"Można wydziedziczyć człowieka, zabrać mu wszystko - jakoś sobie z tym poradzi, jakoś się urządzi. Jednej wszakże rzeczy tykać nie wolno, jeśli bowiem pozbawić go jej, będzie zgubiony z kretesem. Tą rzeczą jest możność - albo lepiej: rozkosz - użalania się nad sobą. Jeśli mu ją odejmiecie, jego dolegliwości przestaną go obchodzić, przestanie czerpać z nich przyjemność. Jakoś sobie radzi, póki może o nich mówić i je demonstrować, a zwłaszcza opowiadać o nich bliskim, aby ukarać ich za to, że ich nie doświadczają, że chwilowo są od nich wolni. A narzekając, daje do zrozumienia: Poczekajcie trochę, i na was przyjdzie kolej, nie wywiniecie się."
E. Cioran "Upadek w czas"I jak tu pozostać biernym wobec tak szerokich możliwości uprawiania masochizmu myślowego. Nie wspominając już o słownym sadyzmie skierowanym do osób trzecich. Pozostaje tylko cierpliwość, częste wietrzenie uszu lub studzący umysł - strzał w pysk. W takich chwilach przepełnia mnie wdzięczność dla rodziców oraz małżonki za tę "bolesną" umiejętność, mającą na celu próbę zrozumienia moich fanaberii.
Ha. Ciekawe. Ważne uwagi, zasługujące na chwilę namysłu.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony przypomniałeś mi, jak użalanie się nad sobą traktował Albert Ellis, jeden z "ojców" kognitywnego nurtu w psychoterapii, zarazem twórca racjonalno - emotywnej terapii behawioralnej (rebt). Otóż uważał on, że użalanie się nad sobą jest składową szerszego zjawiska psychicznego, które
nazywał "bezdennym biadoleniem", a to z kolei wiązał ściśle z tendencjami perfekcjonistycznymi.
Te ostatnie są źródłem wielu silnych, negatywnych emocji (uczuć), które są rozładowywane w
najprostszy sposób: przez zachowanie dezadaptacyjne.
(Pisze o tym np. w swojej książce Terapia krótkoterminowa, Gdańsk: GWP, 1999).
Takie moje psychologiczne trzy grosze w rozmowie z filozofem.
Pozdrawiam serdecznie,
K.