czwartek, 28 stycznia 2021

W drodze z pracy...

To nie była zbyt rozsądna decyzja. Zwłaszcza po nieprzespanej nocy. Ale postanowiłem jako pierwszy od czasu wielkiego śniegu przetrzeć szlak z pracy do domu wiodący przez las. Wszakże dystans dzielący mnie od dziczy do cywilizacji nie był zbyt odległy, to jednak po kilkunastu metrach byłem już zupełnie wyczerpany. Brodząc w ponad pół metrowych zaspach, skrywających pod swoim białym puchem utarte ścieżki tak dobrze mi znane w bezśnieżnych porach, wędrowałem do przodu, krok za krokiem łapiąc łapczywie każdy oddech. Przemoczony, ale przepełniony jakimś niezrozumiałym szczęściem, parłem uporczywie naprzód. Żywej duszy ni za mną ni przede mną. Tylko martwa cisza i głucha potęga, wykraczająca ponad moje nikłe człowieczeństwo, gdzie jedyną oznaką życia była hipnotyzująca praca dzięciołów skrytych na gałęziach drzew pokrytych ciężkim, mokrym śniegiem. I tak przemierzając ten puszysty szlak zupełnie obojętny na moją obecność, poczułem się przez chwilę jak Janek Pradera, zmierzający niby donikąd a jednak gdzieś. I tylko w całym tym chwilowym śnieżnym szaleństwie brakowało mi tej miniaturowej ciuchci, ciągnącej za sobą wagoniki wypełnione drzewem, gdzie maszynista Bartoszko zaoferowałby mi podwózkę. Zamiast niej, miałem pod nogami tylko przysypany śniegiem wąskotorowy martwy trakt, który niegdyś tętnił życiem...





sobota, 23 stycznia 2021

Wartownicy złudnego Czasu

bladym świtem
chłopcy okupują
brudne skwery
przydrożnych sklepów
niektórzy jeszcze całkiem młodzi
jeszcze wąs panieński
pod nosem się iskrzy
inni już wiekowi
starzy i sflaczali
jak przysłowiowe
próchno w lesie
i dla jednych i drugich
czas nigdy nie stoi
w miejscu
każda chwila jest dla nich
jak Bóg da
"wdowim groszem"
każdy moment
to przy dozie szczęścia
kolejny łyk wina
kojący przełyk
(przy którym Piłat
zaciera ręce)

a umęczony uśmiech
Chrystusa
zwisającego krzywo
nad ladą
posyła im błogosławieństwo
na przyszłe dni

 

  sobie, tych których znam i znałem

sobota, 16 stycznia 2021

Sypnęło...

 

Sam śnieg jak i pora roku jaką jest zima wpływa na mnie w olbrzymiej mierze depresyjnie i zniechęcająco. Nie lubię tego okresu na równi z nienawiścią jaką darzę miesiąc grudzień i styczeń. No ale stało się. Sypnęło. I to całkiem nieźle. I ciągle sypie. I nie zamierza przestać. Kurwa, ja pierdolę - życiowe motto Miauczyńskiego, będzie mi teraz towarzyszyć ilekroć chwycę za mój mój ulubiony przyrząd do odśnieżania. A przecież mogło być inaczej. Piękniej, cieplej, bardziej komfortowo i minimalistycznie. Tak jak lubię teoretycznie. Bo w praktyce mam to co mam. I to jest piękne... :)

 


 

niedziela, 10 stycznia 2021

"Wycięty"

nie mam pretensji do
ścian w których żyję
rzeczy codziennego użytku
traktuję z przymrużeniem oka
każdego dnia wyciskam z potem
swoją polskość "wzniosłą"
wartości narodowe
działają na mnie
jak ucisk w kroczu
raz za razem kiedy stawiam
krok do przodu...

...jakiś skurwiel cofa mnie
mentalnie wstecz

piątek, 1 stycznia 2021

31 grudnia w Hotelu

Puste korytarze, ciemność i cisza wypełnia wszystkie piętra. Co najwyżej czerwone diody kamer oraz zielonawe światło spod ewakuacyjnego znaku emanują smętną poświatą pomiędzy zastygłymi drzwiami hotelowych pokoi. Sale bankietowe, które o tej porze wypełniał roztańczony tłum, muzyka, alkohol i zapach serwowanego jedzenia, tkwią teraz w jednostajnej martwocie, oddychając sporadycznie iskrą życia jaką daje im blask ulicznych latarni wdzierający się przez szczeliny opuszczonych zasłon. Dzisiaj nikt się tu nie bawi z wyjątkiem mnie. Samotnie przedzierającego się z latarką przez labirynty wygasłych pomieszczeń pod osłoną nocy niemo witających nowy rok.

PS: Nocna refleksja z kategorii - Jak nie kelnerujesz to stróżujesz :)