Mam jakiś wewnętrzny zator - myślowy.
Ostatki abstraktu (Jeden z moich ulubionych sposobów postrzegania świata. I to nie jako całości lecz pojedynczych, dogodnie wybranych fragmentów pozbawionych większych powiązań między sobą. Dlatego, tak daleko mi zawsze do konkretu i umiejętności właściwego sprecyzowania się) zmieszałem z resztką fusów po kawie w zdeformowanym plastikowym kubku. Uzyskaną zawiesinę niczym czarną błotnistą breję, wylałem jednym pociągnięciem ręki na kompost twórczych koncepcji. Niech zarosną chwastem, ostem i innym ścierwem. Może kiedyś coś wyłuskam podczas umysłowego pielenia...?
taki kompost to najlepsza pożywka dla nowego! Nowe pnącza rosna najlepiej na starej zgniliźnie ;)
OdpowiedzUsuńUmysłowe pielenie, powiadasz. Czytałem własnie o trzęsieniu ziemi w NYC, dziewczyna myślała, ze to Szekspir (pies) się bawi, teraz czekają na mały huragan (Irene).
OdpowiedzUsuńWięc, tak a propos, może zamiast tych ostów jakaś ładna rabatka?
Się specjalnie nie znam, może azalie?
Ostatecznie w Londynie też nie ma trzęsień ziemi, więc może są?
Na razie jest deszczowo, więc kto wie? Może coś wyrośnie na podwalinach tej zgnilizny. Dziękuję za pokrzepienie!
OdpowiedzUsuń