G.H.Wells - "Wojna światów"
Przy dosyć pochmurnym niebie i chwilami mocno zacinającym deszczu, zdecydowałem się podjąć tę jednoosobową wyprawę. Wczesnym popołudniem, żywiąc ogromną nadzieję, iż nie jestem obserwowany przez żadne obiekty niezidentyfikowane, wsiadłem do ostatniego wagonu pociągu i zająłem miejsce przy drzwiach w całkowicie wyludnionym pomieszczeniu. Oddając się własnym myślom, ze stacji na stację zbliżałem się do uprzednio powziętego celu. Sytuacja była na tyle komfortowa, iż najbliższe 40 minut przyszło mi spędzić pod ziemią w tunelach metra. Groźba więc niebezpieczeństwa płynącego z nieba była minimalna wręcz śmiem sądzić znikoma.
Strachem napawała mnie jednak myśl, iż na Baker Street Station będę musiał zmierzyć się z otwartą przestrzenią oraz niepokojem płynącym z góry. Wizja inwazji i spotkania z istotami pozbawionymi skrupułów odebrania mi życia, przyprawiała mnie o gęsią skórkę, paraliżując jednocześnie moje ruchy. Obowiązek dopełnienia misji a z drugiej strony paniczny strach, wzbudzały we mnie mieszane uczucia. Jednakże nie było już możliwości odwrotu. Tak jak wspomniałem wcześniej, kontakt z otwartą przestrzenią, z dziesiątkami zatłoczonych ulic przez ludzi nieświadomych grozy zagłady jeszcze bardziej nasilały we mnie uczucie strachu i lęku.
Nie mając ani chwili do stracenia, szybkim krokiem udałem się w kierunku Circle Outer Street. Szarość nieba zdawała się pogłębiać. Serce zaczynało bić głośniej. Na czole pojawiły się pierwsze krople potu. Jeszcze tylko jedna przecznica dzieli mnie od osiągnięcia celu, zanim będzie za późno. Puls gna jak oszalały, w końcu zwalnia i w uldze ocalenia nieroztrzęsionymi już dłońmi sięgam po aparat, by tutaj na 13 Hanover Terrace zrobić kilka zdjęć miejsca w którym żył, tworzył i umarł jeden z moich ulubionych pisarzy z zakresu literatury science-fiction i nie tylko - Herbert George Wells.
Miejsce konkretnego pochówku nie istnieje, gdyż po jego śmierci 16 sierpnia 1946 roku ciało skremowano, następnie prochy rozsypano do morza.
Swój fotoreportaż kończę siedząc na ławce w Regent's Park, po przeciwnej stronie miejsca zamieszkania pisarza. Ciekawe czy ten skrawek ziemi bywał dla niego miejscem twórczych inspiracji, gdyż na pewno przechadzał się tutejszymi alejkami.
Pozbawiony już całkowicie strachu przed najazdem obcych istot postanowiłem zbierać się powoli do domu. Na wszelki wypadek zadarłem jeszcze raz głowę do górę w stronę nieba. Nic prócz ptaków, bo i cóż jeszcze. Przecież kosmici istnieją tylko w naszej wyobraźni. Choć czy aby na pewno...?
"Mamusia zawsze powtarzała mi, że potwory nie istnieją. Nie te prawdziwe. Ale one istnieją."
Ellen Ripley - "Obcy - decydujące starcie"