dziś w południe
wypuściłem gwar miasta
przez okno do pokoju
wypełnił przestrzeń momentalnie
chaotyczny splendor dźwięków
jak zmieszane farby
na palecie malarza
wlewał się w uszy
udając strumień wody
i odgłosy miejsc
w których stygną myśli
Piszesz:
OdpowiedzUsuńchaotyczny splendor dźwięków
jak zmieszane farby
na palecie malarza
To jakby coś nowego, akceptacja miasta, z jego pewną chaotyczną napastliwością, natarczywością.
Splendor dźwięków, czyli ich blask, wspaniałość, przepych.
Ja sam jestem zdania, że miasto jest jedynym naturalnym środowiskiem człowieka, jednak o Tobie myślałem dotąd jak o kimś preferującym ponad wszystko sielski spokój, takie tam laski, piaski i dziki ryjące pod dębami, tudzież komary i wszelkie robactwo:-) Widać myliłem się, grzęznąc w błędzie.
Otóż nie, nie, nie Samie! Nie myliłeś się i stąd też się wziął tytuł tego wiersza :) Czasami mocna tęsknota jest jak rozdwojenie jaźni. Omamy, zwidy, majaki, fatamorgany, zagubienie... . Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.
OdpowiedzUsuń