piątek, 24 kwietnia 2020

czwartek, 16 kwietnia 2020

Przez chwilę...


To był moment w którym na chwilę zapomniałem o wszystkim.

O kończącej się normalności. Postrzeganiu świata jako całości. Zachodzących zmianach drążących w nas długotrwałe piętno lęku, obaw i niepewności. O tym, co ma dopiero nastąpić i nie będzie wróżyć niczego dobrego na przestrzeni kolejnych miesięcy. O tym, że będę zmuszony (o ile wciąż będę) wpasować się w nową rzeczywistość i sprostać jej nowym wymaganiom. Itd i itd...

To był moment w którym na chwilę zapomniałem o wszystkim...

Przede mną w błogiej ciszy i podmuchach wiatru roztaczał się tylko rozległy pejzaż sięgający aż po horyzont moich myśli i mojej wyobraźni.

wtorek, 14 kwietnia 2020

Taplając się w Gównie


"Rów w którym płynie mętna rzeka
nazywam Wisłą. Ciężko wyznać:
na taką miłość nas skazali
taką przebodli nas ojczyzną"


                                                       Zbigniew Herbert "Prolog" 





Nawet jak na filozofa realizującego swoje ambicję jako kelner od nastu lat jest dla mnie rzeczą niepojętą i wykraczającą poza wszelką metafizykę i transcendentalność, obraz państwa w którym żyję po powrocie z tzw: saksów.
Kurwa; ten kraj jawi mi się jako jedna wielka pomyłka i nieporozumienie. To jakiś niewytłumaczalny absurd w którym my wszyscy jako jakiś ślepy bądź bezmyślny suweren maczamy palce, zachowując jednocześnie postawę ciastkarza lepiącego pączki z gówna.
 

A robi się coraz gorzej. 

Po tylu latach ucisku i trzymania nas za łeb przez Kraj Rad nie dostrzegamy możliwości postępu i światełka w tunelu. Darów jakie zostały nam dane. 

Może nie chcemy...
 

Czekam czasu, kiedy zaistnieje możliwość wywiezienia tego całego jebanego tałatajstwa w taczkach na kupę gnoju.
 

A prędzej czy później to nastąpi.
 

Musi nastąpić...

Inaczej nie będziemy ludźmi, tylko pacynkami.

poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Jak wysuszony Zombiak


Siedzę, chodzę, czytam, jem, słucham, wydalam, śpię
Wydalam, śpię, słucham, jem, chodzę, czytam, siedzę
Jem, siedzę, słucham, wydalam, śpię, chodzę, czytam

Już nie liczę dni. W miarę normalnie funkcjonowałem do 13 marca. To bodajże był mój ostatni dzień w pracy. Potem wszystko przygasało, aż dekretem rządowych "troszczycieli" zostało ograniczone do minimum i w ostateczności zamknięte do odwołania. Teraz powłóczę nogami w każdy dostępny metr mojej zagrody. Oczy już mnie bolą od czytania, uszy puchną od słuchania. Cisza pola na które wymknę się czasem o zmierzchu koi harmider myśli pod blaskiem gwiazd. I tylko chwilowo przemknie przez głowę moment zdziwienia i niedowierzania:
Kurwa to się naprawdę dzieje a będzie jeszcze gorzej...