Niefortunna płynność losu. Trzydziesty czwarty rok niczym nienadszarpniętej egzystencji, splątanej chaotycznym supłem myśli z zakresu: O co mi tak naprawdę chodzi???
Problem szczegółowego sprecyzowania siebie rozchodzi się słodko w czeluściach nostalgicznych wizji i jałowych rozmyślań. Boleję nad skazą własnej niepraktyczności szeroko pojmowanej. Oczywiście zmuszony jestem traktować tę osobistą nieudolność z przymrużeniem oka, inaczej bym chyba zwariował ;)
Troszkę szaleństwa nie zawadzi, sądzę. Byle tylko nie nadwątlić zbytnio struktury świata wokół, bo jeszcze huknie na łeb, a sam optymizm nie wystarczy, żeby za każdym razem wyłgać się byle guzem.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba, podoba mi się wręcz strzeliście pytanie: - O co mi tak naprawdę chodzi??
Odpytuje siebie nim siedemnaście lat dłużej, a jak Bóg da, pewnie na tym nie poprzestanę. Uparty bywam.
hmm powinnam napisać mam tak samo jak ty:)
OdpowiedzUsuńA ja się cieszę, że niepraktyczni ludzie wciąż jeszcze istnieją:)Inaczej bym chyba zwariowała w tym naszym praktycznym do granic wytrzymałości świecie. Niepraktyczność...to jest dopiero zdolność;)
OdpowiedzUsuńJesteś raczek?
OdpowiedzUsuńJeżeli tak, to ściskam urodzinowo :***
OdpowiedzUsuńDzięki za pokrzepienie. Ja za każdym razem jeżeli przychodzi coś do czego, to ubolewam nad tym (czytaj: sobą). Nieraz mówię wtedy do żony, wiesz co kochanie, ze mnie tyle pożytku, co jak to śpiewał Sted "tylko pójść na wrzosowisko i zapomnieć wszystko" ;)
OdpowiedzUsuńMargo, jeżeli chodzi o zodiaki to: kozi-rożek:)
OdpowiedzUsuńUściski mimo wszystko zgarniam!!! ;)
OdpowiedzUsuń