sobota, 27 lutego 2010
Lekkość
Żołądkowa zapijana pod subiektywne dyktando mrocznym Guinnessem. Z lewego, trochę zawodzącego głośnika sączy się nie dość pokrzepiający "Wykaz" Janusza Reichela. Ogólny zamęt, codzienny chaos i całodobowy zgiełk miasta, przybrał na powrót tradycyjną postawę stagnacji, słodkiej rutyny wykonywanych czynności i wewnętrznego wyciszenia. Pośród tego wszystkiego dominuję Ja - jako przewodnie źródło wszystkiego, co znajduje się w zasięgu mojego doświadczania.
Samobójstwem wydaje się być stosowanie w ramach zagryzki słoika marynowanych główek czosnku. Świadomość tej decyzji odpokutuję w późniejszym katharsis. Statyczność kojącego gibotania się po obwodzie ruchomego krzesła, zakupionego gdzieś w podrzędnym lumpeksie artykułów codziennego użytku przy zapuszczonej brudem stacji metra, rytmicznie zlewa się z lepkością nut wypływających z czarnych skrzynek, symetrycznie rozmieszczonych po dostępnej przestrzeni pokoju. Z przymkniętymi oczami po raz kolejny oddaję się pod władanie czasu... zamyślenia... zapomnienia...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
zapomnienie z oddechem czosnku, słodką wódką, ciemnym piwem... dobrego niedzielnego ranka życzę:))))
OdpowiedzUsuńCałkowicie zdaję sobie sprawę z powziętego ryzyka ;)
OdpowiedzUsuńto nie ryzyko - to sobota:)))) a potem...
OdpowiedzUsuńja,jak często:) ZWYKLE, wino:))))
Wino i przebaczenie... ;)
OdpowiedzUsuńCZERWONE, JAK ich krew...
OdpowiedzUsuńUuuu... to nie ryzyko - to kamikaze :-). Czy w Londynie jest sok z kiszonych ogórków?
OdpowiedzUsuńGuinness bue :-). Ja musiałabym robić odwrotnie: zapijać go żołądkówką. Dobrze, że mam w barku whisky i wino...
Ale taka kontemplacja pod konsumpcję to miła rzecz... dryfowanie z zamkniętymi oczami...
Te smakuje najlepiej !!! Skryci winopijcy.
OdpowiedzUsuńWidzę Isle, że w kwestii trunków rozumiemy się bez słów. A kamikadze, no cóż świadome poświęcenie ;)
OdpowiedzUsuńtakie zapomnienie, to tylko chwilowe... ja tam ciągle robię sobie operacje na otwartym mózgu i nie mija... a może powinnam pamiętać!
OdpowiedzUsuńWszystko rozchodzi się o chwilę, bo jeżeli nie ona, to cóż wtedy pamiętać? Zapomnienie... ?
OdpowiedzUsuńMasz rację, chwilami będę się rzucała w zapomnienie, cała reszta będzie magią :)
OdpowiedzUsuńa tak w ogóle to ja do świąt przecież nie piję, hehe
OdpowiedzUsuńzapomniałam :P
Ja to bym tak chciał trwać cały czas w zapomnieniu, bez względu na adwent. Nieustanna magia zapomnienia... Margo :):):)
OdpowiedzUsuńCzosnek, czosnkiem, ale czuję już jak powoli ogarnia mnie kunderowaska nieznośna lekkość bytu... jak na razie wciąż trwam...
OdpowiedzUsuńRazem z całym arsenałem zapomnienia, zbliżam się do finiszu. Jeszcze tylko chwilowe wsparcie 10-cio letnim singlem i goń (po pijaku) nieboskłon... Tocząc supły na nogach ;)
OdpowiedzUsuń"ale czy warto"...?
OdpowiedzUsuńRaz na jakiś czas myślę, że warto Szeptaku.
OdpowiedzUsuńUśmiecham się do tego posta.
OdpowiedzUsuńTrwając w zadziwieniu
że można tak mieszać
i przeżyć :)))
Żyję !!! Ale co to za życie, skoro jutro poniedziałek i znowu trzeba iść do pracy ?! ;)
OdpowiedzUsuńhihi, i kto tu pisze o katharsis ?
OdpowiedzUsuńniezłe odreagowanie po ciężkim tygodniu :)
Tak, to prawda. Istotną rzeczą jest to jak rozumiemy to słowo. W swoim ostatnim komentarzu Twojego utworu, dałem się ponieść powiewowi swoich subiektywnych odczuć. Niestety nie zawsze celnych. Ech, życie...
OdpowiedzUsuń