.
Ostatki abstraktu (Jeden z moich ulubionych sposobów postrzegania świata. I to nie jako całości lecz pojedynczych, dogodnie wybranych fragmentów pozbawionych większych powiązań między sobą. Dlatego, tak daleko mi zawsze do konkretu i umiejętności właściwego sprecyzowania się) zmieszałem z resztką fusów po kawie w zdeformowanym plastikowym kubku. Uzyskaną zawiesinę niczym czarną błotnistą breję, wylałem jednym pociągnięciem ręki na kompost twórczych koncepcji. Niech zarosną chwastem, ostem i innym ścierwem. Może kiedyś coś wyłuskam podczas umysłowego pielenia...?

sobota, 20 sierpnia 2011

***

jestem jak konający
konar ściętego drzewa
leżący bliżej gwiazd
przypatrując się Tobie
idącej polną drogą
obumieram stopniowo
za każdym razem
gdy znikasz
za horyzontem
razem ze słońcem
wplecionym we włosy

mojej żonie

piątek, 19 sierpnia 2011

Przebudzenie

dotychczas nie przebierałem
w różnorodności kształtów
pobitych i roztrzaskanych
przedmiotów

z trudem łączyłem jedno z drugim
lecz potrafiłem sklecić ciągłą
nie obyło się bez pociętych palców
i kropli krwi spuszczanych
w imię celów wyższych

sam już nie wiem ile czasu
zajęło mi zrozumienie
tej groteskowej prawdy
tego suchego klapsa w pysk
na przerwanie snu słodkiego:

kurwa! człowieku
obudź się i pamiętaj:
- nie jesteś iluzją
w kserokopii świata!

czwartek, 18 sierpnia 2011

Schnące źródła poznania

Rozglądając się dookoła siebie, wchłaniając wszelkie zachodzące zmiany, coraz bardziej nabieram przekonania, że czasy arystotelesowskiego "zdumienia" lub jasperowskiego "przebudzenia" bezpowrotnie minęły. Rozpłynęły się we mgle powierzchowności wnikania w istotę rzeczy opartą już tylko fundamencie, którego trzon stanowi tzw: gdybanie do pustego wiadra.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

***

w niemrawości
w zamroczeniu myśli
pieprząc zdanie świata
jestem częścią własnego
wymiaru -
wykresem w farsie życia

niedziela, 14 sierpnia 2011

Podróż

czy kiedyś jeszcze
w szumie głosu narratora
prowadzącego śpiących
do stacji docelowych
dojrzysz w tłumie
i obojętnym świście
mijających się pociągów
twarz obdartą ze słonecznego
światła
twarz grymasem próbującą
obrać właściwy cel podróży
stawiając wyzwanie
widmo - peronom

piątek, 12 sierpnia 2011

Zamieszek w Anglii ciąg dalszy...

... wandalizm nie zna granic.
Manchester Riots 2011

wtorek, 9 sierpnia 2011

London burning ...


Londyn płonie?

Można tak powiedzieć, śledząc ostatnie wydarzenia w poszczególnych dzielnicach miasta. Tottenham, Brixton, Peckham, Lewisham czy dzisiejsze Croydon. Sceny wyjęte niczym z państwa ogarniętego wojną domową lub zbliżającymi się spotkaniami Panów mieniących się właścicielami świata z cyklu G - coś tam. Jednakże w moim skrajnie skromnym subiektywnym odczuciu nic z tych rzeczy. Nie znajduję tu również żadnego racjonalnego usprawiedliwienia typu: recesja gospodarcza lub inne problemy ekonomiczne Wielkiej Brytanii.

Zaistniała sytuacja, dziwnym trafem spowodowana nagłą śmiercią bliżej nieokreślonego 29 latka hasającego swobodnie po centrum z niezarejestrowaną bronią (został on zastrzelony w trakcie wymiany ognia z policją), najprawdopodobniej stała się powodem wylęgu na ulice Londynu dziesiątek "chuligańskich band śmieci nazywających się gangami"*.

Zamaskowana, różnokolorowa masa ludzi w różnym wieku (najmłodszy szabrowniczek miał 7 lat) zalewająca po zmroku w szale destrukcji miasto jest moim zdaniem wynikiem tzw: poprawności politycznej, szeroko zakrojonej tolerancji (z której ku własnej zgubie Anglia tak się szczyci - przynajmniej publicznie, bo prywatnie sprawa ma się zupełnie inaczej i nie tak tęczowo, jak to możemy zobaczyć w mediach) i najwyraźniej powolnym znużeniem serwowanym jak na dłoni dobrobytem, włączając w to wszelkie przywileje socjalne, na które nie tylko obywatele (wbrew opinii publicznej) państw bloku wschodniego się łaszą.

Mniejsza o to. Można postawić sobie również pytanie retoryczne - O jakim zakresie bezpieczeństwa możemy dyskutować jeżeli w mieście o liczebności większej niż cztery Warszawy łącznie, większość "stróży prawa" nie posiada przy sobie broni palnej i stanowi raczej element turystycznego folkloru do pozowania do zdjęć, niż do ewentualnej nieprzewidzianej akcji prewencyjnej... .


* lekka modyfikacja fragmentu tekstu piosenki "Uliczna kultura" zespołu De Facto.
PS: Wszystkie zdjęcia pochodzą z portali informacyjnych z internetu.

sobota, 6 sierpnia 2011

***

po drodze do nieba
zrobię nieplanowany
przystanek
i zabiorę Cię na lody
te owocowe
które wielością smaku
podrażniają piekielne otchłanie
i nikt nam nie będzie
podczas ich grzesznej konsumpcji
prawił kazań na temat dobra i zła
to co spłynie po brodzie
ziemia przyjmie z pokorą
resztę zabierzemy w sobie
i luźnym krokiem
ruszając przed siebie
będziemy kopać kamienie
na zakurzonej żwirówce

Dialog dla wernisażu o 20.30. czasu polskiego...

Ja tylko w alkoholowym rozmachu pozytywnych inspiracji poetycko - artystycznych chciałbym uchylić czoła dla tych , którzy czytając ta sekwencję zabiorą ciepły promień uznania dla wnętrza ich twórczych serc!!!

środa, 3 sierpnia 2011

Dialog mogący w ogóle nie posiadać czasu, miejsca i zajmowanej przestrzeni słownej


- Spójrz jak tu jest pięknie! Przecież ten krajobraz stanowi nierozerwalną część ziemi po której na co dzień stąpasz. Jest integralną, nierozerwalną składnią tej pieprzonej planety! Więc o co Ci do kurwy nędzy chodzi??!
- Możliwe, ale to nie jest to!
- ???
- Nie ujmując pięknu, ale to zdecydowanie nie jest jedna z tych integralnych cząstek powierzchni w której mógłbym doświadczyć absolutnego zatracenia. Przykro mi. Poczekam jednak na swój kawałek.


* zdjęcie pochodzi z odkurzonych starych zbiorów, więc co do jego autorstwa nie jestem w stu procentach przekonany. Natomiast jeżeli chodzi o facjatę pierwszoplanową to jestem w stu procentach przekonany o jej autentyczności ;)