środa, 31 grudnia 2008

Ze starego w nowe (nigdy na odwrót)

Tylko spokojnie, bez zbędnych wrażeń i emocji. Wszakże to tylko 31 grudnia roku bieżącego, którego końcem jest najzwyklejszy początek z zachowaniem różnicy jednej cyfry. W tym przypadku z ósemki na dziewiątkę. Jakieś większe zmiany... wątpię. Doskonałości nam nie przybędzie a od postanowień głowa boli. Kogo kryzys nie dotknie zachowa życie i majętności (życia sobie nie wydłuży, najwyżej skróci). Ale nie myślmy teraz o takich drobnostkach. Bądźmy pozytywni. Jak tylko to możliwe, trzymajmy rękę jak najdalej od nocnika. Jeżeli się budzimy to tylko przy konkretach i sprawdzonych założeniach. He, he... . Ogólnie powodzenia i wytrwałości po wyżynach i nizinach naszej czasowo nieokreślonej wędrówki. Dla wszystkich...

sobota, 27 grudnia 2008

Potok Cedron

mentalność
jak zdrada
żądna zapłaty
pieniądze
jak słodycz
ludzkiej zawiści
nagroda
jak śmierć
pokutnej ucieczki

potem już tylko
gorycz i płacz
zmieszane razem
niczym eliksir diabelski
wstrzyknięty w cierniowe kolce
by ranić napuchnięte skronie

wtorek, 16 grudnia 2008

Nocne powidoki, złowieszcze wrażenia ...

I znowu po tylu dniach wzniosłego wyludnienia, strzępy wspomnień, zamyśleń, przemyśleń, rozmyślań, planów, planowań mkną przed siebie niczym północny wiatr, bez możliwości jakiejkolwiek realizacji ze względu na niepohamowaną szybkość z jaką transferują przez moją głowę. Światła ulicy we władaniu nieruchomej nocy oślepiają moje na wpół przymknięte oczy. Jak truchło sflaczałe niosę swoje ciało do przybytku odpocznienia, zdając sobie sprawę z tego, iż do zrealizowania celu dzieli mnie brutalny dystans nocy do dnia oraz miejsca w którym aktualnie się znajduję razy może trzydzieści sześć przystanków w przód. Na nic się zdadzą majaczenia płyt chodnikowych. W obliczu luster kałuż również pozostaję nieugięty. Cel został obrany, nakreślony, starannie naszkicowany i wypielęgnowany. Teraz pozostaje tylko oparte na wyznaczonych założeniach, ślepe realizowanie ślepo wyznaczonych założeń. Potrząsaniem głowy we wszystkie możliwe kierunki, odrzucam zbliżający się sen. Myśl o kubku gorącej herbaty rozgrzewa trzewia wyobraźni. Ta walka nie potrwa zbyt długo. Opadam pogrążony w pustce, w maniakalnej otchłani możliwości doświadczania i opisu doznań. Resztką sił staram się wydostać na zewnątrz jak najdalej od zmagań z jutrzejszym dniem. Na próżno. Kolejna przegrana pod przykryciem nocy. Teraz w nicości myśli, w próżni rozłączonych synaps, pochylam swą głowę bezwiednie zgodnie z ciężarem ciała lekko do przodu. W oddali daje się jeszcze słyszeć szept echa zjednoczonych odgłosów, zbitych w jeden monotonny dźwięk: Czy można iść do przodu, klucząc przez większość życia niczym pies na łańcuchu w miejscu?

sobota, 13 grudnia 2008

Pomanipulować Historią ...

CO BY BYŁO ...












... GDYBY NIC NIE BYŁO ?

piątek, 12 grudnia 2008

Tułaczka między wierszami

Czasami "Być" znaczy trwać jak łza rozpaczy co płynie pomiędzy wierszami ludzkiej tragikomedii. Zagubiona, próbuje odszukać właściwą drogę, bezskutecznie odbijając się między wersetami niewypowiedzianych słów.
W tym morzu dialektycznych poematów, każda próba wydostania się na zewnątrz wiąże się z nieskończoną ilością przeciwstawnych sobie sytuacji, których dopasowania lub pogodzenia ze sobą w żaden sposób osiągnąć nie można. To z nich zazwyczaj dokonują się narodziny "wyboru", którego nigdy zresztą nie jesteśmy pewni. Metodą prób i błędów wydeptujemy własny grunt prowadzący ku wiecznej niewiadomej.
Założenie "wiary" koi nasz niepokój i nie sposób (na nasze szczęście) ją odrzucić, gdyż nawet niewiara jest wyznaniem wiary w nią.

poniedziałek, 8 grudnia 2008

Źródło (wszechrzeczy)

Za późno (już)
szukać
Za wcześnie (jest)
wątpić
Na próżno (już)
pytać
Nadaremnie (jest)
sądzić

Z dala od zgiełku świata w myśli wyciszeniu
nadzieję na nowo przypisać do istoty "życia"
W obliczu potęgi ludzkiego rozumu uniżeniu
nadać pierwotny sens znaczeniu pojęcia "bycia"

poniedziałek, 1 grudnia 2008

Moja Pieśń o Irlandii

No chodź tu już moja mała Misty
Usiądź wygodnie na
tym rozklekotanym fotelu
wysłanym wyświechtanym kocem
Przed starym kominkiem
rozłóż swe obolałe nogi
na startym ręczniku
z twarzą Olivera Cromwella
Udając, że zbijasz bąka w
brytyjską flagę
zacznij swą opowieść
przy szklaneczce whisky
O tym zielonym kraju co przed
laty cięgi i baty zbierał
O dumie i porażce minionych pokoleń
I o tych co teraz własnymi rękami
łożą by wyjść na swoje
Zabierz mnie w te pola koniczyn,
celtyckim podmuchem ponieś przez
przestrzenie niegdyś będące
we władaniu druidów
Między głazami co starych
legend moc w sobie wciąż mają,
ku wzgórzom pomiędzy murowanymi zagrodami
i grubą strzechą pokrywającą chaty gospodarstw
Gdzieś gdzie wolności chwilowej
w płuca móc nabrać bez obaw o jutro
Kroczyć z przymkniętymi oczami
twoimi drogami tak długo jak tchu
i sił ciału starcza
Wtopić się całym sobą w tą woń pejzaży
i zostać już w nich na zawsze obracanym
wiecznie przez cztery pory roku